Około 270 tysięcy euro rocznie za prowadzenie reprezentacji Polski zarabiał Adam Nawałka. Jerzy Brzęczek, według nieoficjalnych danych, mógł liczyć na podobne pieniądze. Dla przeciętnego Kowalskiego, zarobki przekraczające milion złotych rocznie, mogą rozpalać wyobraźnię. Nieco inaczej sytuacja wygląda jednak, gdy mówimy o selekcjonerach.
Polacy na szarym końcu
PZPN na brak pieniędzy nie narzeka. Związek z roku na rok chwali się coraz wyższymi przychodami. W 2019 roku miały wynosić blisko 300 mln złotych, co stanowiło wzrost o 50 mln w stosunku do wcześniejszego roku.
- Pamiętam, jak siedem lat temu wybraliście na tej sali nowe władze, jakby to było wczoraj. Jeden z działaczy mówił wtedy, że chciałby, aby budżet PZPN wynosił 100 mln zł. To było jego marzenie. Dzisiaj nasz budżet wynosi ponad 300 mln zł - chwalił się Zbigniew Boniek na walnym zgromadzeniu związku pod koniec 2019 roku.
ZOBACZ WIDEO: Zagraniczny trener jedyną opcją dla Polski? "W kraju nie mamy nikogo z wielkim autorytetem"
Te liczby jednak nie przekładają się na zarobki selekcjonera. Według danych portalu statista.com, na mundialu w 2018 roku, tylko jedna federacja, spośród 32 biorących udział w imprezie, płaciła mniej niż Polska. Tym wyjątkiem był Senegal, gdzie Aliou Cisse mógł liczyć na zaledwie 200 tysięcy euro rocznie.
Więcej płacili m.in. w Panamie (Hernan Dario Gomez - 400 tys. euro) czy w Peru (Ricardo Gareca - 1,15 mln euro).
Boniek komfortową sytuację finansową podkreślał także w listopadzie. Podczas wizyty na kanale YouTube'owym "Foot Truck" zapewniał, że pieniądze nie są problemem. - Nie ma problemu z budżetem, stać nas na trenerów z topu - zaznaczał.
Drodzy kandydaci
Oczywiście nie można wykluczyć, że tym razem, przy zatrudnianiu nowego szkoleniowca, prezes Boniek sięgnie głębiej do kieszeni. Jeżeli jednak miałby to być ktoś spośród najczęściej wymienianych nazwisk, zmiana musiałaby być bardzo radykalna.
Kandydaturę Stanisława Czerczesowa, który w Rosji zarabia ponad 2,5 mln euro rocznie, możemy włożyć między bajki, nie tylko ze względu na pensję. Jednak już Marco Giampaolo to dla wielu człowiek, który realnie mógłby przejąć schedę po Brzęczku.
Włoch został właśnie zwolniony z Torino i nic nie stoi na przeszkodzie, by objął nową posadę. Jednak także i tu trzeba by się liczyć, ze znacznie poważniejszym wydatkiem. 53-latek w turyńskim klubie inkasował co roku 1,5 miliona euro, co i tak było zejściem z pułapu 2 milionów, na jakie mógł liczyć, gdy prowadził Milan.
Nawet Nenad Bjelica, który jeszcze nie tak dawno temu pracował w PKO Ekstraklasie, a który także rozpatrywany jest przez część środowiska, to dziś podobna półka finansowa. W Dinamie Zagrzeb mógł liczyć na 1,2 mln euro rocznie. Aktualnie w Osijeku podobno także nie narzeka na warunki.
Dla porównania, Jerzy Brzęczek na stołek selekcjonera wskakiwał po przygodzie z Wisłą Płock, w której jego roczne zarobki nie przekraczały 100 tysięcy euro.
Opcja zagraniczna oznacza wydatki
I choć przeskok z wypłaty około 200-300 tysięcy euro rocznie na kwoty nawet kilkukrotnie wyższe wydaje się ruchem radykalnym, to tak właśnie dziś wygląda rynek selekcjonerów piłkarskich.
Przytoczony Stanisław Czerczesow, choć należy do czołówki pod kątem zarobków, wciąż może z zazdrością patrzeć na takich trenerów jak Didier Deschamps (3,5 mln euro) czy Joachim Loew (4 mln euro).
Oczywiście to tylko przykłady, ile płacą najbogatsze federacje. Nikt nie oczekuje, że nagle dołączy do nich także Polska. Jednak znalezienie za granicą fachowca, który zgodzi się pracować za pensje porównywalną z dwoma poprzednimi szkoleniowcami może być zadaniem z gatunku mission impossible.
Czytaj także:
- Serie A: Zlatan Ibrahimović wrócił z nastawionym celownikiem. AC Milan spokojnie wygrał
- Oficjalnie: Marco Giampaolo zwolniony z Torino FC. Informacja ma znaczenie dla polskich kibiców