Michniewiczowi spadł kamień z serca. "Mamy to, co chcieliśmy"

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz

- Przystępowaliśmy do tego dwumeczu z nadzieją i z wiarą w to, że awansujemy do kolejnej rundy, która zapewni nam cel minimum, jakim jest gra w nowo powstałej Conference League. Ten cel dzisiaj za nami - skomentował Czesław Michniewicz.

[tag=546]

Legia Warszawa[/tag] wywalczyła awans do trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Polski zespół wygrał 1:0 w starciu wyjazdowym z Florą Tallinn. Bohaterem całego dwumeczu został Rafael Lopes, który we wtorek zdobył decydującą bramkę.

Wojskowi zmierzą się z Dinamem Zagrzeb. Przypomnijmy, że mają zapewniony udział co najmniej w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy.

- Przystępowaliśmy do tego dwumeczu z nadzieją i z wiarą w to, że awansujemy do kolejnej rundy, która zapewni nam cel minimum, jakim jest gra w nowo powstałej Conference League. Ten cel dzisiaj za nami. Myślę, że jak patrzę na zawodników, jak patrzę na ludzi z mojego otoczenia pracujących w klubie, którzy pomagają nam w wielu rzeczach, to wszystkim spadł kamień z serca. Mamy rozgrywki grupowe. Mamy to, co chcieliśmy, co od dłuższego czasu nie miało miejsca i ten cel zrealizowaliśmy. Starałem się nie wywierać jakiejś dodatkowej presji na zawodnikach. Widziałem, że są bardzo skoncentrowani, momentami aż za bardzo - powiedział Czesław Michniewicz na konferencji prasowej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kto bogatemu zabroni? Tak spędza wakacje Cristiano Ronaldo

- W tym dwumeczu nie zagraliśmy olśniewająco w wielu momentach. Łatwiej nam się grało z Bodo, bo było powszechnie uważane za faworyta. Inna sprawa, że też inaczej grało niż Florą, która często szukała prostych środków. Długie podanie od bramkarza, od stopera za plecy naszych obrońców i tam toczyła się walka. Przeciwko takim zespołom się gra trudno. Były takie momenty też dzisiaj, że złapaliśmy troszeczkę luzu, zaczęliśmy wymieniać podania i tych bramek mogło paść więcej. Na pewno gratulacje dla zawodników, że podołali zadaniu. Na razie nic wielkiego nie osiągnęliśmy. Nasze marzenia sięgają dalej i będziemy o nie walczyć już za tydzień w Zagrzebiu - zapowiedział szkoleniowiec.

- Widzieliśmy to, w jaki sposób Flora buduje swoje akcje. W lidze grają troszeczkę inaczej, bo dominują i wymieniają wiele podań, a przeciwko nam zastosowali taktykę bezpieczną dla nich. Takiego meczu się spodziewaliśmy. Nie ulegliśmy podpowiedziom, że to będzie łatwy mecz, że Flora jest słaby zespołem. Wiedzieliśmy, że tak nie jest i na szczęście dla nas podeszliśmy właściwie do tego spotkania i wygraliśmy - stwierdził.

W drugiej połowie sędzia nie uznał bramki Estończyków. - Nie widziałem tej sytuacji, ona była sporna. Kiedy Zenjov strzelił, to widziałem chorągiewkę w górze, dlatego spokojnie reagowałem. Wiedziałem, że nie ma VAR-u, że ta decyzja nie zostanie skorygowana. W tym wypadku musimy zaufać sędziemu, jeszcze nie widziałem tej sytuacji na wideo - przyznał.

Artur Boruc udzielał wskazówek młodszym kolegom. - Przed każdym meczem oczekuję od Artura, żeby od niego wychodziła ekspresja, taka chęć wygrywania, ale też mobilizowania zawodników. Początek nie był udany w naszym wykonaniu, stąd też dużo było słychać Artura. Ja się cieszę, bo mi też wtedy dużo łatwiej jest prowadzić drużynę z boku. Myślę, że zawodnicy nie mają z tym problemu, bo wiedzą, że jeśli Artur interweniuje, to dzieje się coś złego, wtedy wszyscy wracamy do pionu i wykonujemy swoją pracę lepiej - uzupełnił trener.

Na pytania dziennikarzy odpowiedział również Lopes. - Chciałem życzyć Florze powodzenia w dalszych eliminacjach do Ligi Europy, dziękując za rywalizację. Moim zadaniem jest przede wszystkim, żeby pomóc naszemu zespołowi. Jeśli są to decydujące gole, niech będą, ale najważniejsze jest dobro zespołu - mówił.

Piłkarze Legii zasłużyli na nagrodę. - Można powiedzieć, że był taki nieformalny kontrakt pomiędzy nami a trenerem przed meczem. Teraz myślę, że będziemy mogli grać na Play Station, bo taka była umowa, że jeżeli piłkarze awansują, to trener pozwoli zabierać konsolę i grać przed meczami. To forma odbiegnięcia od przedmeczowych emocji, które są niepotrzebne i mogą na nas źle wpłynąć. Najważniejsze jest to, że wzajemnie sobie ufamy - zaznaczył.

- Niektórzy piłkarze Flory mają przeszłość w ekstraklasie. Jeśli chodzi, Puska i Purga, oni też mogliby odnaleźć się w polskiej lidze. Mają ku temu dobre predyspozycje, wygrywają pojedynki i są silni w bezpośrednim kontakcie - Lopes uznał klasę rywala.

Czytaj także:
El. LM: Wielka kasa dla Legii Warszawa. A może być jeszcze lepiej
"Pacjent przywrócony do życia". Zobacz komentarze po awansie Legii

Źródło artykułu: