Kolejna "wojna" - teraz ze Szwedami

Śpią w tym samym hotelu, widują się w restauracji na śniadaniu. Wieczorem staną w szranki w hali olimpijskiej w Innsbrucku. Mowa o piłkarzach ręcznych Polski i Szwecji. Wieczorem kolejny z meczów określanych mianem "małej wojny". Oby znów zwycięskiej dla Polaków, którzy wygrywając ze Szwedami zapewnią sobie udział w fazie głównej EURO 2010. Ekipę Trzech Koron mogą praktycznie - jeśli nie odesłać do domu - to pozbawić szans na odegranie jakiejkolwiek roli w Mistrzostwach Europy w Austrii.

Reprezentacja Polski przed południem odbyła kolejny trening w hali olimpijskiej. Polscy piłkarze ręczni w dobrych humorach wrócili do hotelu Grauer, gdzie czekali na nich dziennikarze, a także grupka biało-czerwonych kibiców - W głowach mamy już tylko mecz ze Szwecją. Trzeba było zupełnie zresetować się po wczorajszym spotkaniu i teraz skupiamy się już na kolejnym meczu - podkreśla Krzysztof Lijewski, który zna doskonale graczy ze Szwecji, choćby z wspólnej gry w HSV Hamburg. - My znamy ich. Oni znają nas. Na tym poziomie nie ma już żadnych tajemnic. Trzeba wyjść na parkiet i walczyć - dodaje młodszy z braci Lijewskich.

Zapytaliśmy polskich piłkarzy ręcznych jak czują się po niesamowitej bitwie stoczonej na inaugurację mistrzostw. - Na pewno mecz z Niemcami kosztował nas trochę zdrowia. Każdy z nas ma go w kościach. Odczuwamy trudy tego, co działo się we wtorkowym meczu. W środę na treningu widać było, że wszyscy są już głodni gry. Wieczorem będziemy zwarci i gotowi na kolejną walkę, tym razem ze Szwedami - zapewniają Orły Wenty.

- Szwedzi są bardzo niewygodnym rywalem dla nas. W ostatnich latach spotykaliśmy się dosyć często. Wyniki były raz korzystne dla nas, raz dla nich. Środowym mecz jest dla Szwedów meczem o życie. Oni muszą wygrać, my możemy, ale oczywiście bardzo tego chcemy i nie zamierzamy ułatwiać Szwedom życia. Większe ciśnienie leży na pewno na barkach reprezentantów Szwecji. My zagramy na większym luzie - uważa młodszy z braci Lijewskich.

Polacy byli zaskoczeni wynikiem konfrontacji Szwecji ze Słowenią. - Kiedy opuszczaliśmy halę olimpijską w połowie meczu Szwedzi wyraźnie prowadzili. Kiedy się dowiedzieliśmy, że przegrali, byliśmy zaskoczeni - nie kryli nasi reprezentanci. - Oczywiście, że byłem zaskoczony tym wynikiem. Szwedzi prowadzili przecież 13:7. Trener Słoweńców w drugiej połowie zmienił obronę na 5-1. Szwedzi zaczęli się gubić. Słoweńcy z kolei kontrowali i doprowadzili do remisu, a w końcówce rozstrzygnęli spotkanie na swoją korzyść - dodał Bartłomiej Jaszka.

We wtorek wieczorem Polacy nie oglądali już nawet meczu Szwecja - Słowenia. Prostu ze swojego meczu udali się do hotelu - Dopiero w środę na odprawie zobaczymy to spotkanie, głównie pod kątem gry Szwedów. Na rozpracowanie Słowenii będziemy mieli jeszcze cały czwartek - zaznaczają polscy szczypiorniści.

- Po kolacji mieliśmy jeszcze krótką odprawę, podczas której oglądaliśmy skróty pozostałych meczów EURO 2010. Powiedzieliśmy sobie wówczas, że mecz z Niemcami to już historia i teraz myślami jesteśmy przy meczu ze Szwedami - powiedział Bartłomiej Jaszka, który po meczu z Niemcami został tylko drobny ślad w postaci draśnięcia. - Myślałem, że będzie to gorzej wyglądać. Na początku bałem się, że otworzyła się stara rana, na której kiedyś miałem założone cztery szwy - kończy środkowy reprezentacji Polski.

Komentarze (0)