- Staramy się grać jak najlepiej - skromnie przyznaje główny architekt sobotniego zwycięstwa. - Cieszę się, że wróciłem i będę robił wszystko, aby pomóc drużynie - dodaje. Zinczuk, z powodu kontuzji, stracił cały okres przygotowawczy. Na parkiecie po raz pierwszy pojawił się w meczu drugiej kolejki z Piotrkowianinem, wówczas nie był jednak w pełni sił i do gry wszedł z ławki.
- Już wtedy pokazał, jak dużo znaczy dla naszego rozegrania - nie ukrywa w rozmowie ze SportoweFakty.pl skrzydłowy Azotów, Wojciech Zydroń. W Piotrkowie Trybunalskim Zinczuk losów meczu odmienić nie zdołał. Kiedy pojawił się na parkiecie, rywale byli już poza zasięgiem Azotów. Podopieczni Bogdana Kowalczyka ostatecznie przegrali różnicą jednej bramki.
- Zinczuk to gracz, który potrafi znakomicie zachować się w sytuacji jeden na jeden, wziąć na siebie ciężar gry - charakteryzuje kolegę Zydroń. Ukrainiec pokazał to w sobotę. Rzucił dziewięć bramek, popisał się kilkoma efektownymi podaniami, mądrze kierował rozegraniem. Jako jedyny w zespole nie popełnił żadnego błędu technicznego, ustrzegł się strat. Kilkukrotnie odważnie wchodził w obronę rywali.
- Wyniósł nas na zupełnie inny poziom sportowy - przyznaje szkoleniowiec Azotów, Bogdan Kowalczyk. Trenerowi wtóruje bramkarz, Maciej Stęczniewski. - Jest bardzo ważnym elementem zespołu. Dobrze, że wreszcie wrócił - mówi były golkiper reprezentacji Polski. - Z nim nasza gra wygląda zupełnie inaczej. Pozostaje mieć nadzieję, że wytrwa w zdrowiu do końca sezonu.