Tysiące kilometrów od kraju szaleni Polacy budują akademię piłkarską

Facebook / Wiesław Raczyński / Na zdjęciu: Jakub Krzepisz w Tanzanii
Facebook / Wiesław Raczyński / Na zdjęciu: Jakub Krzepisz w Tanzanii

- Piłka w Afryce jest jak magnes - mówi Wiesław Raczyński, który do Tanzanii przyleciał z workiem koszulek z nazwiskiem Lewandowskiego. Zakochał się tak mocno, że chce tutaj zostać do końca życia i otworzyć akademię piłkarską.

Jadowite węże, żmije, skorpiony, dzikie zwierzęta i komary, które chcą wręcz zjeść człowieka żywcem. Do tego trzęsienia ziemi. Po zmierzchu nie palą się latarnie, dobrą pracę można załatwić tylko przez znajomości. Żyje się skromnie. Je się często to, co się samemu wyhoduje. - A ja zamierzam resztę życia spędzić w tym przepięknym miejscu! - mówi pełen entuzjazmu, zawsze uśmiechnięty Wiesław Raczyński.

W małej wiosce Puna w regionie Dar es Salaam Polacy chcą stworzyć akademię piłkarską. Pierwszy był tutaj ks. Michał Misiak. Dołączył do niego później Wiesław Raczyński. Plany są bardzo ambitne, zaangażowania nie brakuje.

Na zdjęciu od lewej: Wiesław Raczyński, ks. Michał Misiak
Na zdjęciu od lewej: Wiesław Raczyński, ks. Michał Misiak

"Jestem, by służyć"

- Dwóch szalonych Polaków pojawiło się w miejscu, gdzie rosła kasawa, a dziś budowana jest misja "Jestem, by służyć" - zaczyna swoją opowieść Raczyński. Mówi, że po pierwszym pobycie w Tanzanii zdał sobie sprawę, że w domu ma wszystkiego za dużo. Zrobił porządki i rozdał bardzo dużo rzeczy.

ZOBACZ WIDEO: Liga Mistrzów. Jacek Gmoch ma pretensje do Roberta Lewandowskiego. "Zdetronizował mnie"

Z księdzem Michałem Misiakiem poznał się w Konstantynowie Łódzkim. Wspólnie organizowali różne zbiórki. Zaprzyjaźnili się. Gdy ks. Misiak poleciał do Tanzanii, Raczyński rozpoczął zbiórkę darów dla miejscowej ludności. Udało się zebrać... 2 tony, ale pojawił się problem z transportem do Afryki. - Postanowiłem zabrać to, co najważniejsze i wyjechałem z kolegą do Tanzanii - uzupełnia. W Polsce została tylko matka. Zapewnił jej odpowiednią opiekę i poleciał do Afryki.

Z ks. Misiakiem kupili działkę 500 metrów od oceanu. Stawiają na niej budynek, który ma być sercem fundacji "Jestem, by służyć" (w tym miejscu można wspomóc budowę - KLIK). Ale na tym marzenia nie kończą się. Chcą zbudować piłkarską akademię, bo miejscowa ludność garnie się do futbolu.

Tanzańczycy w koszulkach reprezentacji Polski / Fot. Wiesław Raczyński
Tanzańczycy w koszulkach reprezentacji Polski / Fot. Wiesław Raczyński

Akademia Cenacle FC

- Piłka w Afryce jest jak magnes. Każdy chłopiec lubi w nią grać, brakuje tylko piłek, butów, ale zawsze znajdą się zamienniki np. szmaciana piłka. Można grać też w jednym bucie. Pamiętam, będąc w marcu, przywiozłem piłki, koszulki z napisem Lewandowski i ķorki, które przekazała nam Konstantynowska Akademia Sportu i Akademia "Czech". Ks. Michał bardzo o nie zabiegał i często odwiedzał szkoły grając z chłopakami w piłkę. W ten sposób zrodziła się idea, aby zorganizować coś bardziej trwałego. Powstała nazwa akademii Cenacle FC, którą wymyślił ksiądz Michał. Obecnie wszystko jest na etapie tworzenia. Mamy projekty związane z budową misji i musimy dokończyć to za wszelką cenę - tłumaczy Wiesław Raczyński.

Póki co zajęcia odbywają się przy szkole podstawowej. Polacy marzą o wybudowaniu sali sportowej z prawdziwego zdarzenia albo przynajmniej boiska. W Puna przebywa teraz wolontariusz Jakub Krzepisz. - Pasjonat piłki nożnej. Do tego utalentowany chłopak. Miejscowi szanują go, ale niestety wkrótce będzie musiał wracać do Polski. Mam nadzieję, że przylecą inni wolontariusze, którzy też będą pasjonatami piłki nożnej - przyznaje Raczyński.

W Tanzanii chcą szkolić piłkarzy. Są też pomysły wysyłania najlepszych do Polski. - Nawet mamy taką propozycję - zdradza Raczyński i dodaje: - Oglądaliśmy wspólnie mecze w Good Place. Widzieliśmy na boisku chłopca, który grał w piłkę tylko w jednym bucie. Pasja jest silniejsza. Wiemy i widzimy, że pan Bóg błogosławi wszystkim naszym działaniom i uda się w końcu nawiązać współpracę ze znaczącymi klubami w Polsce. A może któryś z piłkarzy przyjedzie na wolontariat.

Fot. Wiesław Raczyński
Fot. Wiesław Raczyński

Koronawirusa nie ma, są dzikie zwierzęta

W maju w Tanzanii wycofano testy na koronawirusa. Miesiąc później prezydent John Magufuli wyraził wiarę, że dzięki interwencji Boga koronawirus w kraju został wyeliminowany.

- W Tanzanii jest normalnie i nikt nie myśli o koronowirusie. Nie zauważyłem zachorowań. Jem wszędzie, jesteśmy zapraszani do różnych domów, zawsze jest gościnnie i skromnie. Nie pamiętam, abym miał dolegliwości żołądkowe, Afryka mnie przyjęła i podobnie Michała - opowiada Raczyński.

- Są dzikie zwierzęta, węże, żmije, skorpiony, komary, sporo małp, jaszczurki, ale dla mnie nie jest to straszne. Z miesiąc temu ugryzł mnie mały skorpion. Przyznam, że to mało przyjemne, ale idzie przeżyć. Ostatnio zatrzęsła się ziemia, moje pierwsze tego typu przeżycie choć mało komfortowe. Czuję się tutaj bezpiecznie, chodzę wieczorami bez strachu. Tanzania to moje miejsce i zamierzam resztę życia spędzić w tym przepięknym miejscu. Śpię w wieży ciśnień, gdzie przygotowane są miejsca noclegowe dla czterech osób. Niczego mi nie brakuje, warunki są skromne, czasami zapominam o jedzeniu - kończy.

Fot. Wiesław Raczyński
Fot. Wiesław Raczyński
Źródło artykułu: