Jagiellonia Białystok przegrała 0:3 (0:1) z Pogonią Szczecin w wyjazdowym meczu 9. kolejki PKO Ekstraklasy. Trener Bogdan Zając nie krył rozczarowania podczas konferencji prasowej i nie próbował udawać, że jego podopieczni mieli jakiekolwiek szanse na korzystny wynik. - To była zdecydowana porażka - stwierdził.
- Źle weszliśmy w to spotkanie. Nasze pierwsze zagrania były bardzo nerwowe i spowodowały, że rywal się nakręcił oraz mocno zaatakował. Później też stwarzał sytuacje, ale nie wykorzystał ich. Pomogliśmy mu jednak za sprawą gola samobójczego. Drugą połowę rozpoczęliśmy natomiast z nastawieniem na odrobienie strat, lecz znowu tak jakby sami strzeliliśmy sobie gola - dodał 47-latek.
Bramka na 0:2 padła z rzutu karnego. Jego podyktowanie wzbudziło mieszane uczucia u obserwatorów, ponieważ Bogdan Tiru przypadkowo nastrzelił sobie rękę podczas próby wybicia piłki. - Moim zdaniem przy tej decyzji było trochę kontrowersji. Ja widziałem nie tyle zagranie ręką, co tylko kopnięcie piłki i tzw. kiks. Z tego co wiem nie dyktuje się za to "jedenastek", ale może przepisy się zmieniły - skomentował Zając.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dwulatek zachwyca. Może być w przyszłości nowym Messim
Warto zauważyć, że Zając przyjął porażkę Jagiellonii z Pogonią z klasą i nie szukał jakichkolwiek usprawiedliwień. - Rywal był bezsprzecznie lepszy, a my po straconych golach nie potrafiliśmy wrócić do gry. Ich agresywność nie pozwalała nam złapać płynności. Pomimo prób i chęci nie byliśmy w stanie dojść ich nawet na kontakt, by powalczyć do końca o odwrócenie losów meczu. Przeciwnik był lepszy w każdym aspekcie, a w naszej postawie trudno doszukiwać się jakichś pozytywów - podsumował.
Szkoleniowiec Jagi musiał się zmierzyć ze sporą liczbą pytań od dziennikarzy. Jedno z nich dotyczyło awizowanego przed spotkaniem ustawienia, które miało być czymś pomiędzy 3-4-3 a 5-2-3. - Jeżeli ktoś się orientował to zauważył, że nie zmieniliśmy systemu względem poprzednich starć. Było jak zawsze, a roszady dotyczyły jedynie poszczególnych pozycji. Niby wszyscy widzieli trójkę stoperów, ale graliśmy dwójką i ogólnie czterema defensorami. Prawą stronę zabezpieczał Tiru - odpowiedział.
My zapytaliśmy Zająca m.in. o zmianę Fernana Lopeza już w przerwie meczu. Było to nieco zaskakujące, bo z perspektywy kamer telewizyjnych był to jeden z niewielu piłkarzy robiących jakąś różnicę w grze ofensywnej. - Jak nie idzie to trener musi szukać jakichś rozwiązań. Przegrywaliśmy walkę w środku pola. On starał się robić co mógł, ale niestety nie wyglądało to najlepiej. Przegrywał pojedynki, więc spróbowaliśmy trochę zmienić nasze ustawienie w drugiej połowie i zagrać Jesusem Imazem na "10" i wprowadzić do ataku Jakova Puljicia, który wrócił do zespołu. Wierzyliśmy, że będziemy w stanie odwrócić losy tego pojedynku. Widzieliśmy jednak jak się wszystko potoczyło - usłyszeliśmy w argumentacji.