Zwycięstwo w tym spotkaniu mogło dać Energa Borys MMTS Kwidzyn awans na ósme miejsce w ligowej tabeli. Jeszcze do przerwy miejscowi mieli spore szanse na pokonanie Energa MKS Kalisz, prowadzili bowiem 12:11. Po zmianie stron wyraźne stanęli.
- Wiedzieliśmy, co mamy robić. Od początku staliśmy dobrze w obronie, byliśmy agresywni. W ataku tak samo szliśmy mocno na bramkę - skomentował początek spotkania Mateusz Kosmala.
- W drugiej połowie mieliśmy 10-minutowy przestój, gdzie MKS Kalisz odjechał. Nie mogą nam się zdarzać takie przestoje w domu, bo to już powtarza się któryś raz. I któryś raz oddajemy punkty u siebie, gdzie tutaj powinniśmy się budować i zdobywać punkty jak najczęściej - punktował zawodnik.
Szczypiorniści Energa Borys MMTS wiedzieli, że będą mieli w tym meczu sporo pracy. Szczególnie dlatego, że przyjezdni grali wysoką obronę. - Musieliśmy szukać piłek do skrzydeł, do koła. Naszym zadaniem było kończyć to, co wypracują chłopacy - tłumaczył.
ZOBACZ WIDEO: Polska mistrzyni wyznała, że choruje. "Byłam pod ścianą"
Kosmala przyznał ponadto, że zaraz po meczu porażka (25:28) będzie bolała, ale już kolejnego dnia należy o tym zapomnieć. Tym bardziej, że w niedzielę kwidzynian czeka kolejne ważne spotkanie. Tym razem przeciwko walczącemu o utrzymanie WKS Śląsk Wrocław.