W 62. minucie z boiska zszedł Kamil Grosicki. Szkoda, że z powodu pandemii koronawirusa nie było pełnych trybun, bo schodziłby z całą pewnością przy akompaniamencie ogłuszających braw, jakich jeszcze nie słyszał.
To był wielki mecz zawodnika West Bromwich Albion. Można było odnieść wrażenie, że "Grosik", pomijany przez Slavena Bilicia, trenera angielskiego zespołu, chce pokazać swojemu pracodawcy: "Zobacz, warto dać mi szansę".
Bez dwóch zdań warto. Grosicki był niesamowity. Na 1:0 strzelił po akcji Damiana Kądziora i nieco przypadkowej asyście Arkadiusza Milika. Bramka druga padła po podaniu Jakuba Modera, zaś przy trzeciej zagrywał - nieco przypadkowo - Krzysztof Piątek. 38 minut - tyle wystarczyło "Grosikowi" do skompletowania hat-tricka.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Tomaszewski zachwycony nagrodami Lewandowskiego. "To jeden z najszczęśliwszych dni polskiego futbolu"
Do tej pory strzelał już dwie bramki w trzech meczach kadry: dwukrotnie z Gibraltarem i raz z Finlandią. Hat-tricka zaliczył po raz pierwszy. A potem miał jeszcze udział przy golu Piątka. Asystował Kądzior, ale to "Grosik" podał do Kądziora. Schodził jako wygrany.
Również Piątek miał prawo odetchnąć z ulgą. Nie był to jego wielki mecz, był niemal niewidoczny, a jednak gola strzelił. A dla niego nie ma teraz nic ważniejszego niż bramki. Piątek padł na kolana i wykonał swoje "strzały z rewolwerów". Coś, co kiedyś oglądaliśmy kilka razy w tygodniu, a dziś używane jest coraz rzadziej.
Na pewno będzie to ważny mecz dla niego, ale też dla kilku młodych zawodników. Bardzo fajnie spod naszej bramki wychodził z piłką Michał Karbownik, który dał tym samym do zrozumienia, że jednak pozycja lewego obrońcy jest dla niego bardzo dobra. Nie przestraszył się Sebastian Walukiewicz, który kontrolował sytuację. Spokojem i szybkim "zrywem" imponował Jakub Moder, mniej widoczny, ale za to bardzo efektywny, był Damian Kądzior.
Ogólnie - Polacy, mając w składzie wielu nowicjuszy, poradzili sobie nieźle. Mieli zdecydowanie większe posiadanie piłki, oddawali więcej strzałów. Finowie oczywiście również wystąpili w składzie dalekim od najsilniejszego.
Gdy weszli na boisko ich najlepsi zawodnicy, powoli zdobywali przewagę, ale nie byli w stanie przebić się przez naszą linię obrony. Nieźle tu radził sobie Jan Bednarek, który zwykle jest "asystentem" Kamila Glika, a teraz został "szefem" formacji. Bardzo dobrze wypadł też Paweł Bochniewicz, który zmienił Walukiewicza.
Finowie strzelili ostatecznie bramkę, ale Polacy odpowiedzieli tym samym, Arkadiusz Milik uderzył potężnie po bardzo dobrej akcji indywidualnej Karbownika, który mijał rywali jak w swoich najlepszych miesiącach w Legii. Siedzący na trybunach Robert Lewandowski uśmiechał się po bramkach kolegów. Wie, że jego pozycja jest niezagrożona, ale też widzi, że zespół potrafi grać bez niego z przeciętnym europejskim zespołem, a to bardzo ważna informacja dla nas i selekcjonera Jerzego Brzęczka, który miał prawo w końcu być naprawdę zadowolonym po meczu kadry.
5:1 to wynik, który wiele mówi. Polacy zagrali bez najlepszych zawodników i pokazali, że mamy szeroką ławkę, jest wielu młodych zawodników, którzy zasługują na więcej szans, bo są w stanie grać w kadrze na solidnym poziomie. Teraz Polaków czekają znacznie cięższe sprawdziany. Biało-czerwoni grają w Lidze Narodów UEFA z Włochami (11.10 w Gdańsku) oraz Bosnią i Hercegowiną (15.10 we Wrocławiu).
Polska - Finlandia 5:1 (3:0)
1:0 - Grosicki 10'
2:0 - Grosicki 18'
3:0 - Grosicki 38'
4:0 - Piątek 54'
4:1 - Niskanen 68'
5:1 - Milik 87'
Składy drużyn:
Polska: Drągowski - Bereszyński (63' Czerwiński), Walukiewicz (46' Bochniewicz), Bednarek, Karbownik - Kądzior, Moder (61' Krychowiak), Linetty Grosicki (62' Pietrzak) - Piątek (72' Klich), Milik.
Finlandia: Joronen - Lam (46' Niskanen), O'Shaughnessy (46' Uronen), Ojala, Vaisanen - Alho, Kauko (63' Kamara), Pirinen (47' Taylor), Schuller - Jensen (83' Soiri), Pahjanpalo (62' Karjalainen).
Sędziował: Michal Ocenas (Słowacja).