- Być może ktoś panikuje, ale ja nie. Legia będzie walczyła o mistrzostwo, bo jest takim zespołem, dla którego wygranie 5-6 kolejnych meczów nie będzie olbrzymim wyczynem. Aby w przyszłym roku być w podobnym miejscu, a nawet wyżej, musimy zdobyć mistrzostwo Polski. To jest nasz cel. Nie ma we mnie paniki - zapewniał Czesław Michniewicz 30 września po meczu Ligi Europy z Leicester City (1:0).
Gdy wypowiadał te słowa, Legia była 15. w ligowej tabeli, ale miała tylko 9 punktów straty do lidera i dwa rozegrane mecze mniej. Do tego był w euforii, bo jego zespół sprawił wielką niespodziankę, pokonując czołową drużynę Premier League. Można było uwierzyć w jego zapewnienia, ale rzeczywistość brutalnie sprowadziła go na ziemię.
Historia przeciwko Legii
Wojskowi przegrali dwa kolejne spotkania PKO Ekstraklasy z Lechią Gdańsk (1:3) i Lechem Poznań (0:1), czyli bezpośrednimi rywalami w walce o tytuł. Zamiast passy "5-6 zwycięstw", jest seria trzech porażek, która ekipie z Łazienkowskiej 3 przytrafiła się pierwszy raz od sezonu 2010/11.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za gol w Polsce! Można oglądać godzinami
Warszawianie pozostali na 15. miejscu w tabeli, ale przed startem 11. kolejki ich strata do lidera z Poznania wynosiła już 15 punktów (a po piątkowym zwycięstwie Kolejorza nad Wisłą Płock wzrosła do 18 "oczek"). Każdy inny wynik niż obrona tytułu będzie dla klubu z Łazienkowskiej 3 porażką, bo straci szansę na walkę o udział w Lidze Mistrzów bądź Lidze Europy, a historia pokazuje, że legioniści potrzebują cudu, by uratować sezon.
Odkąd za zwycięstwo w polskiej lidze przyznaje się trzy punkty, czyli od rozgrywek 1995/96, nie było zespołu, który zdobył mistrzostwo, mając na tym etapie sezonu (po 11. kolejce) tak dużą stratę do lidera. Nawet gdy w latach 2013-2018 sezon PKO Ekstraklasy był podzielony na rundy zasadniczą i finałową, w której dzielono punkty, nie zdarzyło się, by mistrzem został zespół, który po 11. kolejce miał 15 punktów straty do pierwszej lokaty.
Do najbardziej spektakularnych pogoni za tytułem należą te z sezonów 2009/10, 2010/11, 2015/16 i 2016/17. Wtedy ligę wygrały drużyny, które na tym etapie rozrywek miały 10 "oczek" mniej od lidera. To kolejno Lech Poznań, Wisła Kraków i dwukrotnie Legia. Ułatwieniem warszawian był jednak wspomniany podział dorobku punktowego przed fazą finałową.
Nic pewnego
Owszem, ze względu na udział najpierw w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, a następnie eliminacjach Ligi Europy, drużyna Michniewicza rozegrała dwa mecze mniej od innych zespołów, ale przed pierwszym gwizdkiem nikt jej trzech punktów za zwycięstwo nie dopisze - musi po nie sięgnąć na boisku.
Nie ma przesłanek ku temu, by zakładać, że Legia wygrałaby przełożone spotkania z Bruk-Betem oraz Zagłębiem (albo je wygra) i miałaby tylko dziewięć punktów straty do Lecha. Przecież na dziewięć rozegranych dotąd meczów ligowych przegrała aż sześć - dwa więcej niż w całym poprzednim sezonie.
Napoli wybudziło Legię z europejskiego snu, a teraz Wojskowi mogą przeżyć koszmar na jawie. Już seria trzech ligowych porażek jest czymś, czego kibice klubu z Łazienkowskiej 3 nie przeżyli od 11 lat. A czterech meczów z rzędu warszawianie nie przegrali od przełomu sezonów 2000/01 i 2001/02.
Tymczasem w 12. kolejce mistrz zagra na wyjeździe z Piastem Gliwice. Nie jest to jego ulubiony rywal - na 7 ostatnich spotkań z drużyną Waldemara Fornalika wygrał tylko jedno, dwa zremisował, a cztery przegrał. Do tego zagrają w Gliwicach osłabieni brakiem pauzującego za kartki Artura Jędrzejczyka czy kontuzjowanych Artura Boruca, Bartosza Kapustka i Tomasa Pekharta.
Mecz 12. kolejki PKO Ekstraklasy Piast - Legia w niedzielę o godz. 20.