Dariusz Tuzimek: "Cukiernia ciast trujących" podała poczęstunek [OPINIA]

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Paulo Sousa
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Paulo Sousa

Wtorkowy poranek był jeszcze trudniejszy niż poniedziałkowy wieczór. Okazało się, że to nie był sen. Ten koszmar wydarzył się naprawdę. Czuję się, jakby ktoś mnie napadł i obił plecy kijem. Obudziliśmy się przykro zaskoczeni, oszukani i obolali.

[color=#1a1a1a]

Nadal będę twierdził, że Słowacja nie jest jakąś wielką drużyną i należało ją zwyczajnie ograć, bo stać nas na to. A teraz słyszę od selekcjonera, że on wierzy w sukces w meczach z Hiszpanią i Szwecją. Tupet? Bezczelność? Głupota?[/color]

Sousa opowiada te swoje głodne kawałki z przekonaniem godnym naciągaczy, którzy "wciskają" naiwnym babciom komplet niepotrzebnych, ale za to drogich, garnków. Na portugalskiego selekcjonera też zostaliśmy naciągnięci.

[color=#1a1a1a]Grupa ludzi - całkiem spora - która dobrze żyje z polskiej piłki, od lat pilnuje przekazu, jaki ma płynąć do ciemnej masy kibiców. "Układ" dba o swoich, narzuca opinie, potrafi rozkręcić hejt na konkretnego trenera albo wykreować na zbawcę zupełnie innego. Nawet jeśli ten trener był twarzą korupcji w polskim futbolu. Zaprzyjaźnieni dziennikarze zadbają, żeby go o to nie pytano. Reszta to podchwyci w swojej naiwności, myśląc, że tak trzeba.

ZOBACZ WIDEO: Paulo Sousa nie zna polskich piłkarzy? "Pół roku temu nie miał pojęcia, że będzie pracował z Polakami"

[/color]

Mając taką machinę, ten "układ" może wszystko. Nawet zrobić selekcjonerem kogoś, kto nie zna polskich piłkarzy. I nie zadał sobie wiele trudu, by ich poznać. Uznał, że tu - na prowincji - to i tak nikt się nie zorientuje, że to wszystko to blaga. Facet popełniał błąd za błędem, wygrał jedynie z Andorą, a narracja cały czas była pozytywna. Ciekawe, prawda? Kibic siedzi przed telewizorem i nie rozumie, dlaczego obraz, który widzi, nie zgadza mu się z tym, co mówią: że taka świetna atmosfera, że przyszła nowoczesność, że w końcu jest wizja i teraz to dopiero ta nasza reprezentacja będzie grać! Można tak było ciągnąć to bajdurzenie aż do meczu ze Słowacją. Dłużej się już nie dało, kurtyna opadła: jesteśmy nadzy.

Ojcem chrzestnym obecnej kompromitacji jest oczywiście Zbigniew Boniek, który polski futbol traktuje jak prywatny folwark, czyli może zrobić wszystko. Nie byłem zwolennikiem Jerzego Brzęczka jako selekcjonera, ale sposób i moment, w którym go prezes PZPN zwolnił, bardzo mi się nie podobał. To było nie w porządku w stosunku do trenera, który jednak wywalczył awans do mistrzostw Europy. Brzęczek nie zasłużył, by tak go potraktowano.

Zupełnie inną kwestią jest zatrudnienie selekcjonera, któremu wizje rozjeżdżają się z rzeczywistością w sposób przerażający. I który snuje te wizje z takim przekonaniem i żarliwością, że myślę sobie, że albo ten przypadek wymaga wizyty u specjalisty, albo facet ma mentalność domokrążcy, który wciśnie wszystko, byle tylko wydusić kasę. Już sam nie wiem co lepsze.

Boniek, z charakterystycznym dla niego cynizmem, wykorzystał polski kompleks, bo nam zagraniczne wydaje się po prostu lepsze. Sousa więc pięknie mówił, cytował Jana Pawła II, wyglądał jak model z żurnala. Jak się go słuchało, to powstawało wrażenie, jakby Portugalczyk miał nas zabrać w podróż na księżyc. A na koniec wylądowaliśmy na śmietniku. Umiemy wygrać jedynie z Andorą.

Boniek nadal przekonuje, że Sousa to znakomity wybór. Po meczach z Rosją i Islandią prezes PZPN widział - cytuję - wiele pozytywów. Po haniebnym spotkaniu ze Słowacją Boniek napisał na Twitterze: "Graliśmy przeciętnie, na porażkę nie zasługiwaliśmy. Dwie bramki po fatalnych błędach...".

Czyli "cukiernia ciast trujących" już podała swój poczęstunek.

Świetnie Bońkowi odpowiedział Marek Jóźwiak w Canal+: "Albo za dużo czasu spędzał z Sousą i udzielił mu się optymizm, albo oglądał mecz w maseczce i przesunęła mu się na oczy".

Kilka dni temu Boniek w jednym z wywiadów powiedział, że musiał zwolnić Brzęczka, bo reprezentacja Polski stała się memem. Ha! To jakim memem stała się teraz! Tylko pogratulować. Zbigniew Boniek powinien sobie te memy z poniedziałku wydrukować, będzie miał co oglądać do końca życia.

Muszę wrócić do mojego felietonu, który opublikowałem 22 stycznia 2021 na łamach Wirtualnej Polski. Nie dlatego, żeby się chwalić, że miałem rację, ale dlatego, że lepiej już tego co mam do przekazania nie ujmę:

"Zbigniew Boniek – z sobie tylko znanych motywacji – postawił 40-milionowy naród na ruletkę i liczy, że wygra. Czego mu autentycznie życzę, bo wtedy i my wszyscy wygramy. Tylko ja grać nie lubię, a na razie przesłanek do osiągnięcia sukcesu jest tyle samo, co przed zwolnieniem Brzeczka. Można było spokojnie nie robić mu z mózgu tatara, dać skończyć robotę i uczciwie rozliczyć po Euro.

Opowieściami o powodach zwolnienia Brzęczka akurat w połowie stycznia Boniek w ogóle mnie nie przekonał. Kręcił się wokół tych samych argumentów, które jeszcze w listopadzie sam obśmiewał. [...]

Boniek próbował przekonywać nawet o tym, że to nic nie szkodzi, że swoją późną decyzją zabrał nowemu selekcjonerowi dwa miesiące przygotowań, bo czasu do meczów eliminacyjnych jest wystarczająco dużo. Ma to jakiś związek z logicznym myśleniem?

To tak samo, jak twierdzenie Bońka, że Brzęczek po przygodzie z kadrą wyjdzie silniejszy i jeśli prezes będzie miał okazję, to wypije z nim szklankę (sic!) wina. Jeśli Brzęczek wróci, to dlatego, że jest silnym mentalnie facetem i sam będzie potrafił wstać z kolan, na które właśnie go rzucił pracodawca. [...].

Zabrakło mi odważnej deklaracji ze strony prezesa PZPN. Bo chciałbym usłyszeć co to właściwie znaczy, że on bierze odpowiedzialność za tę rewolucję w reprezentacji, zrobioną za pięć dwunasta. A usłyszałem jedynie, że odpowiedzialność za wynik to na siebie musi wziąć trener, kapitan i drużyna. Nie prezes. Wygodne podejście do tematu [...].

A dla mnie prawdziwe wzięcie odpowiedzialności, żeby to nie były puste słowa, oznaczałaby deklaracja: "jak to nie wyjdzie, to wpłacę do związku kasę, jaką wydałem na ten zagraniczny zaciąg". To byłoby uczciwe postawienie sprawy. Bo teraz ktoś się bawi na ruletce, a kto inny za ryzyko tej zabawy ma zapłacić".

Tyle w "pocztówce", jaką do państwa wysłałem w styczniu. Mam nadzieję, że dotarła.

Dariusz Tuzimek

Więcej tekstów tego autora przeczytasz TUTAJ

Źródło artykułu: