"Brzydziłam się sobą. Czułam, że umieram" - tak o swojej depresji pisała Ewa Urtnowska, była reprezentantka Polski w piłce ręcznej.
Kiedy chorowała, nie była w stanie wstać z kanapy, aby poprosić o pomoc. - Bezwład, zatrzymanie i problem z pojęciem tego, co się z tobą dzieje - tak o mrocznym okresie opowiada dziś.
Depresję nazywa "rakiem umysłu".
ZOBACZ WIDEO: Polska mistrzyni wyznała, że choruje. "Byłam pod ścianą"
Pomogli najbliżsi, ich determinacja. Do tego psychiatra i psychoterapeutka, z którą mogła kontaktować się nawet w środku nocy.
Po wyjściu z choroby Urtnowska postanowiła pomagać innym. Najlepiej zna się na sporcie. Ma doświadczenie w pokonywaniu piekła choroby. Połączyła to. Założyła fundację "Graj z głową", która podejmuje temat zdrowia psychicznego w sporcie. Jednym z elementów działalności Urtnowskiej, Kingi Achruk i zespołu ekspertów jest telefon wsparcia "Rozmowy dla głowy".
"Nie mam siły walczyć"
- Możesz powiedzieć o wszystkim. O czym tylko chcesz.
Cisza. Jednak połączenie trwa.
Urtnowska próbuje: - To, co powiesz, nie wyjdzie poza naszą rozmowę. Możesz mi zaufać.
Znów kilka sekund bez słów.
Wreszcie reakcja. - Jestem totalnie rozbita. Psychicznie. Mam dość sportu. Dość hejtu. Nie radzę sobie.
Urtnowska daje czas na dobór odpowiednich słów.
I słyszy: - Już nie mam siły walczyć.
Marta [imię zmienione - przyp. red.] ma 16 lat. Trenuje jeden z popularnych w Polsce sportów zespołowych. Od szkoleniowca słyszy przekleństwa. Od koleżanek śmiech. Od rodziców, że to nic. Że sport to tylko zabawa i najwyższy czas, żeby znalazła sobie poważniejsze zajęcie. Słyszy, że jej brat zajdzie wysoko, bo wybrał wymagający kierunek studiów.
- Trener raz powiedział mi coś miłego. Powiedział, że jak poprawię wytrzymałość, to może będzie ze mnie zawodniczka.
Urtnowska: - Czyli teraz nią nie jesteś?
- Nie taką, jakiej chciałby w zespole.
Marta karze samą siebie za to, że nie jest wystarczająco dobra. Ale rany po samookaleczeniu zbyt rzucałyby się w oczy. Przecież w szatni dziewczyny rozbierają się niemal do naga.
Zaczęła więc biegać.
Pod koniec większości treningów jest bliska utraty świadomości. Traci oddech, ale biegnie dalej. Kiedy po powrocie do domu jest w stanie samodzielnie stać choćby przez kilka minut, uznaje trening za niebyły. Jeśli pada ze zmęczenia, dosłownie - wreszcie nie czuje się winna.
Marta nie okazuje emocji. Jej twarz jest jak kamień. Dla niej uczucia są złe. To za słabość krytykują ją trener, rodzice i koleżanki. Mama z tatą kiedyś wyśmiali nawet jej łzy. A brak sukcesów w nauce jest dla nich powodem do wstydu.
A tych nie ma, bo trener nienawidzi, kiedy dziewczyny się rozpraszają. Dla nich musi istnieć tylko sport. Inaczej mogą zapomnieć o karierze.
Czy reszta zawodniczek myśli wyłącznie o sporcie? Nie wie. Nie rozmawia z nimi. A innych znajomych nie ma.
Marta tylko na boisku może zwrócić na siebie uwagę. Albo przynajmniej się postarać.
- Poradziłam, aby głośno mówiła o tym, co czuje. Funkcjonowanie w drużynie nie powinno tak wyglądać. Koleżanki i trener przekraczają dopuszczalne granice. Prosiłam, żeby nadal próbowała porozmawiać z rodzicami i zwróciła się ze swoim problemem do kapitanki zespołu. Marta nie może bagatelizować i usprawiedliwiać ich zachowania. Tyle mogłam powiedzieć jako była sportsmenka - opowiada Urtnowska.
Zauważyła, że dziewczyna coraz więcej mówi. Jej głos brzmi mocniej, jest coraz pewniejsza siebie. Usłyszała w głosie Marty nadzieję.
Na koniec godzinnej rozmowy Urtnowska pokierowała nastolatkę do koleżanki z boiska, kiedyś piłkarki ręcznej, dziś psycholożki i psychoterapeutki w trakcie szkolenia.
- Pracę zaczęłyśmy od nauki emocji. Marta nauczyła się je rozpoznawać i zrozumiała, że nie są powodem do wstydu. Jest niezwykle samotna, ale też piekielnie samodzielna. Nauczyła się wiele i nie korzystała z pomocy innych. Aż do teraz. Samodzielności nie nauczyła się naturalnie, ale jakby z przymusu. Musiała być jak terminator, bo to wmawiali jej wszyscy wokół - tłumaczyła Agnieszka Białek.
Specjalistki nie wiedzą dokładnie, jak potoczyła się historia Marty po rozmowach. Ostatnie telefony jednak znacznie różniły się od pierwszych. Nastolatka podjęła walkę o siebie i swoje miejsce w świecie - nie tylko sportu. Szansa na wyjście z potrzasku zdecydowanie wzrosła.
20 slotów miesięcznie
Od czasu tej rozmowy i wielu podobnych minęły dwa lata. Projekt telefonu zaufania utrzymywał się przez pół roku. Potem zabrakło pieniędzy. Urtnowska złożyła wniosek o wsparcie do Ministerstwa Sportu i Turystyki z programu "Sport dla wszystkich 2023", czyli jeszcze za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Na funkcjonowanie telefonu zaufania nie znalazły się nawet cztery tysiące złotych, które zapewniałyby jego kontynuację w podstawowej formie.
Fundacja starała się o wsparcie działań również w 2024 r., już za rządów Koalicji Obywatelskiej. Finansowania państwa jak nie było, tak nie ma.
Kiedy na naszych łamach pisaliśmy o braku wsparcia w 2023 r., z biura komunikacji Ministerstwa Sportu otrzymaliśmy m.in. informację, że wniosków w programie "Sport dla wszystkich" wpłynęło łącznie prawie 3 tysiące na kwotę 570 mln zł. A budżet wynosił 105,5 mln.
Tymczasem finansowanie przyznano m.in. na turniej o puchar jednego z posłów czy jogę na trawie.
Przełom wydarzył się w sierpniu tego roku. Wtedy fundacja uzyskała pomoc od Grupy InPost, prywatnej spółki. Dzięki temu wsparciu projekt funkcjonuje.
Do połowy grudnia, w ramach projektu "Rozmowy dla Głowy", przeprowadzono 66 konsultacji, na które złożyło się 3300 minut rozmów, realnej pomocy. Fundacja miesięcznie udostępnia od 18 do 20 slotów po 50 minut w każdym. Byłoby ich więcej, gdyby "Graj z Głową" mogła przeznaczyć na projekt większe środki.
- Spotkałyśmy na swojej drodze osobę, która nam zaufała i, przede wszystkim, dostrzegła, jak ważne jest zdrowie psychiczne w sporcie. Docelowo potrzebujemy jednak większych środków finansowych, które pomogą nam rozbudować projekt, ale także go odpowiednio wypromować, tak aby działał na sto procent i w pełni odpowiadał na potrzeby środowiska sportowego. Żeby to zrobić potrzebujemy około 30 tys. zł miesięcznie. Obecne środki przeznaczamy na obsługę techniczną platformy, obsługę prawną, księgowość i przede wszystkim wynagrodzenie dla specjalistów, którzy pracują dla nas za stawki niższe od rynkowych - podkreśla Urtnowska.
Fachowcy, którzy obecnie prowadzą rozmowy, to psycholożka sportowa Nadia Peszko, psycholożka i psychoterapeutka Agnieszka Białek, psychoterapeuta Rafał Rogowicz, trener mentalny Wojciech Makowski oraz Oktawia Nowacka, brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w pięcioboju i trenerka mentalna. Zróżnicowanie ekspertów wynika z szerokiego wachlarza problemów i potrzeb dzwoniących. Niektórzy proszą o pomoc w kryzysie, inni o radę, jak dalej pokierować swoją karierą.
- Zadzwoniła nawet mistrzyni na szczeblu międzynarodowym. Byłam zaskoczona, ale zapewne niesłusznie. To tylko udowadnia, że można mieć na koncie rewelacyjne sukcesy, a przy tym potrzebować niezwłocznej pomocy specjalistów - zaznacza Urtnowska.
"Dużo się mówi, niewiele robi"
Co gdyby Urtnowska nie otrzymała wsparcia w okresie najcięższej depresji?
- Wolę nawet nie myśleć o tym, co by się wydarzyło. Ale powiem brutalnie - gdyby nie znajomości, przyjaciele i rodzina wokół, mogłabym czekać kilka dobrych miesięcy w kolejce do specjalisty. Tymczasem problemy zaburzeń i chorób psychicznych nie mogą czekać. Potrzebujemy większej dostępności do specjalistów i działań profilaktycznych na duża skalę. Nie każdego stać na opiekę prywatną, szczególnie że aby trafić na właściwą osobę, na ogół trzeba wykonać kilka prób - tłumaczy była szczypiornistka.
I dodaje, że w Polsce poziom świadomości o potrzebie pracy z psychologami sportu jest coraz wyższy, lecz nadal znacznie więcej mówimy, niż robimy.
- Głowa musi "dojechać" do ciała. Inaczej tworzą się poważne problemy. Zmiana powinna być wielopoziomowa. Trzeba zacząć od szkolenia młodzieży, potem walczyć o dostępność do psychologów. Możliwość korzystania z ich usług powinien mieć nie tylko sportowiec w kryzysie, ale każdy, kto tego potrzebuje - wyjaśnia Urtnowska.
Ma nadzieję na zmiany w wychowaniu fizycznym i systemie nauczania. Tak, aby rozwijając ciało młodych ludzi, nie lekceważyć umysłu.
- Krzyk w sporcie jest potrzebny. Musi być jednak uzasadniony. Trenerzy i nauczyciele nie mogą w ten sposób wylewać swoich frustracji. A to przecież dopiero początek. Na zmiany, o których mówimy, potrzeba ładnych kilku lat. Na razie najbardziej mnie cieszy zainteresowanie rodziców. Dzwonią, pytają. Widać, że zdają sobie sprawę, jak ważna jest psychika w rozwoju ich dziecka. Także tym sportowym. Jeśli jest chęć rozwoju, należy dostarczać narzędzia i wiedzę, sprawiać, aby była łatwiej dostępna. Choćby dzięki takiemu projektowi, jak "Rozmowy dla Głowy" - puentuje prezeska fundacji.
Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty