Marcin Kamiński to siedmiokrotny reprezentant Polski. Obrońca był w szerokiej kadrze drużyny narodowej za kadencji Adama Nawałki w eliminacjach mistrzostw świata 2018. Później Jerzy Brzęczek powoływał zawodnika do lata 2019 roku. Kamiński ostatni mecz w reprezentacji rozegrał dwa lata temu z Czechami (0:1). W zeszłym sezonie zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i na boisko wrócił dopiero po dziesięciu miesiącach, po lockdownie. Mimo to zdołał wywalczyć ze Stuttgartem awans do Bundesligi. W niemieckiej ekstraklasie nasz piłkarz zagrał 53 razy. Ostatnio jest jednak rezerwowym.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Pana Stuttgart przegrał w sobotę z Bayernem Monachium 1:3. Dało się zrobić coś więcej?
Marcin Kamiński, piłkarz VfB Stuttgart i reprezentacji Polski: Każdy z nas zdawał sobie sprawę, z kim gramy. Chcieliśmy jednak pokusić się o niespodziankę. Dobrze zaczęliśmy sezon, prezentując fajny dla oka styl. Założenie było takie, żeby grać swoją piłkę, taką jak w poprzednich spotkaniach. Wiadomo, że w takich meczach trzeba być bardziej skoncentrowanym, skupionym, aktywniejszym i jeszcze bardziej wybieganym. Nie można też zostawić nawet trochę wolnego miejsca rywalowi. Ale wszyscy wiedzą, jak mocny jest Bayern.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fenomenalny gol w III lidze! Strzał piętką, z powietrza!
Zaczęliście od gola na 1:0, Bayern nie miał łatwo.
Nastawiliśmy się na bój. Każdy piłkarz czeka na takie spotkania, nikogo nie trzeba motywować. Takie mecze jak z Bayernem, Borussią Dortmund czy innymi mocnymi drużynami pokazują, gdzie jesteśmy. I co musimy poprawić. Werder Brema pokazał niedawno, remisując 1:1, że nawet Bayern można zatrzymać. To w końcu tylko ludzie, mogą być zmęczeni. Szkoda, że nam się nie udało.
Robert Lewandowski był na odprawie szczególnie analizowany? W sobotę strzelił wam jednego gola.
Właśnie nie. Każdy w Bundeslidze zna go na wylot. Co tu można więcej powiedzieć? Nie trzeba brać Roberta dodatkowo na tapet. Tuż przed rozpoczęciem meczu ewentualnie przekazuje się jakieś małe wskazówki, na co uważać. I widzimy - niby wiadomo, czego można się spodziewać po Robercie, a mimo to i tak bardzo trudno go powstrzymać.
Proszę powiedzieć co z panem? Od miesiąca jest pan rezerwowym w swojej drużynie, w tym sezonie wystąpił w zaledwie trzech spotkaniach.
Nie będę koloryzował - nie jest w porządku. Chcę grać, walczę, ale odkąd usiadłem na ławce drużyna funkcjonuje bardzo solidnie. Marc Oliver Kempf, z którym rywalizuje o miejsce w składzie na środku obrony, spisuje się bez zarzutu. Co mogę zrobić... czekam, obserwuję, zasuwam na treningach. Nie życzę nikomu kontuzji czy słabszej formy, wszyscy lubimy się poza boiskiem. Rywalizacja jest zdrowa, a ja robię wszystko, by wrócić na boisko.
W zeszłym sezonie leczył pan bardzo groźną kontuzję. Nie ma już śladu po tym urazie?
Na szczęście wszystko dobrze się zagoiło. Pod koniec poprzedniego sezonu zagrałem w ośmiu meczach, nic mnie nie bolało, nie odczuwałem dyskomfortu. Pod względem zdrowotnym jest naprawdę super.
Po treningach jest pan w stanie ocenić, czy wkrótce wróci pan do gry?
Nie oszukujmy się - najważniejszym testem jest mecz. Na tej podstawie trener podejmuje decyzje. Czekam na swoją szansę i mam nadzieję, że wtedy przekonam szkoleniowca.
Bo jeżeli chodzi o poziom ligi, to nie czuje pan, że odstaje?
Zdążyłem już dobrze poznać te rozgrywki. Zagrałem ponad pięćdziesiąt meczów w niemieckiej ekstraklasie i na pewno potrafię sobie poradzić w tej lidze. Precyzując: czuję się zawodnikiem na poziomie Bundesligi.
A reprezentacji? Na początku kadencji Jerzego Brzęczka był pan powoływany.
O reprezentacji można mówić i myśleć w momencie, gdy występuje się w klubie. Tym daje się sygnał selekcjonerowi, to jedyna ścieżka do kadry. Na początku byłem powoływany, w późniejszym okresie już nie. Przez kontuzję wypadłem na wiele miesięcy, później był lockdown, następnie usiadłem na ławce. Ale selekcjoner dzwonił.
Co mówił?
Przed październikowym zgrupowaniem, w tym roku, trener Brzęczek powiedział, jakich zawodników powoła. Wtedy jeszcze grałem w klubie i selekcjoner o tym pamiętał. Przypomniał, że jestem pod jego obserwacją. Cieszę się, że był chociaż jakikolwiek sygnał z jego strony. Jestem na radarze selekcjonera, pamięta o mnie, ale najpierw muszę zmienić swoją sytuację w klubie.
Szykują się jakieś zmiany?
Mam ze Stuttgartem kontrakt do końca sezonu. Pojawiły się wcześniej głosy, że po nowym roku usiądziemy do rozmów w sprawie przyszłości. Ja się w klubie dobrze czuję, ale jeżeli mam zostać w drużynie, aby po prostu w niej być... hmm, nie jest to spełnienie moich marzeń. Chcę przede wszystkim grać. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
Ondrej Duda: Było z nami kiepsko, ale będzie lepiej. Cieszę się, że trafiliśmy na Polskę