Od ucieczki z biedy do owacji na Camp Nou. Ansu Fati zdał egzamin mentalności

PAP/EPA / Na zdjęciu: Ansu Fati
PAP/EPA / Na zdjęciu: Ansu Fati

Po przyjeździe do Hiszpanii Bori Fati żebrał na ulicy, by przeżyć. Dziś jego syn Ansu jest nadzieją Barcelony na lepsze jutro. 18-latek wziął na siebie ciężar zastąpienia na Camp Nou samego Leo Messiego.

Historia Gwinei Bissau, małego państwa w zachodniej Afryce, naznaczona jest dramatycznymi wydarzeniami. Walka o niepodległość, atak na pałac prezydencki, uprowadzenie premiera, wojna domowa... W takich warunkach trudno nie martwić się o swoją przyszłość.

Ansu Fati urodził się w październiku 2002 roku - jedenaście miesięcy przed zamachem stanu. Zatrzymany został prezydent, który podczas pobytu w areszcie domowym ogłosił odejście z piastowanego urzędu.

Rodzice Ansu widzieli, że w kraju nie czeka ich nic dobrego. Bori, ojciec zawodnika Barcelony, wyemigrował do Portugalii, gdzie bez powodzenia próbował swoich sił jako piłkarz w niższych ligach. Pewnego dnia usłyszał, że Marinaleda, andaluzyjska gmina, w której panuje wiele zasad komunistycznych, oferuje pracę emigrantom. I błyskawicznie przeniósł się do Hiszpanii.

Błyskawiczny awans

Rzeczywistość okazała się brutalna - jeszcze długo po przyjeździe musiał żebrać o jedzenie na ulicach. Szczęście uśmiechnęło się do niego kilka miesięcy później, gdy spotkał burmistrza, Juana Gordillo. Ten zaoferował mu pracę jako szofer. Dzięki temu w 2008 roku mógł sprowadzić do Herrery resztę rodziny.

Przez dwa lata Ansu grał w lokalnych, mniejszych klubach, potem odezwała się Sevilla, a po dwóch kolejnych latach utalentowanym imigrantem zainteresowały się Barcelona i Real. Wybrał ofertę Dumy Katalonii, której akademia La Masia ma opinię jednej z najlepszych na świecie.

Barca zaoferowała mniejszą pensję niż Królewscy, ale przyszła z gotowym kontraktem i przekonała Boriego. - Kiedy władze Sevilli się dowiedziały, były wściekłe. Nie mógł u nich od wtedy grać aż przez rok - wspominał. Jego syn przechodził w kolejnych latach przez zespoły młodzieżowe Barcelony, a w 2019 roku podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt.

Miał grać z drużyną C, ale wobec plagi kontuzji Ernesto Valverde dał mu szansę już na starcie sezonu. Fati odwdzięczył się golami w drugim i trzecim meczu - odpowiednio z Osasuną i Valencią. Zbudował sobie u baskijskiego szkoleniowca kredyt zaufania, który pozwolił mu zagrać ponad tysiąc minut w tamtym sezonie ligowym. Na jego punkcie wybuchło szaleństwo. Został namaszczony na następcę Leo Messiego ale nikt nie mógł przewidzieć, że weźmie "10" po Argentyńczyku tak szybko.

W karierze Ansu w ogóle wszystko działo się bardzo szybko, nie może więc dziwić, że dzierży on kilka rekordów klubowych i reprezentacyjnych. We wrześniu 2020 roku otworzyły się dla niego bramy kadry narodowej. Licznik stanął na 249 minutach gry w czterech spotkaniach Ligi Narodów. Całą przyszłość piłkarza pod znakiem zapytania postawiła poważna kontuzja.

Wielki powrót

To był 7 listopada i starcie z Realem Betis. Skrzydłowy doznał urazu kolana i został zmieniony w przerwie, a badania potwierdziły zerwanie łąkotki. Przeszedł operację, a klub informował o około czteromiesięcznej przerwie od gry. W styczniu wydano komunikat, że gracz "został poddany zabiegowi odnowy biologicznej".

Według telewizji TV3, była to druga artroskopia. Jedną z nich przeszedł także w Porto pod okiem Jose Carlosa Noronhy, lekarza reprezentacji Portugalii. Miał być gotowy do gry na Euro 2020, ale powrót do zdrowia utrudniały mu również infekcje. W maju część łąkotki została wycięta i zawodnik wreszcie zobaczył światełko w tunelu.

- Przed nim jeszcze długa droga, zanim będzie mógł rywalizować na najwyższym poziomie. Potrzebuje większego rytmu treningowego. Nie zamierzamy z nim ryzykować, bo chcemy, by był ważny dla nas w przyszłości - mówił latem Ronald Koeman.

Czas 18-latka jednak nadszedł. W niedzielę wrócił do kadry meczowej. Wszedł na ostatnie kilkanaście minut spotkania z Levante i ustalił wynik na 3:0. I to z "10" na plecach, którą przejął po Messim. Camp Nou zgotowało mu owację na stojąco.

- Nie wyobrażałem sobie takiego powrotu. Dziękuję lekarzom i fizjoterapeutom, którzy byli ze mną. Cieszę się, że mogę pomóc drużynie. Moja rodzina cierpiała przez ten cały czas. Jestem wszystkim bardzo wdzięczny - powiedział sam Fati.

Nastolatek uzbierał już 18 goli w 54 meczach w koszulce Barcelony. Jej kibice potrzebują nowych superbohaterów, a 18-latek jest idealnym kandydatem na przyszłego lidera "Blaugrany". Trudne dzieciństwo zawsze wpływa na psychikę człowieka. Ansu w ostatnim czasie został ponownie przetestowany przez los. Egzamin z siły mentalnej zdał celująco.

Fati wrócił do gry w wielkim stylu, a już w środę może błysnąć na scenie Ligi Mistrzów. W 2. kolejce fazy grupowej Champions League Barcelona zagra na wyjeździe z Benficą Lizbona. Początek meczu o godz. 21. Transmisja w Polsacie Sport Premium 3.

Zobacz też:
Kiedy Matty Cash dostanie polski paszport? Angielskie media myliły się
Nareszcie! Na takie informacje o Arkadiuszu Miliku czekaliśmy

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bramkarz popełnił błąd. Padł super gol

Komentarze (0)