Chelsea nowym królem Europy! Zacięty finał padł łupem londyńczyków!

PAP/EPA / Jose Coelho / Na zdjęciu: piłkarze Chelsea FC cieszą się z bramki
PAP/EPA / Jose Coelho / Na zdjęciu: piłkarze Chelsea FC cieszą się z bramki

Chelsea od początku do końca wiedziała, co i jak ma robić z przodu i z tyłu. Manchester City był zadziwiająco przewidywalny. "The Blues" grali bardzo inteligentną piłkę. Raz młode gwiazdy wykazały się sprytem i dały trofeum!

Do szczęścia wystarczyła jedna, jedyna akcja - ale jaka sprytna i inteligentna! Mason Mount pokazał swoje sokole oko, wypatrzył dziurę w obronie i pędzącego kilkadziesiąt metrów dalej Kaia Havertza. Posłał cudowne podanie, a młody Niemiec z dozą szczęścia ograł Edersona i dał sukces, w który jeszcze w styczniu mało kto wierzył. Chelsea zdobyła Ligę Mistrzów po mądrej grze i wrodzonej nieustępliwości!

Niebywała intensywność

Thomas Tuchel już dwa razy pokonał Pepa Guardiolę w tym sezonie. Niemiec wiele razy pokazał, że ma pomysł na swoją drużynę i potrafi ją odpowiednio ustawić i zorganizować. Dlatego trzecia wygrana w tej rywalizacji była całkiem realna. Z kolei Hiszpan zdawał sobie sprawę, że to będzie piekielnie trudne 90 minut. - W finałach najczęściej trzeba cierpieć. Fajnie byłoby cieszyć się grą, ale czasami jest to niemożliwe - mówił przed meczem.

Pierwsze kilka minut to było badanie rywala, typowe piłkarskie szachy. Potem zaczęła się gra od razu na pełnych obrotach. Obie ekipy szybko operowały piłką, mocno eksploatowały swoje skrzydła, a na liczenie sprintów nie wystarczyłoby zwykłe liczydło. "The Citizens" byli jednak dość przewidywalni w swoich poczynaniach. Raheem Sterling pędził jak jeździec bez głowy, co szybko zrozumiał Reece James i zdołał go wyłączyć. Riyad Mahrez praktycznie nie istniał, dlatego prawą flankę brał na siebie Kevin De Bruyne. Wsparcie ze strony Ołeksandra Zinczenki i Kyle'a Walkera nie było specjalnie przydatne.

ZOBACZ WIDEO: Za Krychowiakiem udany sezon w klubie. Czy to oznacza wysoką formę w reprezentacji?

Z drugiej strony "The Blues" polegali na kreatywności Masona Mounta i sprycie Kaia Havertza. Przestrzeń na granie pod polem karnym robił im gubiący strefę Walker. Szukali pod bramką Timo Wernera. Niemiec oddał kilka strzałów, ale miał dość mocno rozregulowany celownik.

Akcja za akcję, kontra za kontrę. Brakowało jednak dobrego wykończenia po obu stronach. Kluczowe dla przebiegu spotkania było ostatnie kilka minut pierwszej części. Gdy Thiago Silva musiał opuścić murawę z powodu kontuzji, wydawało się, że obrona Chelsea się posypie i londyńczycy będą zmiażdżeni. Wiara w sukces wróciła niemalże w mgnieniu oka. Mount wypatrzył dziurę w obronie Manchesteru, zagrał piłkę przez pół boiska, którą można nazwać mianem ciasteczka. Dopadł do niej Havertz, z trudem minął Edersona i wpakował piłkę do pustej siatki. Cenny gol, jego pierwszy w LM w karierze, ustawił nieco drugą połowę.
Pościg, pośpiech, presja

Mistrz Anglii był zmuszony do wrzucenia wyższego biegu i zamknięcia rywala. Chelsea dała się zepchnąć, ale ciągle zachowywała czujność i koncentrację. Nawet bez Silvy blok defensywy sprawiał wrażenie świetnie zorganizowanej struktury.

Problem City polegał na tym, że ich poczynania były cały czas bardzo przewidywalne. Przeciwnik umiejętnie wyłączał strefy pod polem karnym. Gdy piłka jakoś się przebijała pod bramkę, to stoperzy i bramkarz wykorzystywali swoją przewagę wzrostu. Sprawę dodatkowo utrudnił fakt, że De Bruyne musiał opuścić boisko po jednym ze starć.

Co z tego, że City waliło głową w mur, jak naboje nie były wystarczającego wielkiego kalibru, a armaty nie miały odpowiedniej mocy? Nawet gdyby "The Citizens" mieli lepszą broń, to Chelsea wydawała się nie do ruszenia, była perfekcyjnie poukładana. Kapitalną pracę wykonywał wszędobylski N'Golo Kante, przeszkadzał cały czas. "The Blues" wystarczyła jedna kontra do zabicia meczu. Ta trafiła się na kilkanaście minut przed końcem, ale zmarnował ją Christian Pulisić. Amerykanin nie trafił w sytuacji sam na sam, w co nie potrafił uwierzyć żaden fan Chelsea będący na stadionie.

Presja rosła, City grało coraz bardziej nerwowo, chaotycznie, próbowało niemalże każdego możliwego rozwiązania. Żadne działanie nie przyniosło ani dogrywki, ani cudownej remontady na miarę Manchesteru United z 1999 r. Bliski tego pierwszego rozwiązania był Mahrez w doliczonym czasie gry, ale nieznacznie się pomylił. Chelsea została nowym królem Europy! Skromne zwycięstwo po zaciętym finale, po mądrej pracy na boisku musi smakować wyjątkowo.

Manchester City dość długo czeka na kolejne europejskie trofeum, bo aż 51 lat. Ostatni i jedyny dotychczasowy puchar "The Citizens" zdobyli w 1970 r. Wtedy wygrali w finale Pucharu Zdobywców Pucharu z Górnikiem Zabrze. Chelsea za to upolowała czwarty triumf w europejskich pucharach od 2012 r.

Manchester City - Chelsea FC 0:1 (0:1)
0:1 - Kai Havertz 42'

Man. City: Ederson - Kyle Walker, John Stones, Ruben Dias, Oleksandr Zinczenko - Bernardo Silva (64' Fernandinho), Ilkay Gundogan, Phil Foden - Ruyad Mahrez, Raheem Starling (77' Sergio Aguero), Kevin De Bruyne (60' Gabriel Jesus).

Chelsea: Edouard Mendy - Cesar Azpilicueta, Thiago Silva (39' Andreas Christensen), Antonio Ruediger - Reece James, Jorginho, N'Golo Kante, Ben Chilwell - Kai Havertz, Mason Mount (80' Mateo Kovacić) - Timo Werner (66' Christian Pulisic).

Żółte kartki: Gundogan, Gabriel Jesus (Man. City), Ruediger (Chelsea).

Sędzia: Antonio Mateu Lahoz (Hiszpania).

Grafika za SofaScore.com:

Czytaj też:
Mahrez - magik z ulicy
Snajper na finale Ligi Mistrzów

Źródło artykułu: