Do 90 minuty po stadionie Legii niosły się raczej ostre wymiany zdań pomiędzy zawodnikami gospodarzy. Było nerwowo, padały "męskie" słowa, zespół Czesława Michniewicza długo nie mógł "zaskoczyć". Ale po ostatniej akcji spotkania i golu Rafaela Lopesa rezerwowi wbiegli na boisko i wszyscy zaczęli szaleć. Legioniści rzucili się na siebie i wrzeszczeli ze wszystkich sił. Można było odnieść wrażenie, że na trybunach są kibice, ale przez koronawirusa to na razie niemożliwe. Zawodnikom mistrza Polski po prostu puściły emocje i w końcu mieli powody do radości.
Bo ten mecz długo im się nie układał. Gol na 1:0 mówił wiele o formie gospodarzy. Dani Ramirez z łatwością ograł kapitana gospodarzy Artura Jędrzejczyka. Spokojnie wbiegł w pole karne, zagrał wzdłuż bramki, a Josip Juranović strzelił gola samobójczego. Zawodnik Legii nie wiedział, czy podawać do Artura Boruca, czy wybijać i wyszło, że trafił do własnej bramki. Mniej więcej tak przez większość meczu wyglądała w niedzielę drużyna Michniewicza. Chciała coś zrobić, ale nie wiadomo, co.
Przez ostatnie lata utarło się, że Lech ma kompleks Legii i w bezpośrednich spotkaniach z rywalem piłkarze z Poznania po prostu się "palą". Nawet jeżeli tak było, to kiedyś. Dziś gracze "Kolejorza" grają na luzie i miło się to ogląda.
Zespół Dariusz Żurawia raczej wyczekiwał rywala, ale atakował zdecydowanie, z polotem. Pedro Tiba i Dani Ramirez to obecnie jeden z najlepszych duetów w lidze pod względem kreowania gry w ataku. Jedna z akcji napędzonych przez Tibę niemal dała gościom gola. Po dobrym zagraniu Portugalczyka pomylił się jednak Mikael Ishak.
Ale kolejna próba przyniosła bramkę. Ramirez, po ograniu Jędrzejczyka, wytrzymał ciśnienie w polu karnym, wybrał najlepsze rozwiązanie i legioniści sami pomogli Lechowi objąć prowadzenie. Radość zawodników z Poznania też była symboliczna - wszyscy zawodnicy przytulili się w polu karnym Legii. Jakby chcieli powiedzieć: my się tu bawimy. Jak się okazało - do czasu.
Gospodarze nie przypominali rozpędzonej lokomotywy, bardziej pociąg wypchany kontenerami węgla, ale piłkarze Legii też potrafili nabrać prędkości. Najwięcej "wiatru" robił Paweł Wszołek. Widać, że po koronawirusie doszedł do formy fizycznej. W pierwszej połowie wypracował dwie świetne okazje Walerianowi Gwilli. Gruzin najpierw uderzył za lekko, a w kolejnej sytuacji za wysoko. Przynajmniej jedną akcję powinien zamienić na gola.
Po przerwie Lech od razu zaatakował. Po szarży Skórasia i jego strzale, piłka przeszła tuż obok słupka. Później to Legia wyraźnie przeważała. Cały czas zagrożenie stwarzał Wszołek - jego mocne uderzenie z lewej nogi minimalnie minęło poprzeczkę. Niedługo później legioniści wyrównali. Wszołek znowu "zamieszał" na skrzydle, dośrodkował w pole karne i mecz uratował Legii debiutant - Kacper Skibicki. 19-latek grający dotąd w rezerwach, uderzył bez przyjęcie pod poprzeczkę. To był moment przełomowy. Po tym pięknym golu zrobiło się ciekawie.
Oba zespoły poszły na wymianę. Z rzutu wolnego uderzył Jakub Moder, ale Boruc był czujny. Chwilę później z kontratakiem wyszła Legia. Wszołek był sam i czekał na podanie, ale Rafael Lopes źle wybrał. Albo inaczej - kopniętą przez niego piłkę świetnie przeciął Skóraś.
Gracz gości za chwilę był już pod drugim polem karnym. Miał trochę miejsca przed szesnastką i strzelił precyzyjnie. Boruc znowu uratował zespół broniąc z najwyższym trudem. Skóraś nie mógł w to uwierzyć. Zakrył rękoma twarz i padł na kolana.
Podobnie zrobili jego koledzy w doliczonym czasie gry. Lopes uderzył głową i z bliska pokonał Filipa Bednarka. Lech zaczął dobrze, ale Legia nie mogła lepiej skończyć.
Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1 (0:1)
0:1 - Josip Juranović 29' samobójcza
1:1 - Kacper Skibicki 67'
2:1 - Rafael Lopes 90+3'
Legia Warszawa: Artur Boruc - Josip Juranović, Igor Lewczuk, Artur Jędrzejczyk, Filip Mladenović - Walerian Gwilia (63. Luquinhas), Andre Martins, Bartosz Kapustka - Paweł Wszołek, Joel Valencia (46. Rafael Lopes) - Maciej Rosołek (59. Kacper Skibicki).
Lech Poznań: Filip Bednarek - Alan Czerwiński, Lubomir Satka, Thomas Rogne, Tymoteusz Puchacz - Pedro Tiba, Jakub Moder - Jan Sykora, Dani Ramirez (83. Filip Marchwiński), Jakub Kamiński (33. Michał Skóraś) - Mikael Ishak (86. Nika Kaczarawa).
Żółta kartka: Lewczuk (Legia)
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: brak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kompletnie zaskoczył bramkarza. Komentator "odleciał"