Liverpool FC, który poprzedni sezon Premier League wygrał w cuglach, teraz doznał bolesnej porażki z Aston Villą (2:7). Podopieczni Juergena Kloppa nie przywykli w ostatnim czasie do przegrywania, a już na pewno nie do tracenia tylu bramek. Wystarczy dodać, że po raz ostatni ekipa z miasta Beatlesów siedem goli straciła w 1963 roku. Wtedy z okazałego triumfu nad The Reds mógł cieszyć się Tottenham Hotspur (więcej TUTAJ).
- Aston Villa spisała się naprawdę dobrze, ale też jej w tym pomogliśmy. Taka gra nie powinna się wydarzyć i nie potrafię tego wyjaśnić. Stworzyliśmy kilka sytuacji. Nie zdołaliśmy ich jednak wykorzystać i sami straciliśmy aż siedem bramek - powiedział menedżer The Reds, cytowany przez "Goal.com".
Poprzedni tydzień nie był udany dla mistrzów Anglii. Odpadli z Pucharu Ligi Angielskiej po boju z Arsenalem, a potem zaliczyli kiepskie wejście w wyjazdowy mecz z Aston Villą. W obronie popełniał proste błędy, a stoperzy w rozegraniu byli jak tykające bomby (zobacz relację -->).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarski akcent podczas Fashion Week. Modelka w koszulce Interu
W bramce The Reds wystąpił Adrian, który zastąpił kontuzjowanego Alissona. Klopp nie wini jednak drugiego bramkarza za tę porażkę.
- Jest naprawdę dobrym bramkarzem. W zeszłym roku rozegraliśmy z nim 11 meczów i prawie wszystkie wygraliśmy. W niedzielę wieczorem nasz bramkarz nie był problemem - podkreśla niemiecki szkoleniowiec.
- Jestem na tyle dorosły, żeby wiedzieć, że w futbolu mogą dziać się dziwne rzeczy. W kilku chwilach widać było, że Aston Villa bardziej chciała wygrać i to jest coś, co mi się nie podoba - dodaje Klopp.
Zobacz także: La Liga. Pierwsze straty Barcelony i Sevilli