- Nauka jest dla mnie równie ważna, jak piłka nożna. Każdy mecz jest dla mnie jak szkolna kartkówka. Mecz z Zagłębiem chyba zaliczyłem, co? - śmieje się Adrian Paluchowski, bohater meczu z Zagłębiem Lubin (4:0). "Paluch" strzelił trzy bramki, zaliczył też asystę. Wygląda na to, że trener Jan Urban w końcu nie musi martwić się o napastników.
22-letni piłkarz imponował skutecznością już w meczach sparingowych. W pięciu występach strzelił sześć bramek, a do siatki trafiał również w spotkaniach eliminacyjnych Ligi Europejskiej. Jego postawa w meczu z Zagłębiem Lubin była mimo wszystko zaskakująca. - Po meczu zadzwoniłem do mamy. Poradziła mi, żebym... zmienił dilera. To takie nasze dowcipy. Kiedyś mama dokuczała mi, więc w żartach odgryzłem się, mówiąc, żeby "zmniejszyła działkę". Więc teraz odpowiedziała mi tym samym. Ale oczywiście w domu wszyscy się cieszą z moich sukcesów - mówi wychowanek Agrykoli Warszawa.
Rodzice Paluchowskiego zawsze zaznaczają, że najważniejsza jest nauka. Ten jednak doskonale zdaje sobie z tego sprawę i w szkole radzi sobie znakomicie. - Kończę właśnie studia na kierunku turystyka. Jeszcze nie zdarzyło mi się, żebym nie zdał egzaminu. W piątek oddałem pani promotor moją pracę licencjacką. Mój przykład chyba pokazuje, że można pogodzić wyczynową grę w piłkę z nauką. Kariera nie trwa wiecznie, później też coś trzeba robić - zauważa młody napastnik Wojskowych.
Legia to dla niego całe życie, choć przy Łazienkowskiej długo nie mógł przekonać o swoich nieprzeciętnych umiejętnościach. Na wypożyczeniu w Zniczu Pruszków strzelał jak na zawołanie. - Wejście do drużyny miałem trudne. Najgorsze było wkupne, czyli taki chrzest w zespole. Musieliśmy podrywać gumową lalę, a potem... naszego skauta, Marka Jóźwiaka! Starszyzna stała z boku i się śmiała - wspomina.