Dariusz Molski: Meczu nie wygrywa się w pierwszej minucie

Nie udała się gorzowskim Akademikom inauguracja przed własną publicznością. Po zwycięstwie nad Miedzią w Legnicy apetyty były spore, jednak zbyt statyczną i pełną błędów grą nie odnosi się zwycięstw w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Gorzowianie fatalnie rozpoczęli sobotnie zawody. Już po kilku minutach gry przegrywali sześcioma bramkami. Zażarta pogoń za rywalem trwała przez blisko trzydzieści minut. Mimo doprowadzenia do stanu 21:20 dla AZS-u, gorzowianie nie byli w stanie utrzymać prowadzenia - Szkoda, że tyle kibiców zobaczyło rozlazły i słaby zespół. Nie wiem co spowodowało, że wyglądaliśmy jak panienki z dobrego domu. Chodziliśmy tak, aby nam się gdzieś krzywda nie stała. Niestety jest to gra kontaktowa i trzeba troszeczkę pobiegać. Na stojąco nie da się wygrać meczu. Na boisku to piłkarze tworzą grę, my nie możemy dużo zrobić. Czas na żądanie jest tylko jeden. Nasze przerwy wykorzystywaliśmy z sukcesem, gdyż od razu zmieniał się obraz spotkania. Potrafiliśmy dojść przeciwnika, jednak wystarczyło to tylko na jakąś chwilę - powiedział po meczu trener Dariusz Molski.

Gra gorzowskich piłkarzy ręcznych tego dnia przypominała typową sinusoidę. Upadki i wzloty nie pomagają jednak w konsekwentnym realizowaniu założeń przedmeczowych - Zabrakło nam konsekwencji, zabrakło nam zimnej głowy. Uważam, że mamy więcej doświadczenia do MMTS-u mimo, iż jest to wicemistrz Polski. Mamy bardziej doświadczonych zawodników i od nich powinno się wymagać. Musimy od nich wyciągnąć to, aby grali jak najlepiej. Zagraliśmy na zasadzie oby szybciej może się uda. Pierwszy punkt założony przed spotkaniem - nie wygrywajmy meczu w pierwszej minucie bo się nie da. My zaczęliśmy tak grać. Pierwsze niecelne rzuty i już przegrywamy czterema bramkami. To już powinno być po meczu - skomentował Molski.

Po meczu trener gości stwierdził, że czerwona kartka dla Filipa Kliszczyka pokrzyżowała jego plany taktyczne. Jak przedwczesna strata swojego rozgrywającego podziałała na gorzowską ekipę? - Myślę, że ta czerwona karta dla Filipa nie podłamała nas psychicznie. Jest on jednak bardzo ważnym ogniwem w naszej ekipie. Jeżeli któregoś z zawodników z pierwszego składu, gdzieś z jakiegoś powodu zabraknie to zaczynają nam się małe schody. Przed ligą próbowaliśmy stworzyć taką sytuację, gdzie nakaż dej sytuacji będziemy mieli dwóch równorzędnych zawodników. Nie udało nam się to w pełni zrealizować. Zmiennicy nie zawsze są w takiej samej dyspozycji jak ci, który grali przed nimi. Musimy dojść do tego, aby ten drugi nie był przysłowiową zapchajdziurą - dodał Molski.

Debiut przed własną publicznością zaliczył sprowadzony w letniej przerwie Luchien Zwiers. Holenderski bramkarz zarówno poprzez efektowną jak i efektywną grę od razu znalazł uznanie wśród kibiców. - Lucky był najjaśniejszym punktem w naszym zespole. Straty po części odrobiliśmy dzięki niemu. Co prawda nie sam on broni, ale niektóre interwencje były wręcz kaskaderskie. Po to on tutaj jest. Jednak po to są także inni zawodnicy. Tak jak mówiłem w ekstraklasie sto procent nie wystarczy. My nie jesteśmy Kielcami, gdzie można wystawić dwie równe drużyny. My powinniśmy wykorzystać wszystkie atuty - mówił szkoleniowiec AZS.

Źródło artykułu: