Rywalizacja na mistrzostwach świata w piłce ręcznej wkroczyła w decydującą fazę. We wtorek rozpoczęła się walka o miejsce w strefie medalowej. Jako pierwsze o przepustkę do najlepszej "czwórki" zawalczyły reprezentacja Chorwacji, czyli jeden ze współorganizatorów oraz reprezentacja Węgier.
Spotkanie w Zagrzebiu było pełne zwrotów akcji. Choć przez większość czasu oba zespoły grały na remis, dwa mocniejsze fragmenty mieli Węgrzy. Madziarzy zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie zdołali odskoczyć na cztery trafienia, ale za każdym razem rywale odrabiali stratę.
Podobna sytuacja miała miejsce w decydujących fragmentach. Na pięć minut przed końcową syreną węgierscy szczypiorniści prowadzili 30:26 i byli bardzo blisko awansu do ćwierćfinału. Od tego momentu ich gra stanęła, a gospodarze zaczęli szaleńczą pogoń. W 59. minucie na tablicy wyników pojawił się remis, co zapowiadało wielkie emocje.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski dementuje. "Muszę zmienić to, co jest na Wikipedii"
Na 15 sekund przed końcem Węgrzy musieli oddać strzał na bramkę. Piłka trafiła jednak w blok rywali, a późniejsza dobitka została obroniona. Chorwaci ruszyli z szybkim atakiem i wykorzystali pogubienie w defensywie przeciwników. Piłkę dostał zupełnie niekryty obrotowy Marin Sipić, który tuż przed syreną rzucił bramkę na wagę zwycięstwa 31:30.
Po jego rzucie trybuny w hali w Zagrzebiu oszalały, podobnie jak sami zawodnicy. Chorwaccy szczypiorniści zaczęli biegać po parkiecie, świętując awans wywalczony w niewiarygodnych okolicznościach. Zupełnie inne nastroje panowały z kolei w szeregach rywali, którzy nie kryli ogromnego smutku.