Ireneusz Mamrot dosadnie skomentował blamaż. "Przepraszam to za mało"

PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot
PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot

Jagiellonia Białystok dostała piłkarskie lanie w drugiej połowie przegranego 0:5 meczu z Rakowem Częstochowa. - Można ponieść porażkę, ale nie w takim stylu - mówi trener Ireneusz Mamrot.

Pierwsza połowa nie wskazywała na takie zakończenie meczu. Jagiellonia Białystok była równorzędnym przeciwnikiem dla Rakowa Częstochowa, radziła sobie z atakami wicemistrza Polski, a także potrafiła od czasu do czasu zagrozić Vladanovi Kovaceviciowi.

- Byliśmy dobrze zorganizowani w pierwszej połowie i obie drużyny miały sytuacje podbramkowe. Na dodatek paradoksalnie, przy wyniku 0:0, mieliśmy pierwszą szansę na gola w drugiej połowie. Nie wykorzystaliśmy jej jednak - mówi na konferencji prasowej trener Ireneusz Mamrot.

- Problem zrobił się po pierwszym golu dla Rakowa. Przeciwnik wykorzystywał odległości w formacjach. Pod naporem pressingu na siłę próbowaliśmy rozgrywać, zamiast zagrać piłkę prostym środkiem do przodu. Do tego, choć mamy wysokich zawodników, to straciliśmy dwie bramki po stałych fragmentach - analizuje szkoleniowiec.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Komentator oszalał. Gol "stadiony świata"

- Mam duże pretensje do siebie i drużyny. Można ponieść porażkę, ale nie w takim stylu jak w drugiej połowie. Słowo przepraszam to za mało dla kibiców. To, co pokazaliśmy od wyniku 1:0, nie przystoi na tym poziomie - komentuje dosadnie Mamrot.

Raków obudził się po rozmowie z trenerem Markiem Papszunem w przerwie. Gospodarze zdominowali coraz bardziej zniechęconą Jagiellonię i raz po raz umieszczali piłkę w jej bramce. Odnieśli efektowne zwycięstwo na zakończenie roku.

- Ten mecz podsumował świetny dla Rakowa rok. Można powiedzieć, że był taki jak cały rok. Najwyższe zwycięstwo za mojej kadencji to kolejny wpis do historii. Nic tylko cieszyć się i z podniesioną głową iść na zasłużony wypoczynek - opowiada trener Papszun.

- Bardzo zależało nam, żeby wygrać i zmazać dwie plany z przeszłości. Po pierwsze po sierpniowej porażce 0:3 w Białymstoku, a po drugie z poprzedniego meczu z Górnikiem Zabrze. Po przerwie oddaliśmy ten mecz i przegraliśmy po raz pierwszy na własnym stadionie. Zmotywowaliśmy się mimo problemów i to mało powiedziane, że drużyna stanęła na wysokości zadania - dodaje Papszun.

Czytaj także: Koniec zwieńczył dzieło. Miedź Legnica zimuje na szczycie
Czytaj także: Ekstraklasa chwali się rekordem. Ma nową radę nadzorczą

Źródło artykułu: