Łukasz Luciński: Co czuje zawodnik, gdy po tak długiej przerwie może ponownie trenować z zespołem?
Mateusz Zaremba: Jestem z tego bardzo zadowolony, bo czekałem na to prawie cały rok i mam nadzieje, że już nie będzie żadnych problemów zdrowotnych. Cały czas obserwowałem drużynę z boku i zazdrościłem im, że mogą normalnie trenować. Nawet kiedy mówili, że jest ciężko i są zmęczeni po tych wszystkich meczach to mi tego brakowało!
Liczysz na ligowy występ w tym sezonie?
- Na pewno bardzo chciałbym zagrać, ale to zależy od trenera. Powoli muszę się obywać z piłką, bo mam sporo zaległości - w końcu rok nie grałem. Mamy bardzo szeroką ławkę i wszyscy chcą grać jak najwięcej, każdy daje z siebie wszystko na treningach oraz podczas meczów. Ja nie jestem tak ograny w tym sezonie jak inni. Wiadomo, że jest paru nowych zawodników, są jakieś nowe zagrywki i żebym mógł zagrać w tym jeszcze sezonie będę musiał bardzo ciężko pracować. Ale nie ma rzeczy nie możliwych!
Czy feralny mecz z Travelandem nadal siedzi jakoś w twojej głowie?
- Na pewno jakoś siedzi, ale staram się o tym zapomnieć, bo czasu już nie cofnę, a życie biegnie dalej.
Jak radziłeś sobie z ta kontuzją? Nie miałeś czasem momentów zawahania, czy warto dalej kontynuować karierę?
- Na początku jakoś sobie radziłem. Było bardzo ciężko, ale z powodu bólu. Cały czas myślałem pozytywnie, że minie rehabilitacja i będę mógł zacząć normalnie trenować z drużyną i na drugą rundę będę już gotowy do grania. Niestety, okazało się, że pod koniec roku muszę mieć jeszcze jeden zabieg, a to trochę podcięło mi skrzydła i zaczęły mi chodzić po głowie różne myśli. Już mniej pozytywne, ale najłatwiej się poddać i zakończyć karierę. Ja jednak do takich ludzi nie należę i nie mam zamiaru się poddawać.
Nie boisz się, że kontuzja po raz kolejny może się odnowić?
- Staram się o tym nie myśleć. Mam nadzieję, że już więcej takich kontuzji nie będę miał, bo do przyjemnych to nie należy i nikomu tego nie życzę. Wolę myśleć o pozytywach, a nie dołować się tym, co było.
Pamiętasz, w jakich okolicznościach doznałeś tego urazu?
- Pamiętam doskonale, ale jak już mówiłem, wolałbym o tym zapomnieć. To była chyba 40 minuta, chciałem oddać rzut na bramkę i w tym momencie zostałem popchnięty. Leciałem prosto na plecy i odruchowo wystawiłem nogę do tyłu, żeby amortyzować upadek. Pech chciał, że niestety stopa przykleiła się do podłogi i kolano uciekło do środka. Od razu poczułem mocny ból w kolanie. Wiedziałem już, że coś będzie nie tak. Teraz staram się już o tym nie myśleć.
Już niedługo Vive czeka niezwykle trudny pojedynek z HSV Hamburg. Myślisz, że macie jakieś szanse z zespołem braci Lijewskich?
- W niejednym meczu Ligi Mistrzów pokazaliśmy, że wszystko jest możliwe. Wiadomo, że to zespół z górnej półki Bundesligi, ale tu nikt nie myśli o przegranej. Na pewno będziemy walczyć do końca i starać się wypaść jak najlepiej. W Champions League swój plan wykonaliśmy, ale wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i nie mamy zamiaru się łatwo poddać.
Jesteście niepokonani w lidze. Czy sądzisz, że ktoś może przeszkodzić wam w marszu po złoto?
