To mogła być historia upadku. Ostatni rok to w Kielcach prawdziwy rollercoaster emocji - była euforia i wielka radość, a zaraz po nich łzy i ogromne rozczarowanie, były też nadzieje i spore oczekiwania. Przez większą część sezonu były jednak niepewność i drżenie o losy klubu. Walka równolegle toczyła się na boisku i w salach koferencyjnych. Zawodnicy grali o jak najlepsze wyniki, włodarze klubu toczyli zacięte bitwy o zapewnienie zespołowi stabilności finansowej.
Z miesiąca na miesiąc sytuacja robiła się coraz trudniejsza, a plotki o rozpadzie drużyny zataczały coraz większe kręgi. Inne ekipy zacierały ręce na myśl o potencjalnych transferach, a atmosfera była wokół klubu była naprawdę posępna. Światełka w tunelu nie było widać, wszystko jawiło się w czarnych barwach.
Jeszcze w czerwcu nic jednak nie zapowiadało takiego scenariusza.
Wymarzony finał
18 czerwca 2022 roku kibice żółto-biało-niebieskich mieli spore powody do świętowania – mistrzowie Polski w pierwszym meczu Final4 pokonali Telekom Veszprem i po raz drugi w historii klubu mieli zagrać o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Po kilku godzinach okazało się, że kielczanie w finale zmierzą się z Dumą Katalonii. Pierwszy cel został wykonany - w niedzielę trzeba było jednak postawić kropkę nad "i".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękna partnerka Arkadiusza Milika zakończyła pewien etap
Szczypiorniści Barcelony walczyli, by zostać pierwszą drużyną, która w Lanxess Arenie obroni trofeum. Gracze z województwa świętokrzyskiego mieli natomiast szansę zostać drugą ekipą w historii, która w jednym sezonie pokona Hiszpanów trzy razy. Wcześniej udało się to tylko THW Kiel, ale od tamtego momentu minęło ponad trzynaście lat.
To był naprawdę fantastyczny finał - emocjonujący, szalony, pełen zwrotów akcji. Przede wszyskim jednak bardzo wyrównany i trzymający w napięciu. Zawodnicy obu ekip zafundowali fanom wspaniałe widowisko - spektakl, który tym razem dla kielczan nie miał szczęśliwego zakończenia.
Przegrane marzenia
Alex Dujshebaev - bohater całego sezonu, kapitan i osoba, która na swoich barkach trzymała ciężar oczekiwań przez całe dwanaście miesięcy - pomylił się w serii rzutów karnych. Gracze hiszpańskiej ekipy nie spudłowali ani razu i to oni mogli odśpiewać słynne "We're the champions" i wznieść puchar ku niebu.
W kieleckiej drużynie dominowała złość, było rozczarowanie, smutek, przybite głosy. Pojawiły się łzy, nie było jednak spuszczonych głów - żółto-biało-niebiescy już kilkanaście minut po ostatnim gwizdku sędziego zapowiedzieli, że wrócą dla Lanxess Areny silniejsi i pewni, że trudne doświadczenia zbudują ich w przyszłości.
- Płakałem jak małe dziecko, ale to jest normalne. Przez pierwszych dziesięć minut czułem smutek, bo było tak blisko. Rozczarowanie było ogromne, ale po chwili wygrała głowa, dotarło do mnie, co osiągnęliśmy i muszę powiedzieć, że jestem dumny, że mamy taką drużynę, taki klub, takich kibiców. Nasza gra cieszy fanów z całej Polski, poruszyliśmy ludzkie serca - mówił wtedy Servaas.
Koniec epoki
Final Four było ostatnim turniejem, w którym żółto-biało-niebiescy wystąpili z członem "Vive" w nazwie. Kilka dni później na specjalnie zwołanej konferencji prasowej zarząd klubu poinformował, że od sezonu 2022/23 nowym sponsorem zostały Świętokrzyskie Kopalnie Surowców Mineralnych, a zespół będzie występował pod nazwą "Łomża Industria Kielce". Sytuacja finansowa klubu wydawała się stabilna, kielczanie mogli skupić się na spokojnym przygotowaniu do sezonu.
A było się do czego przygotowywać - świetny występ w Kolonii sprawił, że mistrzowie Polski otrzymali "dziką kartę" na grę w IHF Super Globe - prestiżowych rozgrywkach uznawanych za nieoficjalne klubowe mistrzostwa świata. Start Ligi Mistrzów też zbliżał się wielkimi krokami, a zawodnicy i sztab jeszcze latem, podczas okresu przygotowawczego, obiecali sobie, że zrobią wszystko, by znów awansować do elitarnej czwórki, która w czerwcu spotka się w Lanxess Arenie.
Wkalkulowane problemy
Na drodze do sukcesu pojawiły się wyboje. Pod koniec czerwca poważnej kontuzji doznał Cezary Surgiel i szybko stało się jasne, że nie wróci na ligowe parkiety przez co najmniej kilka miesięcy. Lewoskrzydłowy uszkodził więzadła krzyżowe w kolanie. Przez urazy miały też opóźnić się debiuty w szeregach kieleckiej ekipy Elliota Stenmalma i Nedima Remiliego. Szwed miał problemy z plecami, Francuz już w okresie przygotowawczym narzekał na stary uraz kolana.
Jesienią w trakcie przerwy reprezentacyjnej kontuzji stawu skokowego nabawił się z kolei skrzydłowy Benoit Kounkoud, a IHF Super Globe, na które tak w Kielcach oczekiwano, zakończyło się dla mistrzów Polski fatalnie - poważnym urazem Pawła Paczkowskiego i problemami zdrowotnymi Dylana Nahi'ego. Jakby tego było mało, w meczu z Pickiem Szeged Haukur Thrastarson po jednym z wyskoków wylądował tak niefortunnie, że od razu było widać, że stało się coś złego.
Pierwszego w sezonie pojedynku z Orlen Wisłą Płock nie będą natomiast dobrze wspominali Szymon Sićko i jego bliscy. P[color=#000000]odczas jednej z akcji rozgrywający został pchnięty przez Leona Susnję i uderzył bokiem głowy o parkiet. Początkowo podejrzewano wstrząśnienie mózgu, ale szybko okazało się, że konieczna będzie hospitalizacja. "Stan zdrowia zawodnika zaczął się pogarszać. Zaczął odczuwać silne dolegliwości bólowe, cierpiał na niepamięć i z podejrzeniem krwawienia śródmózgowego trafił do szpitala" - poinformował klub.
[nextpage]Chociaż brzmi to brutalnie przedstawiciele wszystkich zespołów zdają sobie sprawę, że na różnych etapach sezonu, będą musieli radzić sobie z brakami kadrowymi, poważnymi kontuzjami czy urazami spowodowanymi przez eksploatację organizmu. To ryzyko wkalkulowane w zawodowe uprawianie sportu.
Przed Final4 czekały kielczan jeszcze jedne złe wieści - po finale Pucharu Polski okazało się, że walkę o powrót do zdrowia będzie musiało stoczyć trzech zawodników. Igor Karacić w Kaliszu uszkodził mięsień piersiowy, Artsiom Karalek i Michał Olejniczak parkiet opuścili w trakcie meczu - obaj nabawili się kontuzji stawu skokowego, u Białorusina pojawił się duży obrzęk, uszkodzona została torebka stawowa. Moment najgorszy z możliwych.
Walka o byt
To jednak nie kontuzje były największą zmorą kieleckiej ekipy. Pierwsze niepokojące informacje pojawiły się w listopadzie - klub po raz kolejny zwołał specjalną konferencję prasową. Tym razem wieści nie były pozytywne - z finansowania drużyny wycofał się browar Van Pur. - Mamy 2,5 miesiąca na znalezienie nowego sponsora. Od tego zależy, jak będzie wyglądał zespół w sezonie 2023/24. Jestem dobrej myśli. Dobrego prezesa poznaje się po tym, jak działa w trudnych chwilach. Zawodnicy i sztab wiedzieli o tej sytuacji od kilku tygodni. Nie ma zagrożenia, że nie dokończymy sezonu - mówił wtedy Bertus Servaas.
