Od kilku tygodni w mediach pojawiają się doniesienia, że Robert Lewandowski może przejść z Bayernu Monachium do Barcelony. Według ostatnich informacji, Katalończycy złożyli już pierwszą ofertę, która opiewała na 30-35 mln euro.
Mateusz Borek w programie "Moc Futbolu" zaznaczył, że to zbyt niska kwota. Podobnie jak 40 mln euro, o których pisał "Kicker". Jego zdaniem "Blaugrana" będzie musiała zapłacić między 50 a 60 mln.
- Jest zaplanowana kolejna podróż Piniego Zahaviego [menadżera Lewandowskiego - dop. MK] między 27 a 29 kwietnia do Barcelony. Gdzieś tam zaczynają ćwierkać wróble, że jest blisko, coraz bliżej. Barcelona ma otrzymać jakąś arabską pożyczkę na dziesięć lat - powiedział Borek.
Po raz pierwszy pojawiły się informacje, że Barcelona może wziąć pożyczkę, aby ściągnąć do siebie Lewandowskiego. Wyjaśnił także, jak wyglądały negocjacje zawodnika z Bayernem.
- Pierwotnie obóz Lewandowskiego chciał kontraktu do 2026 roku, w tej chwili byłby w stanie zaakceptować umowę do 2025 r. Bayern bardziej myśli o 2024 z ewentualną podwyżką, choć najnowsze informacje z poniedziałku są takie, że chcą się zatrzymać na 24 mln euro, odrzucają koncepcję z 30 mln - mówił Borek.
Dziennikarz podkreślił, że nie można wykluczyć, iż kierownictwo Bayernu się nie złamie i jednak do transferu dojdzie tego lata. - Ania [Lewandowska - dop. MK] jeszcze podgrzała to wszystko weekendowym Instagramem - zakończył.
Chodziło o wpis trenerki, w którym poinformowała, że rozpoczyna naukę... języka hiszpańskiego. Nie ulega wątpliwości, że jeżeli dojdzie do transferu Lewandowskiego, będzie to jeden z największych hitów okienka.
Czytaj także:
- Nowe ustalenia ws. Roberta Lewandowskiego. Jest jeden warunek
- Trener FC Barcelona wściekły. "Musimy spojrzeć sobie w twarz"
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ach, ten Neymar. Tarzał się po podłodze!