Gdy Emmanuel Olisadebe przed odlotem do Norwegii wspomniał, że chce strzelić do przerwy dwie bramki, to potraktowano to jako dobry żart. Później okazało się, że miał rację...
Losowanie stron wygrał Jacek Zieliński i wybrał tak, że Norwegowie musieli grać pod słońce. Pierwsza bramka padła w 22. minucie i takich akcji biało-czerwoni nie przeprowadzili w swojej historii zbyt wiele. Paweł Kryszałowicz wraz z Piotrem Świerczewskim "rozklepali" defensywę gospodarzy. Piłka trafiła w pole karne do Olisadebe i było 1:0 dla Polski. Osiem minut później Świerczewski znów podał do Olisadebe, a ten huknął zza pola karnego. Futbolówka znalazła się w siatce, a czapka bramkarza norweskiego na ziemi. Myhre wściekły na swoich obrońców cisnął ją o murawę.
Wszystko wyglądało pięknie. Polacy grali jak z nut, a dodatkowo mieliśmy świetnie spisującego się Adama Matyska. Jednak po przerwie Norwegowie ruszyli do ataków. Wreszcie John Carew głową wpakował piłkę do siatki biało-czerwonych. Po chwili potężnie uderzył Ole Gunnar Solskjaer, Matysek obronił, a następnie dobitkę i... doznał kontuzji. Potrzebna była zmiana. Na boisko wszedł nierozgrzany Jerzy Dudek. 180 sekund później był już remis... Gola zdobył Solskjaer.
Jerzy Engel, ówczesny selekcjoner, postawił na atak. Dziewięć minut przed końcem niepilnowany Bartosz Karwan strzelił gola głową. Kibice zamarli. Spalony? Nie! Bramka! Polski sektor znów eksplodował. Polacy wygrali ostatecznie 3:2, a wielki mecz zagrał również Jerzy Dudek. Kilka dni później ograliśmy Armenię 4:0, a rok później zagraliśmy na mistrzostwach świata, pierwszy raz od 16 lat.
Norwegia - Polska 2:3 (0:2)
0:1 - Olisadebe 22'
0:2 - Olisadebe 30'
1:2 - Carew 59'
2:2 - Solskjaer 67'
2:3 - Karwan 81'
Składy:
Norwegia: Myhre - Bergdolmo, Lundekvam, Berg, Stensaas (85' Flo) - Tessem, Larsen, Winsnes - Solskjaer, Carew, Helstad (60' Iversen).
Polska: Matysek (64' Dudek) - Kłos, Zieliński, Hajto, Michał Żewłakow - Iwan (64' Karwan), Świerczewski (88' Zdebel), Kałużny, Koźmiński - Kryszałowicz, Olisadebe.
Żółte kartki: Larsen (Norwegia) oraz Świerczewski (Polska).
***
Po ponad ośmiu latach od tego pamiętnego meczu, serwis SportoweFakty.pl porozmawiał z Jerzym Engelem, ówczesnym selekcjonerem reprezentacji Polski.
Bartosz Zimkowski: Często wraca pan wspomnieniami do meczu z Norwegią?
Jerzy Engel: Tak, ale nie tylko do tego. To był jeden z takich bardzo dobrych meczów reprezentacji narodowej i potwierdzają to sami kibice. Widziałem tego typu rankingi i w nich kibice bardzo podkreślali, że to był najlepszy mecz tamtej reprezentacji. Ja natomiast bym przypominał dwa inne: w Kijowie z Ukrainą i z Norwegią w Chorzowie. Najczęściej właśnie wracam do tych spotkaniach - plus do tego pojedynek z Walią w Cardiff oraz z mistrzostw świata z USA.
Co pan najbardziej zapamiętał z tego meczu w Oslo?
- Wiele rzeczy. Pierwsza, Norwegowie bardzo analitycznie podeszli do tego meczu. Zmniejszyli boisko z każdej strony po 1,5 metra, bo wiedzieli, iż opieramy grę o skrzydła. W związku z tym boisko zostało zwężone. Ponadto murawa była w słabej kondycji, ponieważ zawiodła aparatura grzewcza - boisko było twarde. To tyle ze spraw organizacyjnych, natomiast ze spraw szkoleniowych byliśmy świetnie przygotowani taktycznie. Byliśmy również bardzo zmotywowani i do przerwy prowadziliśmy 2:0. Udało się wykluczyć z gry Carewa i Solskjeara. To były kluczowe zadania w tym meczu. Zdobyliśmy piękne bramki. Akcja Świerczewski-Kryszałowicz-Olisadebe może być pokazywana jako materiał szkoleniowy. Trzeba dodać, że w przerwie nie udało się naszych zawodników zmotywować, żeby uważali, iż to nie jest jeszcze koniec.
I Norwegowie w drugiej połowie doprowadzili do remisu 2:2...
- Dokładnie. Zastanawiałem się po tym, co dalej - czy atakować, czy bronić wyniku, który był również dla nas korzystny. Zdecydowałem się na wariant ofensywny i to przyniosło efekt. Bartek Karwan strzelił bramkę i wygraliśmy 3:2.
***
Za tydzień przypomnimy kolejny wielki mecz - tym razem zespołu klubowego.