Pragnienie wiedzy w piłce jest ogromne. "Szkoda, że doba ma tylko 24 godziny"

Newspix / WOJCIECH FIGURSKI / 058sport.pl / Na zdjęciu: Zbigniew Oszmana
Newspix / WOJCIECH FIGURSKI / 058sport.pl / Na zdjęciu: Zbigniew Oszmana

Co jest największym problemem analityków sportowych? Kiedy zaczyna się analiza poszczególnych przeciwników? Czy piłkarze narzekają na nadmiar wiedzy? Na te i więcej pytań odpowiedział nam Zbigniew Oszmana, analityk Lechii Gdańsk.

W zespole Lechii Gdańsk na przestrzeni ostatnich lat zmieniali się trenerzy, asystenci, dyrektorzy sportowi, członkowie biura prasowego, nie wspominając o piłkarzach. Generalnie przez klub przewinęło się sporo osób. Są jednak ludzie, którzy są w zespole biało-zielonych od bardzo dawna. Jedną z nich jest Zbigniew Oszmana, aktualnie pracujący jako analityk pierwszej drużyny. Związany jest z Lechią od 2013 roku. Początkowo zarabiał grosze, w klubie nie było wolnych etatów, ale wraz z upływem lat kolejni trenerzy poznali się na jego talencie i bardzo szybko awansował. Współpracował m.in. z Jerzym Brzęczkiem, który później został selekcjonerem reprezentacji Polski.

Tomasz Galiński: WP SportoweFakty: Pamiętasz jak zaczęła się twoja przygoda z Lechią?

Zbigniew Oszmana, analityk Lechii Gdańsk: To było w sierpniu 2013 roku. Na jednym z kursów trenerskich spotkałem Tomka Borkowskiego i zacząłem zadawać mu mnóstwo pytań odnośnie taktyki, treningów, mikrocykli. Dostrzegł zainteresowanie tym tematem z mojej strony i jednocześnie od razu mi powiedział: słuchaj, nie ma u nas wolnego miejsca, ale jeśli chcesz, to przychodź na treningi, rób notatki. Pokazali mi poszczególne roczniki w akademii, obserwowałem treningi. Po pewnym czasie trener Krzysztof Wilk zaproponował mi rolę asystenta w zespole rezerw Lechii. Spędziłem z nimi cały okres przygotowawczy, po czym opisałem cały mikrocykl i podsumowałem cały ten czas. Wnioski zostały przekazane dalej i uznano, że moje umiejętności się przydadzą.

Ale od razu nie wskoczyłeś do pierwszej drużyny.

Nie było wakatu. Dużo czasu spędzałem w biurze na tworzeniu konspektów treningowych. Wyjeżdżałem też na mecze, treningi do pobliskich miejscowości w ramach programu "Biało-Zielona przyszłość z Lotosem". Miałem okazję zobaczyć, jak pracują trenerzy w innych klubach, uczestniczyłem też w wielu konferencjach. W pewnym momencie zwolniło się miejsce drugiego trenera w zespole U-15 przy trenerze Radosławie Gacy. Dołączyłem do niego i przepracowaliśmy razem półtora roku, a wtedy w drużynie mieliśmy Mateusza Sopoćkę, Rafała Kobrynia, Miłosza Kałahura, Adriana Machola i wielu innych perspektywicznych piłkarzy. Dość ciekawy rocznik i paru chłopaków dalej ma coś wspólnego z piłką na niezłym poziomie. Moje obowiązki łączyłem nadal z pracą w biurze współpracując m.in. z Tomkiem Borkowskim i Tomkiem Bocheńskim.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska liga i przypadkowy, wspaniały gol

Z wykształcenia jesteś informatykiem i wyczytałem, że początkowo pracowałeś w PKP Informatyka.

Co ciekawe, wcześniej pracowałem w firmach tak długo, aż splajtowały. Ta spółka również została rozwiązana i już nie istnieje.

Nie wiem czy to dobrze wróży Lechii.

Obecnie nie ma takiego zagrożenia.

Wracając do początku - kiedy był "awans"?

W momencie, gdy członkiem zarządu Lechii został Andrzej Juskowiak. Pojawił się w biurze i powiedział, żebym stworzył program do skautingu. Działało to przez jakiś czas, ale w pewnym momencie doszło do zmiany władz w klubie. Trenerem Lechii został Jerzy Brzęczek.

Dwa miesiące wcześniej spotkałem się z prezesem Adamem Mandziarą. Rozmawialiśmy o efektach naszej pracy, o tym, czym konkretnie się zajmuję. I widziałem, że go to zaciekawiło. Dałem mu do zrozumienia, że jeśli będzie potrzebował kogoś do analizy gry, to jestem do dyspozycji. Po tych dwóch miesiącach odbyłem krótką rozmowę z trenerem Brzęczkiem. Moim pierwszym zadaniem było przeanalizowanie stałych fragmentów gry Jagiellonii Białystok, bo akurat graliśmy z nimi w Gdańsku. To były moje początki, więc oczywiście starałem się pomagać, ale bardziej się uczyłem. Zobaczyłem, jak funkcjonuje szatnia sztabu szkoleniowego. Mocno pomagali mi Maciek Kalkowski i Andrzej Woźniak. Przebywanie w szatni trenerskiej może nie jest sztuką, ale z całą pewnością jest to inny świat. Jest do wykonania praca, a do tego dochodzi presja wyniku, kibiców, zarządu.

Jak wyglądała współpraca z byłym już selekcjonerem?

Bardzo dobrze. On zawsze miał specjalny folder, zatytułowany "Droga na szczyt". Wrzucałem mu tam wszystkie swoje materiały. Do dziś mamy dobre relacje, zawsze pyta, czy wszystko u mnie w porządku.

Nie próbował włączyć cię do sztabu, gdy objął stery w reprezentacji Polski?

Rozmawialiśmy, w tamtym czasie obowiązywała mnie umowa z Lechią. Reasumując Trener doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo byłem pochłonięty pracą w Gdańsku. To nie jest tylko moja praca, ale mój dom i moje życie.

Idźmy dalej. Przewinęło się paru trenerów przez Lechię.

Później był Thomas von Heesen, który bardzo dużą wagę przywiązywał do taktyki. Jasne, był bardzo wymagający względem piłkarzy, ale mi dobrze się z nim współpracowało. Pomocna była znajomość języka niemieckiego, a poza tym znałem się z jego ówczesnym asystentem, Jürgenem Radschuweitem, który w Lechii Gdańsk wcześniej był skautem. On wiedział, że sporo pracuję i staram się sumiennie wykonywać zadania.

Następnie przyszedł Piotr Nowak. I tu bardzo pomógł mi trener Woźniak. Przedstawił mnie, wprowadził i nasza współpraca z trenerem Nowakiem przebiegała bez zarzutów. Generalnie praca z poszczególnymi trenerami jest specyficzna. Każdy jest inny. Od trenera Nowaka nauczyłem się tzw. nosa trenerskiego. Czasami aż nie dowierzaliśmy. Czyta się różne książki, artykuły, słucha różnych trenerów, a tu mieliśmy całkowite przeciwieństwo. Miał niekonwencjonalne, ale skuteczne metody. Koniec końców zabrakło nam tylko jednego zwycięstwa do zdobycia mistrzostwa Polski.

Cóż, wyjazdowy mecz z Legią Warszawa na zakończenie sezonu 2016/17 długo siedział w pamięci kibiców. Wielu z nich miało do was pretensje za zbyt zachowawczą grę w Warszawie, choć do tytułu brakowało wam zaledwie jednego gola.

