Piłkarze z Wielkopolski byli wyraźnie lepsi od beniaminka. W pierwszej połowie wynik otworzył Adam Zrelak, potem dwa gole dołożył Milan Corryn, a w doliczonym czasie gry trafił jeszcze Jan Grzesik (więcej o meczu TUTAJ) Na poziomie ekstraklasy cztery gole Warta zdobyła po raz pierwszy od 22 czerwca 1950. Wtedy - jako Związkowiec - pokonała Kolejarza Poznań (dzisiejszego Lecha) 4:2.
- Przygotowując się do meczu wiedzieliśmy, że spotkanie może być bardzo trudne do momentu, gdy nie ułożymy gry według swojego scenariusza. Dobrze, że otworzyliśmy wynik, bo naszym wyznacznikiem był mecz Górnika z Cracovią, więc wiedzieliśmy, że ten zespół potrafi być niebezpieczny, mając szybkich zawodników. Musieliśmy uporządkować środek pola. To nam dało przewagę i zdecydowało o tym, że ostatecznie wygraliśmy wysoko - tłumaczył na konferencji prasowej trener Zielonych Piotr Tworek.
Trzeba jednak przyznać, że Warta Poznań przystępowała do tego meczu osłabiona. Z powodu czerwonej kartki otrzymanej w poprzedniej kolejce w meczu z Pogonią Szczecin, pauzować musiał Łukasz Trałka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za strzał! Wyskoczył w powietrze i... (ZOBACZ)
- Łukasz jest ważnym elementem układanki w środku pola i cały zespół bardzo go ceni za doświadczenie i wiedzę, które dają pewność na boisku. Jestem bardzo zadowolony z gry Mateusza Czyżyckiego i Szymona Czyża, którzy dzisiaj godnie zastąpili Łukasza. Będą nas dotykały różne absencje, więc każdy piłkarz musi wiedzieć, że jest potrzebny i zespół w niego wierzy - podkreślił Tworek.
Przynajmniej na chwilę ekipa z Poznania objęła prowadzenie w tabeli PKO Ekstraklasy. Do dwóch remisów z początku rozgrywek teraz warciarze dołożyli pierwszą wygraną.
- To dla nas bardzo istotne, że mamy 5 punktów i na ten moment jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli. To mały szczegół, który cieszy i będzie zachęcał do dalszej pracy, bo jesteśmy liderem Ekstraklasy chociaż przez chwilę. Gratuluję zespołowi i cieszę się, że nowi zawodnicy wzięli ciężar gry na swoje barki. Teraz czeka nas krótka przerwa, a od poniedziałku przygotowujemy się do meczu z Legią Warszawa - zakończył trener.
W zupełnie innym nastroju był trener Górnika Łęczna Kamil Kiereś. Jego drużyna dotrzymywała kroku rywalom tak naprawdę jedynie przez pierwszy kwadrans pierwszej i kilka minut drugiej połowy.
- Nie tego oczekiwaliśmy po sobie, zwłaszcza że graliśmy na swoim stadionie. Mecze z dwóch pierwszych kolejek były wejściem w ligę i teraz mogę powiedzieć, że były one przyzwoite, nawet ten przegrany z Zagłębiem Lubin. Zagraliśmy fatalnie i nie ma co się czarować, że było dobrze - stwierdził szkoleniowiec.
Przez ostatnie pół godziny spotkania gospodarze szukali jedynie gola honorowego. Ale w odczuciu Kieresia zespół mógł zrobić więcej.
- Mam wrażenie, że nie do końca wierzyliśmy, że możemy wygrać. Strata pierwszej bramki to nasza bolączka, w poprzednich spotkaniach przeciwnicy również punktowali nas po łatwym oddaniu piłki, więc powtarzamy te same błędy. W przerwie zbudowaliśmy plan, skorygowaliśmy ustawienie i nieźle weszliśmy w drugą połowę, lecz niestety kolejna bramka podcięła nam skrzydła. Ta porażka to dla nas trudny moment, ale trzeba dźwignąć te emocje - dodał.
Górnik po trzech kolejkach uzbierał zaledwie jedno oczko. W następnej serii gier 15 sierpnia zagra na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław.