Do miasta zmasakrowanego przez Rosjan przyjechał w poniedziałek prezydent Wołodymyr Zełenski. Przywódca Ukrainy na własne oczy zobaczył ludzkie zwłoki pozostawione na ulicach i masowe groby. Część zabitych miała skrępowane za plecami ręce.
- Zobaczcie, co z tym miasteczkiem zrobili rosyjscy żołnierze, którzy do ludzi odnoszą się gorzej niż do zwierząt. To jest ludobójstwo. Tysiące ludzi zostało zabitych, zakatowanych. Kobiety zostały zgwałcone na oczach dzieci. To ludobójstwo - mówił na miejscu. Zełenski nie potrafił powstrzymać emocji. Prezydent przecierał załzawione oczy.
Zdjęcia zbiorowych mogił i ciał na ulicach wstrząsnęły całym światem. Wszyscy zobaczyli bestialstwo Rosjan i ich wojenne zbrodnie. Wszystko w mieście oddalonym 50 kilometrów od Kijowa.
ZOBACZ WIDEO: Ostatnia szansa "pokolenia Lewandowskiego". Liderzy zdawali sobie z tego sprawę
Według pierwszych doniesień w Buczy mogło zginąć co najmniej 400 osób. Większość mieszkańców, która zdążyła wyjechać przed inwazją Rosjan, nie może jeszcze wrócić do swoich domów.
Rosjanie odcięli prąd i zabierali telefony
Jedną z nich jest Wasyl, który współzarządzał piłkarskim klubem FK Bucza. Zespół do 2015 roku odnosił sukcesy w okręgu kijowskim, ale przerwał grę z powodu problemów finansowych. Nasz rozmówca do dziś wspiera lokalny sport, a od 1999 roku jest także w radzie miasta. Chce jednak zachować anonimowość. - Robię co mogę, by pomóc mieszkańcom, ale nie chcę rozgłosu - mówi nam.
- Dwa dni po wybuchu wojny zdążyłem zabrać do auta żonę, rodziców i teściów. Zabraliśmy niewiele i wyjechaliśmy z Buczy. Kilka godzin później do miasta weszli okupanci. Po tym nikt już nie mógł stamtąd wyjechać - relacjonuje.
Żonę i rodziców zostawił na Zakarpaciu. Sam próbował wrócić, ale cofnęli go ukraińscy żołnierze. Powiedzieli, że ze względu na niebezpieczeństwo nie może dalej wjechać.
W Buczy mieszkał od dziecka. Liczy, że szybko uda mu się wrócić do rodzinnych stron. - Myślimy, że do 11 kwietnia uda nam się już być znowu u siebie - przyznaje.
- Mam kontakt ze wszystkimi znajomymi, których poznałem w klubie piłkarskim. Na szczęście wszyscy są bezpieczni - cieszy się Wasyl.
I tłumaczy, dlaczego wstęp do Buczy jest nadal ograniczony mimo wyzwolenia przez ukraińską armię: - Żołnierze chowają ciała i rozminowują terytorium. W dwa dni znaleziono około 400 ciał. Sytuacja jest bardzo trudna. Będziemy chcieli podnieść z gruzów nasze miasto.
Nasz rozmówca potwierdza bestialstwo Rosjan. Znajomi, którzy zostali na miejscu, opowiadali, że agresorzy zabronili mieszkańcom korzystać nawet z podstawowych rzeczy takich jak telefony. Pod ich okupacją Ukraińcy żyli w tragicznych warunkach.
- Odcięli prąd, nie mogliśmy skontaktować się z naszymi znajomymi, którzy tam zostali - przyznaje Wasyl. - Okupanci zabierali i niszczyli telefony. Za posiadanie komórki groziło rozstrzelanie - dodaje.
Wspólny zespół dochodzeniowo-śledczy
Przed wojną w Buczy mieszkało około 45 tysięcy osób. Odbudowanie miasta po miesiącu rosyjskiej okupacji zajmie im lata. Ukraińcy już organizują zbiórki leków i innych rzeczy pierwszej potrzeby, które mogłyby być dostarczone do miasta.
- Bardzo trudno jest rozmawiać, gdy widzi się to, co się dzieje - mówił w Buczy prezydent Ukrainy.
Po rozmowach z Zełenskim Unia Europejska powołała wspólny z Ukrainą zespół dochodzeniowo-śledczy. Będzie on gromadził dowody i prowadził dochodzenie w sprawie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości.