Ireneusz Mamrot opowiadał o tym na konferencji prasowej. Trener zarzucał swoim podopiecznym bojaźń przed przerwą. W tej części meczu Jagiellonia Białystok straciła gola decydującego o porażce. Po krótkim rozegraniu rzutu rożnego piłka trafiła do Filipa Mladenovicia. Wrzutka Serba została jeszcze zgrana przez Mahira Emreliego zanim strzał z bliska do siatki oddał Mattias Johansson.
- Zagraliśmy bardzo słabo w pierwszej połowie - mówi Taras Romanczuk, którego cytuje portal legia.net. - Nie stworzyliśmy praktycznie nic pod bramką przeciwnika. To Legia cały czas napędzała grę, jakbyśmy to my grali poprzedni mecz w czwartek, a ona odpoczywała.
- W trzecim meczu z rzędu straciliśmy głupią bramkę do szatni. Po zmianie stron dominowaliśmy, ale nie mogliśmy wyrównać. Zawiedliśmy naszych kibiców. W moim imieniu oraz zespołu mogę jedynie przeprosić za naszą postawę, zwłaszcza w pierwszej połowie - dodaje Romanczuk.
Długa konfrontacja potrwała sporo ponad 100 minut. Przerwy w grze były spowodowane kontuzjami, awanturkami, oglądaniem powtórek przez sędziów. Legia przetrwała ze skromnym prowadzeniem do ostatniego gwizdka. Szarpane tempo nie sprzyjało w przeprowadzeniu pościgu Jagiellonii.
- To był mecz walki, w którym nikt nie mógł odstawić ani nogi, ani głowy. Było dużo żółtych kartek, a na sędziego była nałożona duża presja. Byliśmy najgroźniejsi po stałych fragmentach gry. Trochę nam zabrakło w dwóch czy trzech sytuacjach, kiedy sami sobie przeszkodziliśmy w nabiegu i wykończeniu - wspomina pomocnik Jagiellonii.
Czytaj także: Wszedł i zrobił show. Wielki mecz "Grosika"
Czytaj także: Kosta Runjaić był zachwycony. Wskazał jednak mankament
ZOBACZ WIDEO: Tego gola można oglądać w nieskończoność. Jak on to zrobił?!