Będąc trenerem szwajcarskiego FC Basel, Paulo Sousa powtarzał często dziennikarzom, że tworzenie drużyny to proces, który wymaga czasu. W meczu z Węgrami nowy selekcjoner reprezentacji Polski jakby złamał tę zasadę i chciał zbyt szybko wprowadzić rewolucyjne pomysły.
O pierwszej połowie tego spotkania chcielibyśmy pewnie zapomnieć, była ona bowiem całym ciągiem błędów i złych decyzji.
Sousa spróbował gry trójką obrońców. Atakując, graliśmy ustawieniem 3-3-3-1, w obronie było to raczej klasyczne 4-4-2. Niestety, drużyna gubiła się w przechodzeniu z jednego systemu w drugi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przyjrzyj się dokładnie, co on zrobił! Fantastyczny gol piłkarza-amatora
W ataku staraliśmy się grać najczęściej środkiem boiska. Skrzydeł oraz zawodników wahadłowych używaliśmy w bardzo ograniczonym zakresie. Kompletnie niewidoczny był Sebastian Szymański, który nie wchodził w pojedynki z pomocnikami i obrońcami rywali i szybko pozbywał się piłki. Po drugiej stronie mało przydatny z przodu był Arkadiusz Reca, choć potem to się zmieniło.
W dziwny sposób grał Grzegorz Krychowiak, który dużo cofał się do rozgrywania, choć przy biernej postawie Węgrów w ofensywie i braku pressingu z ich strony, było to niepotrzebne, a do tego ograniczało nasze możliwość z przodu, zwłaszcza, że przeciwnicy postawili w środku solidne zapory. Nasi zawodnicy próbowali grać prostopadłe piłki, ale wychodziło to średnio. Do rozgrywania włączali się wymiennie Robert Lewandowski z Arkadiuszem Milikiem, ale to też nie przynosiło efektów.
Dopiero po zmianie stron coś drgnęło, zwłaszcza po wprowadzeniu trzech nowych zawodników. Kluczową zmianą było wejście Kamila Jóźwiaka. Nagle okazało się, że można grać jeden na jednego w ataku, choć wcześniej nie było to oczywiste. Był świetnie przygotowany fizycznie, silny, robił przewagę. Drugą kluczową zmiana było cofnięcie Piotra Zielińskiego, który wreszcie znalazł się w swoim ulubionym miejscu, zaczął rozgrywać piłkę, odzyskał dla nas środek boiska, zdominował Węgrów i decydował o obliczu drużyny. Zieliński odegrał ważną rolę przy dwóch bramkach dla Polski, zwłaszcza jego asysta przy golu Jóźwiaka była majstersztykiem. Zresztą Jóźwiak oprócz tego, że strzelił gola, miał też udział przy dwóch pozostałych. Spory udział w odrabianiu strat miał też Krychowiak, który dużo zyskał w nowym ustawieniu.
Zejście Zielińskiego do środka stworzyło ponadto większą przestrzeń dla skrzydłowego Arkadiusza Recy, który zagrał niezłe zawody w ofensywie, jego rola przy dwóch pierwszych golach dla Polski była istotna.
Na pewno ważna była też zmiana Michała Helika na Kamila Glika w obronie reprezentacji Polski. Sam Helik do czasu drugiej bramki rozgrywał solidne spotkanie, choć czasem mocno ryzykował. Dostał niepotrzebną żółtą kartkę i pod koniec pierwszej połowy był blisko drugiej. A jednak zmienił go Glik. I doświadczony reprezentant wprowadził dużo spokoju i zabezpieczył środek defensywy.
Trzeba przyznać, że nasza defensywa w meczu z Węgrami była fatalna. Przy pierwszym golu złe czytanie gry i złe ustawienie Jana Bednarka, przy drugiej i trzeciej cały ciąg błędów. Najpierw Bednarka, Bereszyńskiego i zwłaszcza Helika, potem Bereszyńskiego, Krychowiaka i Recy.
Nie pomagał też Wojciech Szczęsny. Przy pierwszym golu fatalnie się ustawił, potem popełnił trzy fatalne błędy, które mogły kosztować nas stratę bramki. Najpierw wybił piłkę głową na oślep, ale na szczęście spadła ona pod nogi naszego zawodnika. Potem przy wyprowadzeniu piłki podał ją pod nogi rywala, wreszcie na kwadrans przed końcem spotkania zaliczył tzw. "pusty przelot', nie trafił w piłkę przy próbie przejęcia dośrodkowania. Klasowemu brakarzowi takie błędy nie mają prawa się zdarzyć. Przynajmniej nie tyle w jednym meczu.
Było na pewno w tym meczu trochę plusów, ale trzeba powiedzieć, że wygraliśmy jakością indywidualną. Paulo Sousa po spotkaniu sprawiał wrażenie, jakby zdawał sobie z tego sprawę. Oby.