- Kiedy mi się to przydarzyło, na początku byłem stosunkowo zrelaksowany, prawie zaciekawiony. Pomyślałem, cóż, zobaczę, czym jest ten COVID. To uderzyło w cały świat, wielka tragedia i teraz dotarło to do mnie. Byłem w domu i czekałem, co się stanie - przyznał Zlatan Ibrahimović na łamach Corriere dello Sport.
Napastnik AC Milan nie miał poważnych objawów zakażenia. - Bolała mnie głowa. Ból nie był zbyt silny, ale irytujący. To było ciężkie. Straciłem też trochę smaku - wyjawił 39-latek.
Ibrahimović zachorował we wrześniu i przez 16 dni był w izolacji. W domu przebywał sam, ponieważ jego żona i dzieci na co dzień mieszkają w Szwecji. Właśnie samotność doskwierała mu najbardziej. - Cały czas byłem w domu. Zirytowany na to, że nie mogę wyjść i odpowiednio trenować. To straszne, nie można było nic zrobić - podkreślił.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wolej-poezja! Prześliczny gol piłkarki FC Barcelona
Podczas izolacji "Ibra" zaczął się też dziwnie zachowywać. - W pewnym momencie zacząłem rozmawiać z mieszkaniem i nadałem ścianom imiona. To kwestia mentalna. Obserwujesz siebie i wyobrażasz sobie różnego rodzaju objawy choroby, w tym te, których nawet nie masz. Cierpisz z powodu tego, co czujesz - dodał.
Ibrahimović do gry wrócił połowie października. Formy nie stracił - w każdy z pięciu meczów trafiał do siatki i zdobył łącznie 8 goli. Później nabawił się kontuzji mięśnia i do gry wróci dopiero na początku roku (więcej TUTAJ).
Czytaj też: Serie A. "Nie zamierzam kończyć kariery". Zlatan Ibrahimović rozwiał wątpliwości