To prawda, brakowało nam jednego gola. Pamiętajmy, że w rundzie finałowej mieliśmy bardzo dobrą passę i jako zespół wykonaliśmy dobrą pracę. Można też powiedzieć, że wystarczyło, abyśmy na wcześniejszym etapie sezonu wygrali o jeden-dwa mecze więcej. Reasumując na końcowy wynik pracujemy zawsze cały sezon. Później był Adam Owen...

...znamienne, że nie dodałeś "trener Adam Owen".

Bardzo przepraszam. Trener Adam Owen. Co wniósł do Lechii Gdańsk?

Nic.

Moim zdaniem wniósł bardzo dużo pod względem analizy motorycznej, wzbogacił wiele różnych narzędzi do rozwoju, ćwiczeń i analizy oraz rozwinął naszą wiedzę. Stworzyliśmy wspólnie wiele programów, których zresztą używamy do dziś. Technologia, nowoczesność. W porządku, wyniki nie przemawiały za nim, byliśmy wtedy w trudnym momencie, ale na pewno trzeba widzieć ten okres w szerszym kontekście. Ja staram się nie oceniać trenerów. Każdego z nich szanuję i od każdego sporo się nauczyłem. Sukces pierwszego trenera jest również w jakiejś części moim sukcesem.

Dochodzimy do trenera Piotra Stokowca, który pracuje w Lechii do dziś.

Jest to trener, który docenia sztab i pozwala mu się rozwijać. Docenia ludzi, którzy codziennie przychodzą i pracują dla dobra klubu. A jeśli rozwija się sztab, to rozwija się też on sam oraz zespół. Być może jest to jeden z powodów, dla których zdobyliśmy Puchar Polski i brązowy medal mistrzostw Polski.

Mimo tylu trenerów ty cały czas jesteś w sztabie, więc to chyba znak, że wykonujesz dobrą pracę. 

Po zwolnieniu trenera Owena odbyłem rozmowę z Piotrem Stokowcem. Zaprezentowałem się sztabowi, pokazałem co robiłem do tej pory, jak to wszystko wyglądało. Dostałem 5 minut i wykorzystałem je.

Co sobie myślisz, gdy oglądasz Ligę Mistrzów albo jakiekolwiek ligi zagraniczne? Wydaje się, że jest to inna dyscyplina sportu w porównaniu do polskiej piłki.

Zgadza się. Ale zadajmy sobie pytanie: co i jak należy zrobić, żeby i naszym piłkarzom podobała się ich gra. Żeby czerpali z tego przyjemność. Każdy z zawodników ma emocje, uczucia i zdaje sobie sprawę z tego, jak gra. W sztabie uważnie monitorujemy treningi, przyglądamy się każdej akcji, jaką nasz piłkarz wykonał w meczu. I widzimy, że jeśli dany zawodnik zrobił coś na treningu, to jest to dla nas sygnał, że może nam się przydać w kolejnym spotkaniu ligowym. Tak jak oglądasz Ligę Mistrzów, w ten sam sposób spróbuj oglądać swoje akcje. Daje ci to szersze spojrzenie na samego siebie. To rozwija świadomość piłkarzy.

Niektórzy piłkarze mówią jednak wprost, że na co dzień nie oglądają piłki.

Każdy ma swoje przyzwyczajenia. Pamiętam, że Milos Krasić bardzo fajnie podchodził do tematu. On lubił oglądać swoje akcje, analizować. Nie na zasadzie, że tylko myślał co może zrobić lepiej, ale od raz był w gotowości, żeby to robić. Chciał otrzymać jak najwięcej informacji, żeby się poprawić. Co robił źle, co dobrze. I ja jako analityk muszę mieć na to twarde dowody, tak jak w sądzie. A moim jedynym argumentem w tej sytuacji jest wideo. A oglądając mecze widzę co piłkarz robi źle, a co dobrze. Staram się im podpowiadać, ale oczywiście oni nie muszą się ze mną zgadzać. Kluczowe jest to, żeby słuchać piłkarzy, bo każdy chce co innego. Ja nigdy nie chcę im niczego narzucać.

Nie było sytuacji, gdy jakiś piłkarz marudził bądź narzekał, że otrzymywał od was aż za dużo informacji?

Każdy piłkarz ma swoje indywidualne potrzeby, generalnie staram się współpracować z piłkarzami. Kluczowe jest to, żeby ich słuchać, bo każdy z nich ma zawsze ciekawe spojrzenie na daną sytuację. Myślę że sztuką jest niczego nie narzucać, ale wspólnie wypracować najlepsze rozwiązanie.

Oczywiście, że zawodnik może zareagować na zasadzie, że jemu się takie analizy nie podobają. Ma do tego prawo. Jest to zupełnie naturalne zachowanie. Nie jest to nic złego. Może akurat nie trafiły do niego argumenty i potrzebuje indywidualnej rozmowy. Nie da się zadowolić każdego.

Jak się przygotowujesz do meczu? To znaczy, kiedy zaczynasz analizę? Powiedzmy, że na przykładzie ostatniego spotkania z Pogonią Szczecin.

Wstępna analiza powstaje już dwa-trzy tygodnie wcześniej. Wtedy poszczególni trenerzy zbierają informacje na temat danego przeciwnika. Na mniej więcej tydzień przed samym meczem siadamy i wymieniamy się uwagami. Co mamy, czego nie mamy, czego jeszcze potrzebujemy. Jest to w pewnym sensie ułatwieniem, bo nie starczyłoby mi czasu, gdybym miał wszystkie informacje zbierać samemu. Osobiście zacząłem analizować skład Pogoni na osiem dni wcześniej, a więc jeszcze przed naszym meczem z Wisłą Kraków, który był po drodze. Do tego dochodzą wywiady trenera, ustawienie, ewentualne absencje w drużynie. I wówczas mamy pierwszy ogląd na sytuację.

Ja nie wiem co to jest poniedziałek, wtorek czy środa. Pracujemy w innym trybie, czyli trzy dni do meczu, dwa dni do meczu. Po meczach wracamy do domu bardzo późno, ale np. w drodze powrotnej z wyjazdu nie siedzimy w autokarze z założonymi rękami. Już wtedy pracujemy analizując ostatni mecz. Nie chcemy tracić czasu. Na drugi dzień mamy regenerację, a ja przygotowuję indywidualną analizę, którą potem wysyłam piłkarzom. Następnie mogę się skupić na tworzeniu odprawy pomeczowej. Dopiero po niej mogę usiąść i skupić się na kolejnym rywalu.

Znasz pojęcie "dzień wolny od pracy"?

Nie da się pracować non stop, trener Stokowiec to widzi i daje nam wolne wtedy, gdy jest to możliwe. Natomiast odpoczniemy dopiero po sezonie, gdy dostaniemy dni wolne. Wtedy wrócimy do normalnego życia, bo szczerze mówiąc, w gronie trenerskim spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. W moim przypadku zdecydowanie więcej niż z własną rodziną.

Co jest najtrudniejsze w pracy analityka?

Chyba to, że doba ma tylko 24 godziny. Chciałoby się robić jeszcze więcej, a nie zawsze na wszystko starcza czasu. Mamy ogromne pragnienie wiedzy, ona jest na wyciągnięcie ręki, ale nie zawsze mamy czas, żeby czerpać pełnymi garściami.

No właśnie, znajdujesz czas na coś innego niż piłka nożna?

Uwielbiam grać w szachy. Od dziecka były obecne w moim domu. Mówi się o refleksie szachisty, a przecież jest on czymś niebywałym. Szachista musi myśleć na kilka kroków do przodu, analizować różne warianty. Jest to coś, co niebywale rozwija umysł. To gra strategiczna, podobnie jak piłka nożna, więc z jednej strony to odskocznia, z drugiej źródło inspiracji.

Komentarze (0)