O ile wygląda na to, że Jerzy Brzęczek będzie miał przed Euro 2021 klęskę urodzaju wśród pomocników, o ile z napastnikami czeka go kłopot i liczenie, że kontuzje nadal będą omijały Roberta Lewandowskiego. W środku pola wykreował właśnie pewniaka na turniej - Jakub Moder po udanym dla siebie meczu z Włochami trafił do "jedenastki kolejki Ligi Narodów". Najlepszy mecz pod wodzą Brzęczka rozegrał Mateusz Klich, który zwłaszcza w pierwszej połowie wreszcie przypominał zawodnika, w którym zakochany jest Marcelo Bielsa.
Wreszcie dobre występy w kadrze - i z Finlandią i jako wartościowy rezerwowy z Włochami - ma za sobą także Karol Linetty z Torino. Za chwilę koronawirusa zwalczy Piotr Zieliński, na którym Gennaro Gattuso opiera pomoc Napoli. Będziemy czekać na powrót do formy Grzegorza Krychowiaka, który przecież zagrał u Brzęczka we wszystkich meczach eliminacji i wielokrotnie był kluczowym zawodnikiem.
A w odwodzie są jeszcze Jacek Góralski, najlepszy zawodnik pierwszego meczu z Bośnią i Hercegowiną, który w Zenicy zagrał zadziwiająco dobrze zwłaszcza w ofensywie. Zapomniany z powodu kontuzji, ale już na powrót trenujący z piłką Krystian Bielik. Do marcowych meczów eliminacji być może dołączy jeszcze któryś z pomocników młodzieżówki jak wypożyczony z Leeds Utd do Logrones Mateusz Bogusz, Patryk Dziczek, który po kontuzji wrócił już do treningów z Salernitaną czy Bartosz Slisz z Legii Warszawa.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Tomaszewski zachwycony nagrodami Lewandowskiego. "To jeden z najszczęśliwszych dni polskiego futbolu"
O wiele gorzej wygląda sytuacja z napastnikami w reprezentacji. Paradoksalnie, bo przecież jednym z nich jest Najlepszy Piłkarz Sezonu 2020 wg UEFA. Niestety nie widać było tego w meczu z Włochami, w którym Lewandowski już po raz 11 pod wodzą Brzęczka nie zdobył gola, ani nawet nie oddał strzału.
Niestety selekcjoner nie dał sobie szansy wykreowania kogoś nowego jak Moder, czy Kamil Jóźwiak, który szturmem wdarł się na skrzydła. Powoływana żelazna trójka to poza kapitanem o niekwestionowanej pozycji, Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek. Szansy nie dostali ani Karol Świderski, ani Patryk Klimala czy Bartosz Białek. Z kolei na przeszkodzie wypróbowania strzelających gole w MLS Adama Buksy czy Jarosława Niezgody stanęła pandemia.
Nawet przy założeniu, że kadra gra tylko jednym - a szkoda, bo najskuteczniejsza jest wówczas gdy gra ich dwóch, jak w czasach drogi do Euro 2016 za Adama Nawałki, trójka Lewy, Milik, Piątek to trochę mało.
W styczniu dowiemy się, czy Milika w ogóle będzie można brać pod uwagę w kontekście Euro 2021. Jeśli Napoli puści go do innego klubu, chcąc zarobić jakiekolwiek pieniądze, a Milik tym razem przyjmie ofertę, będzie dobrze. Jeśli prezydent Napoli, Aurelio de Laurentis uniesie się honorem i będzie chciał ku przestrodze dla innych trzymać "buntownika" na trybunach aż od ostatniego dnia kontraktu, wówczas stracimy napastnika.
Krzysztofa Piątka wyraźnie ucieszył gol z Finlandią, po którym mógł znowu zaprezentować swoją, nieco zapomnianą, "rewolwerową" cieszynkę. Poza tym w spotkaniu w Gdańsku nic wielkiego nie pokazał, ale też nie zawiódł i ostatecznie spełnił powinność napastnika. W całym meczu był bardzo aktywny, czynił popłoch wśród rywali, startując do prostopadłych piłek, przez co Finowie często go faulowali. Cofał się po piłkę i wspierał ataki.
Niestety po powrocie do Herthy najprawdopodobniej trafi na ławkę rezerwowych. Chyba, że wracający z meczów reprezentacji Kolumbii z Wenezuelą i Chile jego rywal, Jhon Cordoba trafi na kwarantannę. Ten sam los spotkał Polaka, gdy wrócił do Berlina po wyjeździe na mecz do Bośni, przez co nie zagrał w przegranym meczu Pucharu Niemiec z Eintrachtem Brunszwik.
Możliwe więc, że w sobotnim meczu z VfB Stuttgart trener Bruno Labbadia będzie skazany na wstawienie Polaka. Wgląda jednak na to, że w jego hierarchii wyżej jest jednak Cordoba, kupiony latem za 15 mln euro z FC Koeln w miejsce 36-letniego weterana Vedada Ibisevicia (z którym zresztą Piątek również przegrał rywalizację).
Silny, świetnie grający tyłem do bramki Kolumbijczyk wystąpił od pierwszych minut w prestiżowym meczu z Bayernem Monachium (4:3) i zdobył gola. Polak dołączył do niego w drugiej połowie i zanotował asystę. W tym sezonie w trzech meczach Bundesligi spędził na boisku póki co 128 minut.
Z jednej strony może żałować, że w ostatnich godzinach okna transferowego nie zostało dopięte jego przejście do Fiorentiny, która po fiasku ze sprowadzeniem Milika, próbowała z jego rodakiem. O ile jednak to napastnik Napoli odmówił przejścia do gorszego klubu, z którym grałby o niższe cele, o tyle w przypadku Piątka dogadał się on już z władzami "Violi", ale okazał się dla nich zbyt drogi. Hertha nie chciała bowiem zejść z ceny 27 mln euro.
Szkoda, bo Piątek wróciłby do Serie A, gdzie wciąż jest ceniony. Do klubu może gorszego niż AC Milan, z którego się odbił, ale znacznie lepszego niż Genoa, w której zdobył renomę. Trafiłby tam na swego partnera z tego ostatniego klubu, Christiana Kouame, z którym świetnie mu się układała współpraca. Przede wszystkim jako snajper i lis pola karnego mógłby liczyć na piłki od Francka Ribery'ego. I być może znów, jak w Milanie, wygrałby rywalizację z młodym włoskim napastnikiem Patrickiem Cutrone.
Z drugiej strony transfer do Fiorentiny oznaczałby, że będzie grał w czwartym już klubie w ciągu dwóch lat. A pomysłu na niego szukałby dziesiąty już trener, Giuseppe Iachini! Może więc lepiej, że został w Berlinie pod skrzydłami Labbadii, solidnego szkoleniowca Bundesligi i byłego piłkarza, który już odmienił Herthę i natchnął ofensywną grą. Który już zna Polaka, nie wahał się publicznie wytykać mu słabości, ale też wie co i jak powinien poprawić. Piątek stwierdził po meczu z Finlandią, że wrócił na właściwe tory. Oby tak samo - dla dobra reprezentacji Polski - uznał Bruno Labaddia.
Zobacz także: Mateusz Skwierawski: O Milika się nie martwię [KOMENTARZ]
Zobacz także: Liga Narodów. Znowu kłopoty z murawą podczas meczu reprezentacji Polski