- Teraz zaczynają się play-offy. To tak jakby sezon od nowa się zaczynał i na pewno nie możemy lekceważyć żadnego zespołu, bo byle potknięcie może się źle skończyć. Musimy grać tak, jak graliśmy cały sezon. Na pewno drużyna z Płocka łatwo się nie podda, a dodatkowo powoli wracają zawodnicy, którzy byli wcześniej kontuzjowani. Nikt u nas nie myśli, że już mamy złoty medal. Trzeba jeszcze trochę meczów rozegrać, nie myślimy na razie o finale, tylko o kolejnym meczu który nas czeka w środę z Wisłą.
Przed pucharowym rewanżem w Płocku macie 6-bramkową zaliczkę. Myślisz, że to wystarczy?
- Sześć bramek przewagi to nie jest ani dużo, ani mało. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że Wisła będzie grała u siebie, przy swoich kibicach. Na pewno nie możemy lekceważyć tego meczu i dopuścić do naszej porażki. Mecz zapowiada się bardzo emocjonująco i mam nadzieję, że moja drużyna wygra.
Jak oceniasz zmiany, które zaszły w zespole Vive w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy?
- Chyba nikt nie ma wątpliwości, że zaszły dobre zmiany! Na pewno dużo się zmieniło odkąd ja przyszedłem do drużyny. Jestem zadowolony, że mogę współpracować z takimi ludźmi.
A jak układa się twoja współpraca z Bogdanem Wentą?
- Jako trener jest bardzo wymagający. Zawsze słucham jego rad i wskazówek, może nie zawsze potrafię potem wcielić je w życie, ale staram się jak mogę.
Wcześniej występowałeś na niemieckich parkietach. Czemu zdecydowałeś się na przenosiny do Kielc?
- Grałem wcześniej w HSV Insel Usedom. To była raz trzecia, raz druga liga. Wtedy dostałem propozycję z Kielc. Wiedziałem, że ten zespół zawsze zaliczał się do czołówki naszej Ekstraklasy. Chciałem spróbować swoich sił w naszej lidze i nie żałuję tego wyboru. Cieszę się, że tu jestem.
Jak rozpoczęła się twoja kariera sportowa?
- Moja kariera sportowa rozpoczęła się podobnie, jak u większości zawodników, czyli w szkole podstawowej. Potem grałem w szkole średniej, a stamtąd trafiłem do Niemiec, a następnie do Kielc. Do Niemiec trafiłem dzięki mojemu bratu, który też był piłkarzem ręcznym i grał w Szczecinie. Jego znajomy, który wcześniej z nim grał, był trenerem w HSV Insel Usedom. Tam poszukiwali prawego rozegrania, mój brat powiedział, że brat "jest leworęczny i gra w piłkę ręczną". Później pojechałem na testy i tak to wszystko się zaczęło.
Twój kontrakt z Kielcami obowiązuje do 2012 roku. Masz zamiar wypełnić go w całości?
- Chciałbym grać w Kielcach tak długo, jak tylko będę mógł. Zależy to też od trenera czy będzie mnie widział w zespole. Na pewno będę się starał, żeby jak najlepiej wypaść i być przydatnym ogniwem kieleckiego zespołu.
Powszechnie znane jest powiedzenie "sport to zdrowie". Jak ty, po odniesieniu tak poważnego urazu, odnosisz się do tego zdania?
- Sport to zdrowie, ale na pewno nie zawodowy. Wiedziałem, na co się piszę i nie zamieniłbym tego na nic innego!
Z którym z graczy masz najlepszy kontakt?
- W naszej drużynie panuje świetna atmosfera. Z nikim nie mam żadnych konfliktów i kontakt utrzymuję z każdym z partnerów.
Od jakiegoś czasu w drużynie z Kielc pojawia się coraz więcej reprezentantów Polski. Czy nie sądzisz, że może to negatywnie odbić się na zespole narodowym?
- Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Pożyjemy, zobaczymy…
Jak oceniasz poziom polskiej Ekstraklasy?
- Nasza liga jest nieobliczalna! Tu każdy z każdym może wygrać, tak jak i przegrać. Wiadomo w Ekstraklasie nie ma takich pieniędzy jak chociażby w Bundeslidze, a to niestety podstawa, żeby liga była mocna.