Echa Śląskiego Klasyku

59. Śląski Klasyk przeszedł do historii. Spotkanie to miało wyjątkową oprawę na trybunach, jak i na murawie. Kibice stworzyli świetną atmosferę, a zawodnicy mimo upału dali z siebie wszystko i stworzyli dobre widowisko. Na pewno na wielki plus należy zapisać występy zawodników Górnika Pawła Strąka i Alesa Besty, którzy solidarnie podzielili się asystami i bramkami, a także bramkarza Gieksy, Jacka Gorczycę, który niejednokrotnie w tylko sobie wiadomy sposób ratował katowicką drużynę od straty bramki.

Obok świetnej atmosfery na trybunach i dobrego piłkarskiego widowiska, jakie stworzyli zawodnicy Górnika i Gieksy niedzielnemu Śląskiemu Klasykowi towarzyszyło wiele niespotykanych dotychczas sytuacji. Oklaskiwany przez kibiców był zawodnik, którego dotychczas ci najbardziej wyśmiewali, sędzia nie chciał wyjść na murawę, a grą Górnika ruszyła kontuzja kluczowego zawodnika. Warto nadmienić także fakt, że kibice byli świadkami dwóch spektakularnych powrotów.

Sędzia podniósł adrenalinę

Zawodnicy Górnika i GKS jeszcze nie wyszli na murawę, a już adrenalinę podniósł im arbiter główny spotkania Jacek Zygmunt z Jarosławia. - Sędzia zakomunikował nam, że mecz się nie rozpocznie, bo kibice gości są na sektorach buforowych. Nie wiem co się potem stało, ale jednak wyszliśmy na murawę i graliśmy normalne spotkanie - powiedział po meczu skrzydłowy Górnika, Robert Szczot. Co było przyczyną kuriozalnej decyzji sędziego? Otóż według przepisów PZPN podczas oficjalnych spotkań na każdym stadionie powinny znajdować się tzw. sektory buforowe, które są wyłączone z użytku i oddzielają sektory kibiców gospodarzy i gości.

Ze względu na fakt, że kibiców Górnika i Gieksy łączy przyjaźń za zgodą kierownika ds. bezpieczeństwa Górnika, Jana Ozgi na sektorach buforowych mogli zasiąść kibice przyjezdni, dzięki czemu na stadionie wygospodarowano więcej miejsca. Decyzja ta jednak nie spodobała się arbitrowi z Podkarpacia, który w obawie o to, że w trakcie spotkania dojdzie do zadymy zagroził, że jeżeli sektory buforowe nie zostaną na powrót zamknięte mecz się nie rozpocznie. Po mediacji między arbitrem, a organizatorem spotkania zawodnicy obu drużyn wyszli jednak na murawę i spotkanie, choć z opóźnieniem, normalnie się odbyło.

Patrząc na świetną atmosferę, jaką podczas meczu stworzyli kibice obu drużyn sędzia z Jarosławia powinien mieć spore powody do zadowolenia, gdyż zapewne jeszcze nigdy nie miał przyjemności bycia rozjemcom spotkania rozgrywanego przy tak licznej publice.

Kontuzja "Szczocika" wybawieniem Górnika

Kiedy w 20. minucie derbowego starcia Górnika z Gieksą z boiska z grymasem bólu na twarzy schodził skrzydłowy zabrzan, Robert Szczot publika przy Roosevelta wstrzymała oddech. Najlepszy zawodnik górniczej drużyny w tym sezonie nabawił się kontuzji obu kostek. Wiadomo już, że w prawej nodze ucierpiała torebka stawowa, zaś w lewej naciągnięte zostały więzadła. Występ 27-letniego pomocnika zabrzańskiej jedenastki w meczu 4. kolejki I ligi, jaki Górnik rozegra w sobotę na wyjeździe z GKP Gorzów Wielkopolski zdaje się być wykluczony.

Zabrzanom sprzyjało jednak szczęście, gdyż filigranowego zawodnika na placu gry zmienił czeski napastnik Ales Besta, który raptem tydzień temu został wypożyczony z drużyny mistrza Czech, Slavii Praga. 26-letni snajper do meczu wprowadził się doskonale, gdyż w dziewięć minut zaliczył asystę i strzelił bramkę, czym zapewnił sobie tytuł zawodnika meczu, a Górnikowi bardzo cenne trzy punkty. Widać jednak, że Czech ma poważne zaległości treningowe, gdyż po zabójczych 25 minutach w pierwszej połowie w drugiej odsłonie spotkania stał się zupełnie niewidoczny.

- Ja sim rady, se mogem tu hrać - słów, jakie czeski napastnik powiedział po meczu nie trzeba chyba tłumaczyć. Do tego dodał jeszcze, że jest bardzo zadowolony ze swojego debiutu i czuje się mocno zakłopotany, gdyż jako zawodnik meczu od najwierniejszego sympatyka Trójkolorowych Stanisława Sętkowskiego otrzymał dorodnego koguta, z którym nie bardzo wiedział co zrobi. Niemniej jednak cieszył się z wyróżnienia jakie go spotkało.

Łaska kibica na pstrym koniu jeździ

Spotkanie z Gieksą było szczególne także dla pomocnika Górnika, Pawła Strąka, który zaliczył świetny występ, okraszony bramką i asystą przy trafieniu Besty. Najbardziej krytykowany dotychczas przez fanów zabrzańskiego zespołu gracz drużyny 14-krotnych mistrzów Polski dobrą grą w meczu derbowym sprawił, że fala krytyki ucichła, a niektórzy z kibiców jedenastki z Roosevelta wymyślili dla rosłego pomocnika boiskowy pseudonim rodem z Brazylii "Strąkinho". Nie zmienia to jednak faktu, że zawodnik Górnika mógł swoją obecność na boisku zaakcentować jeszcze dobitniej. W drugiej piłka po jego strzale głową zatrzymała się bowiem na słupku bramki Gieksy.

- Na pewno bramka i asysta bardzo cieszą, ale przede wszystkim cieszy to, że Górnik zdobył trzy punkty. Upał nie sprzyjał jakiejś widowiskowej grze i już przed meczem wiedzieliśmy, że drużynie, która pierwsza strzeli bramkę będzie zdecydowanie łatwiej o końcowy sukces. Cieszę się, że to po moim trafieniu piłka wpadła do siatki, bo wcześniej gra nam się nie kleiła - mówił po meczu uradowany Paweł Strąk. Bramka w meczu z Gieksą była dla rosłego zawodnika pierwszym trafieniem w oficjalnym meczu w barwach Górnika. Wcześniej trafienie zaliczył w meczu sparingowym z drużyną Młodej Ekstraklasy Wisły Kraków. O dziwo bramka ta była bliźniaczo podobna do tej, jaką Strąk strzelił w niedzielnym meczu derbowym.

Nie ulega jednak wątpliwości fakt, że rosły pomocnik Górnika był największym wygranym niedzielnego spotkania z Gieksą.

Bohater w czepku urodzony

Jednym z najjaśniejszych punktów Gieksy w starciu z Górnikiem był bramkarz i kapitan drużyny, Jacek Gorczyca. Doświadczony golkiper drużyny ze stolicy Górnego Śląska kilkoma swoimi paradami uratował drużynę trenera Adama Nawałki od starty bramki, a na dodatek sprzyjało mu szczęście, gdyż piłka po uderzeniach zawodników Górnika albo minimalnie mijała bramkę, albo zatrzymywała się na słupku, jak w drugiej połowie po uderzeniu Pawła Strąka.

- Nie mogę być zadowolony, kiedy przegrywamy mecz. Moja gra w tym meczu ma mniejsze znaczenie, kiedy i tak pożytek z niej jest mizerny, bo wyjeżdżamy z Zabrza bez punktów. Martwi to, że grając na wyjeździe dwie bramki straciliśmy po kontratakach. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Tym bardziej, że do momentu straty bramki byliśmy dla Górnika równorzędnym rywalem i mecz mógł się różnie potoczyć. Szkoda zmarnowanych sytuacji. Musimy wyciągnąć odpowiednie wnioski na przyszłość - mówił po meczu 32-letni bramkarz Gieksy.

Sentymentalne powroty

W trakcie niedzielnego starcia dwóch utytułowanych śląskich jedenastek kibice byli świadkami dwóch spektakularnych powrotów. Do drużyny Górnika, po blisko czteromiesięcznej przerwie wrócił doświadczony skrzydłowy Damian Gorawski. Prawy pomocnik zabrzańskiej drużyny w ostatnim czasie leczył uraz kolana, którego nabawił się podczas kwietniowego meczu z Wisłą Kraków. Popularny "Gora" na placu gry pojawił się w 65. minucie gry zmieniając Piotra Madejskiego. Nie zdołał wprawdzie wpłynąć na wynik spotkania, ale swoimi dograniami kilkukrotnie otworzył kolegom z drużyny drogę do bramki. Powrót Gorawskiego może być dla Górnika o tyle cenny, że ten powinien okazać się godnym następcą kontuzjowanego Roberta Szczota.

Innym z zawodników, dla którego powrót na zabrzański stadion był szczególnym przeżyciem był rozgrywający Gieksy, Grzegorz Goncerz. W sezonie 2005/06 17-letni wówczas Goncerz był zawodnikiem Górnika, w barwach którego zaliczył 19. występów w ekstraklasie. Po roku zdecydował się co prawda na zmianę barw klubowych i odszedł do Kmity Zabierzów, skąd przez Chorzów trafił do Katowic, ale sentyment do górniczej drużyny nadal w sercu zawodnika klubu z ulicy Bukowej nadal pozostał.

- Fajnie było znów zagrać na tym stadionie. W Górniku zadebiutowałem przecież w ekstraklasie i klub ten darzę dużą sympatią. W tym spotkaniu znowu wróciłem do Zabrza tym razem w barwach GKS Katowice i było to dla mnie fantastyczne przeżycie - mówił po meczu 21-letni rozgrywający Gieksy.

Owacja dla "Banana"

Dużym zainteresowaniem kibiców cieszył się także kontuzjowany kapitan Górnika, Adam Banaś. Stoper zabrzańskiej drużyny, który od miesiąca przechodzi rehabilitację po zerwaniu ścięgna Achillesa na stadionie pojawił się w specjalnym bucie, przypominającym obuwie narciarskie. Jego pojawienie się na trybunach kibice skwitowali owacją na stojąco, a efektownie wyglądająca ochrona kontuzjowanej stopy stała się przedmiotem wielu anegdotek.

- Słyszałem wśród kibiców głosy, że fajnie by było gdybym w tym bucie wyszedł na boisko i grał. Niestety tych muszę zmartwić. Próbowałem już dopasować wkręty do tego obuwia, ale niestety żadne nie pasują - mówił ze śmiechem popularny "Banan". - Jestem bardzo zadowolony z przebiegu rehabilitacji. Wszystko przebiega pomyślnie i mam nadzieję, że z początkiem września będę mógł powoli zacząć biegać. W przypadku tej kontuzji ostrożność jest wskazana, bo zbyt pochopne ruchy mogą spowodować ponowne zerwanie ścięgna, a to byłby już problem - dodał ulubieniec kibiców drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.

Komentarze (0)