Spotkanie rozpoczęło się dla jego drużyny bardzo źle, bo już w szóstej minucie gospodarze mieli rzut karny, a na bramkę zamienił go Ivi Lopez. Jednak trener Dariusz Banasik jest zdania, że sędziom brakuje konsekwencji przy odgwizdywaniu "jedenastek".
- Ja nie rozumiem pewnych przepisów. Parę dni temu w Mielcu Angielski uderza piłkę w światło bramki, ta odbija się od ręki i nie ma rzutu karnego. Tu piłka odbija się od ręki i jest rzut karny. Chciałbym, żeby przepisy były usystematyzowane. Jeśli sędzia tam nie gwiżdże, a tu gwiżdże, to jest to nieporównywalne - stwierdził trener Radomiaka Radom na konferencji pomeczowej.
Jego zespół wyszedł jednak na prowadzenie dzięki dwóm golom Mauridesa - w 23. i 72. minucie. Inna sprawa, że gra toczyła się pod dyktando Rakowa, a radomianie starali się bronić korzystnego rezultatu, ale w 79. minucie wyrównał Sebastian Musiolik. Więcej o meczu przeczytasz TUTAJ.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się stało?! Po trzech sekundach prowadzili 1:0
- Filip Majchrowicz stanął na wysokości zadania i parę razy uratował nas w bardzo trudnej sytuacji. Przetrwaliśmy ten moment, zaczęliśmy lepiej grać i padł gol na 2:1. Przy dużym szczęściu, dobrej organizacji gry, mogliśmy pokusić się o to, by wywieźć stąd trzy punkty. Niestety przy bramce na 2:2 przysnęliśmy troszeczkę. Bramka zasłużona. Mecz emocjonujący, wynik zasłużony. Cieszymy się z jednego punktu - podsumował Banasik.
Tym samym beniaminek zatrzymał kolejnego z faworytów w tym sezonie. Jednak - jak przyznaje szkoleniowiec - jego zespół ma problem z drużynami teoretycznie słabszymi.
- Podziękowałem piłkarzom w szatni i powiedziałem, że wszystkim topowym zespołom urywaliśmy punkty, ale na razie mamy problemy z drużynami, które są niżej w hierarchii i musimy tę rzecz poprawić. Dotychczas z Lechem, Legią, Rakowem, Pogonią czy Śląskiem Radomiak sobie radzi. Ale moim zdaniem jest praca nad tym, byśmy punktowali z takimi przeciwnikami jak na przykład Termalica w następnej kolejce - zakończył.
Z kolei Marek Papszun miał poczucie straconych dwóch punktów. Przede wszystkim ze względu na liczbę szans kreowanych przez czerwono-niebieskich.
- Duże rozczarowanie po tym meczu. Oczywiście graliśmy o zwycięstwo, choć ja osobiście spodziewałem się trudniejszego spotkania niż było. Ale wynik nam się nie zgadza. Byliśmy mocno nieskuteczni nie tylko w ofensywie, ale w defensywie. Przeciwnik ma dwie szanse i... sto procent skuteczności - przyznał trener Rakowa Częstochowa.
Wicemistrzowie Polski dość nieoczekiwanie musieli gonić wynik. W oczy zajrzało mu nawet widmo porażki. Z tego punktu widzenia jeden punkt nie jest aż taki zły.
- Trochę niefart przy drugiej bramce. Piłkę zbija Trelu i mogliśmy się jeszcze uratować, ale piłka spadła pod nogi przeciwnikowi. Można było nawet przegrać ten mecz mając tyle szans, a grając fragmentami dobrze. Podarowaliśmy punkty przeciwnikowi. Rywal był bezwzględny i trzeba mu oddać szacunek.
Biorąc pod uwagę też występy w eliminacjach Ligi Konferencji Europy, piłkarze z Częstochowy mają w nogach sporo spotkań, jak na koniec września.
- Z samej postawy można być zadowolonym biorąc pod uwagę, że był to nasz 17. mecz w ciągu dwóch miesięcy. Fizycznie wyglądaliśmy kapitalnie. Żałujemy tylko wyniku, ale pozostaje przygotować się do 18. spotkania w niedzielę, by potem złapać oddech - zakończył Papszun.
Czytaj też: Zawodnik PKO Ekstraklasy zawieszony