Sytuacja z tygodnia na tydzień robiła się jednak coraz bardziej alarmująca, zegar tykał, a na horyzoncie nie było nikogo, kto chciałby zaangażować się w sponsorowanie klubu.
Chętni na rozbiór
Czas naglił. Inne zespoły zaczęły ostrzyć sobie zęby na zawodników mistrza Polski i propozycje nowych kontraktów zaczęły spływać niemal natychmiast. Jeszcze w grudniu dziennik "Mundo Deportivo" podał, że na celowniku FC Barcelony znalazł się Artsiom Karalek, a Węgrzy z Szeged w swoich szeregach już widzieli rodzinę Dujszebajewów. Przedstawiciele europejskich potentatów chwycili za telefony i kusili nowymi kontraktami.
Szczypiorniści wyjechali na mistrzostwa świata, a włodarze klubu nadal walczyli. W lutym stało się jasne, że pierwszy zawodnik opuści szeregi żółto-biało-niebieskich - Nedim Remili przeszedł do Telekomu Veszprem.
Gdy wydawało się, że sytuacja jest nie do uratowania, a klub pozostanie bez wsparcia, pomocną dłoń wyciągnął kielczanin i najbogatszy Polak, Michał Sołowow. Po niemal półrocznych poszukiwaniach w stolicy województwa świętokrzyskiego wreszcie odetchnięto z ulgą. Wsparcia żółto-biało-niebieskim udzieliła grupa Barlinek - od kwietnia zespół występuje pod nazwą Barlinek Industria Kielce.
Zawodnicy zrobili swoje
Chociaż przez większość sezonu sytuacja była mocno niepewna, gracze robili wszystko, by na boisku pokazać się z jak najlepszej strony. Fazę grupową Ligi Mistrzów zakończyli na drugim miejscu, co dało im bezpośredni awans do ćwierćfinału. W 1/8 zmierzyli się z Węgrami z Telekomu Veszprem i już pod nową nazwą nie pozostawili rywalom złudzeń. Tydzień później, po naprawdę dramatycznym meczu wywalczyli też mistrzostwo Polski.
Przed rozpoczęciem Final4 w Kolonii wszyscy zgodnie podkreślają - trudne przeżycia ich zahartowały. Pokazały, że są prawdziwą drużyną i o triumf będą walczyli do końca.
Zimą istniały realne szanse, że klubu nie będzie stać na utrzymanie zespołu w kolejnym sezonie, pojawiały się apele o wsparcie i rozmowy z przedstawicielami miasta. Kielczanie wyszli z finansowych opresji, a teraz mają szansę napisać kolejną piękną historię.
- Wszystko układa się jak scenariusz do filmu, w którym wszystko od początku jest źle... a kończy się pięknie. Były problemy finansowe, ale wyszliśmy z nich. Cały czas graliśmy jednak bardzo dobrze. Wielu myślało, że zespół Veszprem pewnie nas przejdzie w ćwierćfinale, ale to my jesteśmy w najlepszej czwórce. Podobnie było z mistrzostwem Polski, gdy odrobiliśmy dwie bramki i sięgnęliśmy po tytuł. Scenariusz jest dramatyczny, ale mamy nadzieję na dobre zakończenie - powiedział Arkadiusz Moryto.
Pierwsza przeszkoda w drodze do upragnionego triumfu? Paris Saint-Germain HB. - Przyjechaliśmy wygrać. Oczywiście najpierw skupiamy się na półfinale z PSG, ale nie ukrywamy, że nasz cel jest jasny - nie pozostawił złudzeń kapitan zespołu, Alex Dujshebaev.
Początek meczu o godzinie 18:00.
Czytaj też:
Czy Barlinek Industria zaskoczy rywali na F4? "Mamy najlepszego trenera na świecie, na pewno coś przygotuje"
Dujszebajew ze spokojem przed F4. "To ukoronowanie naszej pracy"[/color]