PKO Ekstraklasa. Jarosław Królewski: Myślę, że Aleksander Buksa kocha Wisłę. Ludzie powinni być wolni w decyzjach

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Jarosław Królewski
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Jarosław Królewski

- Nie ma mowy o celowej manipulacji. Byłbym cierpliwy i ostrożny z wyrokowaniem - mówi o sprawie Aleksandra Buksy Jarosław Królewski, współwłaściciel Wisły Kraków. Opowiada też o wyzwaniach stojących przed klubem w dobie pandemii.

[tag=71284]

[/tag]Jarosław Królewski to jeden ze współwłaścicieli Wisły Kraków i CEO firmy Synerise z branży AI. Przyznaje, że akurat dla jego firmy czasy pandemii koronawirusa są nie tylko wyzwaniem, ale przede wszystkim szansą. Opowiada też, jak w tym niestabilnym i trudnym czasie stara się radzić sobie Wisła Kraków. - Realia pandemii koronawirusa odbiją się na nas finansowo. Jednak doświadczenia z ostatniego półtora roku trochę nas zahartowały - przekonuje.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Pandemia to dla większości klubów czas kłopotów finansowych, a w futbolu jest prosty sposób na ich zniwelowanie - sprzedaż piłkarzy. W przypadku Wisły liczono, że może to być sprzedaż Aleksandra Buksy. Ostatnio temat stał się gorący, bo Buksa rozpoczął współpracę z nowym menedżerem i sprawy się skomplikowały.

Jarosław Królewski, współwłaściciel Wisły Kraków: Wydaje mi się, że Olek to rozsądny człowiek i pokieruje swoją karierą w sposób odpowiedni. Myślę, że Olek kocha ten klub, to tutaj spędził najważniejsze lata swojej kariery. Wierzę, że wiele pięknych chwil jeszcze przed nim w Wiśle. Wolałbym jednak nie wypowiadać się o transferach, bo jestem od tego dość daleko i trudno mi wyrokować, co się stanie. Widzimy po ostatnich transferach młodych piłkarzy w przypadku Lecha czy Legii, że wszystko potrafi się zmieniać nagle i wypowiadanie tu zdecydowanych prognoz byłoby nie w pełni fair w stosunku do opinii publicznej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ryiad Mahrez zrobił z obrońców pośmiewisko

Problem w tym, że okazało się, że jednak formalnie nie przedłużyliście jeszcze umowy z Buksą do 2023 roku. Czy w tej sytuacji nastoletni talent nie ulotni się niebawem za granicę za "drobne"?

Chcielibyśmy, aby do tych wszystkich sytuacji podchodzić bardziej spokojnie i racjonalnie. I nie opierać daleko idących wniosków na bazie jednego czy dwóch artykułów. To są bardziej skomplikowane procesy. Po pierwsze, my w Wiśle nie zakładamy z góry wpływów z jakiegokolwiek transferu. Traktujemy takie wpływy jako coś, co może, ale nie musi się pojawić. A po drugie, byłbym w pewnych tematach jednak cierpliwy i ostrożny z wyrokowaniem. Relacje międzyludzkie wymagają pewnej klasy i zachowania spokoju. Tak do tego jako zarząd i właściciele podchodzimy. To, co opublikowaliśmy w ostatnim komunikacie, jest zgodne z prawdą, natomiast trudno jest o wszystkim w tym momencie opowiedzieć publicznie. Staramy się nie opowiadać w mediach o poszczególnych graczach i ich kontraktach ze względu na poufny charakter rozmów i umów.

Kibice piszą do was w mediach społecznościowych, że pogodziliby się nawet z tym, że Buksa może odejść, za to trudno im się pogodzić z brakiem transparentności i wprowadzaniem ich w błąd komunikatem z sierpnia. On sugerował w temacie przyszłości Buksy coś innego, niż ostatnio opublikowane oświadczenie. Twierdzicie, że chcecie się opierać na zaufaniu, a tymczasem fani tracą zaufanie w kontekście relacji z klubem.

Myślę, że to, co napisał Tomasz Jażdżyński w ostatnim wpisie w mediach społecznościowych, najlepiej oddaje sytuację. Podkreślił, że rzeczywiście jest nam bardzo przykro, że wiele osób zdenerwowało się tą sytuacją. Natomiast wolelibyśmy poczekać spokojnie z oceną tego komunikatu. Odnośnie zaufania - nie można go wymusić, zdobywa się je każdego dnia, każdym kolejnym działaniem. Myślę, że my przez te dwa lata pracy, często w formie wolontariatu, poświęcając życie rodzinne i zarywając noce, staramy się udowadniać, że chcemy dać temu klubowi wszystko, co najlepsze, na co tylko pozwalają nasze kompetencje. Nie ma mowy o celowej manipulacji, idea tamtego komunikatu była zgodna z tym, co obie strony wspólnie chciały wówczas ogłosić. Komunikat pokrywał się z tym, co strony ustaliły w tamtym momencie. Poczekajmy teraz spokojnie, bez zbędnych emocji, bez wyrokowania. W ramach takich umów są też komponenty, o których mówić w tym momencie nie wypada i nie można. Zawsze można zrobić pewne rzeczy lepiej, natomiast intencją całego tego wydarzenia z sierpnia było po prostu to, że chcieliśmy świętować fakt, że jest to projekt na dłuższe lata.

Wszyscy się dopiero przekonamy, jak cała ta historia się rozwinie, ale można usłyszeć, że Buksa już ma wybrany zagraniczny klub i może się okazać, że to dopiero początek kłopotów Wisły w tej sprawie.

Prywatnie jestem zwolennikiem - u siebie w firmie i wszędzie indziej - tego, że ludzie powinni być wolni w swoich decyzjach. Takie mam podejście do życia. Uważam, że ostatecznie nie można zmusić kogoś do pracy, lojalności czy miłości. Postawa przymuszania w dzisiejszych czasach nie działa i wcześniej czy później zawsze rujnuje jakiekolwiek relacje. Stosuję takie podejście też w stosunku do moich klientów, nie wiążę ich długimi umowami, bo wierzę, że ludzie mają prawo do wolności wyboru. Z naszej strony będziemy starali się wykazać cierpliwością, ze względu na szacunek do stron tej umowy i spokojnie czekać.

Macie satysfakcję, że kilka tygodni temu nie ulegliście presji i w momencie wpadnięcia zespołu w kryzys nie zwolniliście trenera Artura Skowronka?

Ważna jest cierpliwość, zwłaszcza w tych obecnych czasach. Warunki pracy też są obecnie zupełnie inne niż w normalnym trybie. Trener Skowronek w zeszłym sezonie udowodnił, że ma plan i wie, co chce osiągnąć. Natomiast jest na tyle doświadczoną osobą, że wie, z czym wiąże się trenowanie takiego klubu jak Wisła Kraków. Tu presja zawsze była i będzie. A czas oczekiwania na dobre wyniki tu bywa trochę krótszy niż w innych klubach. To bowiem wciąż jeden z największych klubów w Polsce, a patrząc na kibiców, to pewnie nawet największy.

Przerwę na mecze kadry, po wyjazdowym remisie z liderującym w tabeli Rakowem Częstochowa, spędzono w Wiśle chyba w niezłych nastrojach?

Tak na spokojnie patrząc, jesteśmy zadowoleni z remisu, natomiast Wisła to klub, który chce wygrywać i w przyszłości wygrywać będzie. Wydaje mi się, że jeśli drużyna będzie mniej zdziesiątkowana kontuzjami i tym wszystkim, co wiąże się z koronawirusem, to będzie grała tak na poziomie pierwszej połowy meczu z Rakowem, a nawet jeszcze lepiej. Ostatnio praktycznie co mecz występujemy w innym składzie i to nie sprzyja automatyzmom, budowaniu schematów.

Trener Skowronek zmienił coś w sposobie prowadzenia zespołu po tej nieudanej serii spotkań z początku sezonu?

Uważam, że w okresie "przedcovidowym" graliśmy bardzo dobrze, potem natomiast coś się zepsuło. Każdy trener jednak stara się wyciągać wnioski i nawet zmiana taktyki pokazuje ostatnio, że ta drużyna szuka optymalnego rozwiązania dla siebie. Proszę też pamiętać, że poszczególni zawodnicy dochodzili do tego zespołu w różnym czasie. Patrząc na nasz skład personalny - biorąc pod uwagę nowe transfery i młodych graczy, który coraz bardziej się wyróżniają - myślę, że trzeba ze spokojem patrzeć w przyszłość. I starać się wygrać przede wszystkim tę walkę z koronawirusem, na różnych płaszczyznach.
[nextpage]Trener Rakowa Marek Papszun ocenił, że zarządzanie w naszej piłce w dobie pandemii jest lepsze niż w polskim społeczeństwie. Podpisałby się pan pod tym twierdzeniem? Wydaje się, że zwłaszcza na początku sezonu można było np. częściej testować ligowców.

Uważam, że wszędzie, gdzie nie ma twardych procedur i sankcji, trudno jest prowadzić jakąkolwiek kontrolę. I to jest udowodnione. To widać w ekstraklasie. Różne kluby w różny sposób interpretują bowiem zalecenia związane z ochroną przed koronawirusem. Część klubów dopuszcza wcześniej piłkarzy do grania po okresie izolacji, część później. Widzimy też, że niełatwo jest podejmować na bieżąco decyzje. Ale myślę, że nie ma sensu na tym etapie ani chwalić, ani ganić tego zarządzania, bo sytuacja jest dynamiczna. Trzeba pamiętać, że jest to sytuacja bezprecedensowa, na poziomie krajowym również. Ciężko jest odwołać się do przykładów z przeszłości, wskazać: o, tak powinniśmy robić. Trudno powiedzieć, która taktyka jest najlepsza, a wiemy, że gramy tak naprawdę o ludzkie życie. W takiej sytuacji nie ma super-mądrych, aczkolwiek pewne rzeczy zawsze można zrobić lepiej. Nie podpisałbym się jednak pod słowami trenera Papszuna, bo trudno porównać te dwa obszary. Co to bowiem znaczy "lepiej"? Jeżeli porównujemy, powinniśmy to robić na konkretnych wskaźnikach. To może być najwyżej intuicyjna ocena - wydaje nam się, że coś jest lepsze, a coś gorsze.

Przygotowaliście w klubie jakąś specjalną strategię na to, jak przejść przez te trudne czasy pandemii suchą stopą? Bo jeszcze nie zdążyliście "wygrzebać" klubu w stu procentach ze starych problemów, a tu już nadciągnęły nowe czarne chmury.

Realia pandemii koronawirusa są bardzo trudne, odbiją się na nas finansowo. Nas jednak doświadczenia z ostatniego półtora roku trochę zahartowały. Jesteśmy przystosowani, by działać i zarządzać zdalnie, z różnych lokalizacji itp. Od półtora roku musimy radzić sobie kreatywnie, również w pozyskiwaniu kapitału. Wisła była już w trudnych sytuacjach w ostatnim czasie. Oczywiście, widzimy, jakie problemy dla klubu generuje brak wpływów z dnia meczowego. Natomiast Wisła ma świetne otoczenie biznesowe wokół klubu - wielu mniejszych i średnich sponsorów, którzy zawsze pomagali "Białej Gwieździe". Często w kontekście poprzedniego sezonu mówi się o wielkich procesach naprawczych w klubie. Ja tymczasem lubię nazywać rzeczy tak, jak wyglądają realnie. Ta restrukturyzacja nie byłaby więc możliwa, gdyby nie - po pierwsze - kibice, ale też dobra wola małych przedsiębiorców skupionych wokół klubu. To, że Wisła wówczas przetrwała, to w ogromnej mierze była kwestia ich dobrej woli, bo rozkładali ten dług na dłuższy okres itd. A relatywnie mało się o tym mówi, bo ludzie lubią budować sobie raczej historie jednostkowe, heroiczne, w szczególności w kontekście poprzedniego zarządu. Tymczasem moim zdaniem bez otoczenia biznesowego i jego empatii, które poszło za odwagą Jakuba Błaszczykowskiego - nie byłoby Wisły. Ja jestem za tym, żeby doceniać rolę kibiców, ale też tego fundamentu, czyli drobniejszych biznesmenów, Klubu Biznesu skupionego wokół Wisły. Oni cały czas wierzą w ten klub.

Wy jesteście w tym trudniejszej sytuacji, że jeszcze przed pandemią głęboko sięgnęliście do studni, jaką jest bezpośrednie wsparcie od kibiców. I podczas gdy wiele klubów teraz próbuje korzystać z takiego bezpośredniego wsparcia fanów w formie sprzedaży cegiełek itd., to wy nie możecie tego źródła eksploatować w nieskończoność.

Tak naprawdę nie ma słów, żeby opisać naszą wdzięczność wobec kibiców i stowarzyszenia Socios Wisła, które jest wyjątkowe w skali kraju. W pierwszej fazie pandemii kibice Wisły pokazali, że potrafią wykupić wirtualne bilety za ćwierć miliona złotych. Żaden inny polski klub nie miał nawet do tego "startu". To jest siła tego klubu. Ale oczywiście staramy się działać też na innych płaszczyznach. Wielkie chapeau bas dla zarządu i dla nowych sponsorów, których pozyskał przez ostatnie pół roku. To nie jest też tak, że opieramy się tylko na jednym fundamencie, jakim są kibice, tylko pracujemy nad tym, żeby kolejne firmy angażowały się w klub, akademię itd.

Niedawno wstępnie zadeklarował pan w rozmowie z kibicami na Twitterze, że pańska firma Synerise zaangażuje się w sponsorowanie Wisły - nie Akademii, jak dotąd, ale pierwszego zespołu - do 2022. Podtrzymuje pan to stwierdzenie?

Programiści mają to do siebie, że zawsze starają się wyznaczać sobie ambitne cele i je wypowiadać na głos. To powoduje ogromną motywację wewnętrzną, by te cele rzeczywiście osiągnąć. Dla mnie, jako kibica i współwłaściciela Wisły, to byłoby jedno z większych moich marzeń. Na razie realizuje się ono w formie wsparcia Akademii. Ale nie ukrywam, że chciałbym zaistnieć w tej kwestii w szerszej skali. Na ten moment nie jestem jeszcze na to przygotowany, bo jesteśmy cały czas jednak firmą na dorobku, ale wygląda to coraz lepiej. Ostatnia wycena spółki to prawie 300 mln złotych, więc zobaczymy, jak to będzie wyglądało w kolejnych dwóch latach.

Wspominał pan, że Wisła to ma być obecnie klub "z ludzką twarzą", a nie chłodna korporacja. Trzeba to chyba pokazywać zwłaszcza w tych pandemicznych czasach, gdy piłkarze i inni pracownicy klubowi mierzą się z trudnymi sytuacjami, z obawą o zdrowie swoje i rodzin. Trzeba być bardziej wyrozumiałym działaczem, niż zwykle.

Od początku naszego pobytu w Wiśle chcemy ją tak budować, by był to klub z pewnego rodzaju klasą - w stosunku do otoczenia. Rzeczywiście wiele osób ma teraz taki czas, że musi sobie na nowo zorganizować życie, pracę, zredefiniować myślenie o przyszłości. To wyzwanie na poziomie ludzkim, a dopiero potem klubowym. Wszyscy gracze są profesjonalistami, ale jest to dla nich pewne wyzwanie, takie przerwy wybijają ich z rytmu meczowego. Powoli jednak wracamy jako drużyna do pełnej dyspozycji. Liczymy, że ci wracający po problemach zdrowotnych będą w coraz lepszej formie, bo przed nami ciężki grudzień - mecze z Lechem, Legią i Cracovią.

Ktoś panu szczególnie zaimponował swoją postawą w tym pandemicznym czasie?

Zaimponowali mi wszyscy sponsorzy, którzy są już z nami i ci, którzy do nas dołączyli. W tym finansowo i biznesowo niestabilnym czasie to bardzo odważne. I pod pewnymi względami przypomina mi to akcję ratowania klubu z zeszłego roku. Zawsze imponują mi oczywiście kibice, którzy mają niestrudzoną wolę pomocy klubowi i angażowania się. Po to też się buduje tak naprawdę kluby, bo budowanie klubu dla samego używania zaimka dzierżawczego, na zasadzie "to jest moje" nie jest ani fajne, ani seksowne. Całą moc i frajdę daje to, że można być w kontakcie z kibicami i z nimi współodczuwać sukcesy i porażki. Natomiast chciałbym podkreślić pracę osób z zarządu, bo Dawid Błaszczykowski i Maciej Bałaziński naprawdę robią świetną robotę. A nie jest to obecnie łatwa sprawa z racji koronawirusa. Uważam, że transfery, które przeprowadziliśmy - Yaw Yeboah, Michal Frydrych, Felicio Brown Forbes, czy Stefan Savić i inni - to naprawdę będą wzmocnienia. Proszę też pamiętać, że to nie są jakieś krótkoterminowe kontrakty, tylko solidnie przygotowane umowy. A każdy z tych zawodników ma ogromny potencjał i na tle ekstraklasy jest w stanie robić różnicę. Widzimy to świetnie na przykładzie Frydrycha.

Tylko pytanie, jak nie dać im się przedwcześnie ulotnić do konkurencji? Zwłaszcza dotyczy to Yeboaha czy Frydrycha. A może właśnie, jeśli przyjdzie naprawdę korzystna oferta, to wcale nie będziecie się przy tym upierać?

Myślę, że kontrakty trzeba respektować. Natomiast cieszy mnie ich postawa. Yaw został dostrzeżony przez sztab reprezentacji Ghany, bo ma ogromny potencjał. Podobnie Savić. A Michal Frydrych to klasa sama w sobie i oby tak dalej. Wisła jest natomiast klubem, który ma szacunek do swoich piłkarzy. I tak powinno pozostać. Na tle innych klubów Wisła wyróżnia się tym, że osoby, które tu w przeszłości grały zawsze miło wspominają tę społeczność. I tak powinno być nadal. Od strony kibiców zawodnicy mogą liczyć na szacunek i jak ktoś już jest wiślakiem, starają się go wspierać. A jeśli już ktoś odchodzi, to ważne jest, by to odejście odbywało się z klasą - zarówno na poziomie profesjonalnym, ale też takim ludzkim, ciepłym. Warto tak to budować i widać to po wpisach byłych piłkarzy Wisły, którzy deklarują chęć powrotu w przyszłości do Wisły, śledzą jej losy.
[nextpage]Rzeczywiście dużą część tych letnich transferów Wisły - nie licząc Fatosa Beciraja - można powoli oceniać pozytywnie. Czy jednak w ten sposób uwalniacie się od zarzutu, że powinniście powierzyć zarządzanie pionem sportowym fachowcowi, czyli dyrektorowi sportowemu? Czy też na dłuższą metę taka osoba powinna zostać w Wiśle zatrudniona?

Pewnych rzeczy nie ma co robić na siłę. Zatrudnianie dyrektora sportowego tylko po to, żeby móc na niego zrzucić całe ewentualne niepowodzenie, to nie jest właściwa strategia. A w Polsce dość powszechnie stosowana. Z mojej perspektywy, pewne rzeczy jakościowo muszą dojrzeć - trzeba zbudować najpierw pewne procedury wewnątrz klubu, żeby potem praca takiego dyrektora sportowego była bardziej efektywna. Natomiast są też kluby - czego mam również przykłady wśród moich znajomych, takich, jak właściciele i zarządzający Szachtarem Donieck - gdzie taka funkcja, jak dyrektor sportowy, nie występuje. W Szachtarze Sergei Palkin z właścicielem Rinatem Achmetowem dobrze sobie radzą z zarządzaniem klubem bez takiej funkcji. Podsumowując, temat jest oczywiście otwarty. Nie jest tak, że to w naszych dyskusjach nie funkcjonuje. Natomiast nie jestem zwolennikiem działania na szybko i dobierania na takie stanowiska ludzi, którzy naszym zdaniem nie do końca mogliby w naszym klubie je piastować. Myślę, że Wisła w tym aspekcie sportowym dojrzewa, od strony budowy akademii i innych części pionu sportowego. A ostatnie okienko pokazało, że jesteśmy w stanie robić transfery jakościowo dobre, nawet bardzo dobre. Choć nie wszystkie będą trafione.

Mimo trudnych finansowo czasów zainaugurowaliście działalność kolejnej sekcji - Wisły AMP Futbol. I to mimo, że z racji pandemii nie mieliście nawet możliwości rozpropagować tej inicjatywy wśród kibiców. Dlaczego się na to teraz zdecydowaliście?

Uważam, że Wisła ma teraz trochę nową twarz. Doświadczenie Maćka i Dawida w tych tematach mocno pomaga. Dawid zarządzał dużą fundacją, nauczył się tam pewnych rzeczy, które przeniósł na grunt wiślacki. Chodzi o to, by być organizacją "empatyczną" na różnych poziomach. Obecnie jest w Wiśle wiele drobniejszych działań, które pokazują, że staramy się szeroko myśleć o różnych osobach i ich potrzebach. Chcemy pokazywać, że futbol to coś więcej - to społeczność i wartości. Dotyczy to np. sekcji AMP Futbolu, z której osobiście jestem bardzo dumny. Ale tyczy się to też Akademii, która się powoli rozrasta dzięki pracy Krzysztofa Kołaczyka, docieramy ze szkoleniem do mniejszych miejscowości. Po trzecie, mamy treningi dla dziewczynek - to też jest piękne, że staramy się zachęcać je, by realizowały się w futbolu.

To akurat macie na etapie raczkującym i można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale, bo wiele klubów Ekstraklasy i I ligi jest pod względem rozwoju żeńskiego futbolu na znacznie bardziej zaawansowanym etapie.

Dlatego nie traktuję tego oczywiście jako wybitnej innowacji. Bardziej jako obowiązek, ale cieszę się, że jest on wypełniany. Cieszę się, że to realizujemy.

A nie miał pan w ostatnich miesiącach takiego momentu, kiedy pomyślał pan o odpuszczeniu zaangażowania się w futbol w takiej formie jak obecnie? Na dłuższą metę to jednak absorbujące, a czasy w gospodarce są takie, że może lepiej skoncentrować się na podstawowych projektach?

Raczej nie. Wiele osób w biznesie ma tak, że jak jest bardzo ciężko, to oni jeszcze "dodają gazu". Ja akurat do nich należę. I w sytuacji kryzysowej jeszcze bardziej inwestuję swój czas oraz motywację - nie tylko finanse. Mam swoją działkę w Wiśle dotyczącą kwestii technologicznych, nad którą pracuję i którą będę się starał rozwijać. Oczywiście, mamy wiele strategicznych wyzwań w Synerise, ale na tę chwilę jeszcze postaram się coś dać od siebie Wiśle. Jak będę czuł, że moje pokłady intelektualne i inne się wyczerpały, to na pewno nie będę nikogo zatruwał swoją osobą. Natomiast na tę chwilę wydaje mi się, że mam jeszcze wiele do zaoferowania klubowi.

Ta "działka technologiczna" brzmi ciekawie. Czyżby Wisła, na wzór Liverpoolu i innych zachodnich klubów, miała mocniej sięgnąć po zaawansowane algorytmy i generalnie matematykę w futbolu?

Zawsze mamy z Jakubem Błaszczykowskim na ten temat różne ciekawe dyskusje. Zastrzegam od razu, że uważam, że nie ma co z tym przesadzać. Natomiast jakbyśmy się przyjrzeli, ile osób pracuje w Liverpoolu czy innych klubach na świecie nad tymi tematami, to mamy jasną odpowiedź: to jest przyszłość futbolu. Nie mówię, że jest to technologia zastępująca docelowo członków sztabów, tylko komplementarna, wspomagająca działy sportowe. Technologia pozwalająca im więcej widzieć i więcej rozumieć. Nawet ostatnio wspieram ciekawą polską spółkę w tej dziedzinie - Respo.Vision. Uważam, że na tym polu jest wiele rzeczy do zrobienia. Zarówno jeśli chodzi o tzw. fan engagement, czyli doświadczenia fanów na stadionie, nad czym będziemy mocno pracować, jak i nowinki technologiczne, które powoli udaje nam się wprowadzać w Wiśle. Współpracuję w tym temacie z trenerem Skowronkiem i pewne drobne innowacje udało nam się wprowadzić.

Jak ta pandemiczna sytuacja wpływa na pańską sferę biznesową? Jak wiadomo, są takie obszary biznesu, w które pandemia mocno uderzyła, ale są też takie, które wyjdą z tego wszystkiego nawet silniejsze.

Akurat w tej branży, w której ja funkcjonuję, ten kryzys jest na razie mniej widoczny. Choć obserwujemy, z jakimi problemami borykają się teraz nasi klienci, m.in. duże sieci retail z obecnością offline. Staramy się im pomagać w tych wyzwaniach. Natomiast firmy po prostu muszą przestawić się na tę gospodarkę cyfrową, a nasza firma jest tego bezpośrednim beneficjentem. Dlatego też pewnie optymistycznie wspomniałem o tym 2022 roku, o czym rozmawialiśmy wcześniej.

A jakie jest pana zdanie na temat tej społecznej izolacji, w którą wszyscy popadamy w dobie pandemii? Z jednej strony, jest pan fanem "uwirtualnienia" i cyfryzacji kolejnych dziedzin życia, ale wielu upatruje w tym zagrożenie dla relacji międzyludzkich. Bo gdzie emocje, kontakt z drugim człowiekiem?

Podchodzę do tego bardzo pragmatycznie. Chciałbym zostać dobrze zrozumiany: ja też zdecydowanie wolę obecność ludzi i spotkania, konferencje "na żywo". Natomiast absolutnie jestem zwolennikiem zastąpienia przez komputery wszystkich czynności, które są rutynowe, a można je załatwić dużo szybciej i łatwiej przy pomocy np. robotów. A my dzięki temu możemy się skoncentrować na bardziej kreatywnej pracy. I myślę, że w tę stronę to będzie szło. Wiele rzeczy będzie musiało się zmienić i wiele firm będzie musiało do tego dojrzeć. Uważam, że zawody przyszłości będą bardziej kreatywne. To nie jest tak, że technologia zastąpi ludzi i zniszczy rynek pracy. Po prostu ci ludzie się przekwalifikują. Uważam, że każdy - jak tylko dostanie szansę - jest w stanie z niej skorzystać, przy pewnej pomocy systemu. Proszę też pamiętać, że KFC zostało wymyślone przez pana, który miał 65 lat. Nie skreślajmy się więc w kontekście kreatywnego myślenia o biznesie. Natomiast na pewno coś musi się zmienić w waszym zawodzie. Uważam, że w dziennikarstwie dojdzie do rewolucji.

W jakim kierunku?

Zawsze wydawało mi się, że dziennikarstwo to jeden z ważniejszych zawodów, który jest pewnego rodzaju formą "kontroli" społecznej. Natomiast w efekcie doświadczeń ostatnich lat, również funkcjonowania w sporcie, nie zajęłoby mi wiele czasu, aby wymienić "prawdziwych" dziennikarzy, a jest też grupa piszących, która nie kojarzy mi się z kulturą dziennikarską. A druga sprawa: nie może być tak, żeby tak ważny i kreatywny zawód był rozliczany za kliknięcia. W efekcie, nie dziwię się, że np. tytuły są zbudowane w mediach tak, a nie inaczej. Bo dziś artykuł może być naprawdę świetnie przygotowany, zgrabnie napisany, merytoryczny, a kompletnie nie być opłacalny. To jest absurdalne, a nawet szkodliwe. I to jest błąd akurat mojej branży, bo wiąże się z algorytmami. Wydaje się, że może się to niedługo zmienić, bo Google nad tym pracuje, by to przeorganizować.

To temat ciekawy, ale na szerszą dyskusję. Na koniec chciałam zapytać o pana ostatnią społeczną inicjatywę, jaką był masowy skup chryzantem od hodowców kwiatów pozostawionych bez możliwości zarobkowania na początku listopada po tym, jak w pandemii zamknięto cmentarze. Kto panu pomagał tę akcję przeprowadzić?

Takich akcji, w których udział brała społeczność Twittera, mieliśmy już trochę. W tym przypadku, ja byłem tylko kimś, kto finansował to przedsięwzięcie. Działało to tak, że zgłaszały się do mnie osoby, od których wykupione zostały chryzantemy. Miały one społeczny obowiązek rozprowadzenia ich dalej. Czyli ja je od nich zakupiłem, ale obowiązkiem sprzedających było rozniesienie tych chryzantem np. na wybrane, czasem zapomniane mogiły czy pod pomniki. Sam nie weryfikowałem tego, ale większość osób wysyłała potem do mnie zdjęcia. Wierzę w takie oddolne inicjatywy.

Czytaj również:
PKO Ekstraklasa. Marek Papszun: Brak mistrzostwa dla Lecha albo Legii będzie niespodzianką
PKO Ekstraklasa. Wisła Płock. Airam Cabrera: W Ekstraklasie wszystko może się zdarzyć. Stęskniłem się za tym

Źródło artykułu: