Jesienna część eliminacji to czas, kiedy pośród kibiców zwiększyła się grupa zwolenników pracy Paulo Sousy. Nic dziwnego, bo nie ponieśliśmy żadnej porażki, a nasza gra defensywna znacznie się poprawiła.
Problemem obrony wciąż pozostaje utrzymywanie jednak czystych kont - nawet z najsłabszymi. Po golu, który San Marino strzeliło nam po kuriozalnym błędzie jednego z obrońców, piłkę do siatki wpakowała nam również Andora.
Zespół ze 153. miejsca rankingu FIFA trafił do bramki, strzeżonej przez Wojciecha Szczęsnego, po wrzutce z rzutu wolnego. Polacy zgubili krycie i nie byli chyba odpowiednio skoncentrowani, bo ciężko wytłumaczyć inaczej taką pomyłkę.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski ostro o polskim systemie szkolenia. "Nie mogę powiedzieć, że widać światełko w tunelu"
Obie drużyny znane są z tego, że zdobycie przez nie bramki jest istnym świętem i sporym zaskoczeniem. Ta niechlubna statystyka zamienia się powoli w "listę wstydu", bo taka drużyna jak Polska nie może pozwalać sobie na takie wpadki.
Oczywiście nie ma powodu, by bić na alarm, bo z lepszymi tak rażące błędy się Polakom nie zdarzają. Selekcjoner z pewnością uczuli swoich zawodników na to, by być bardziej czujnym w takich momentach.
Czytaj także:
Niebywała sytuacja w meczu Polaków
Wielki powrót do Barcelony stał się faktem