Niemiecka federacja przygotowała specjalny koncept, który zakładał wpuszczenie kibiców na trybuny. Wydawało się, że rząd wyda pozytywną opinię i przychyli się do próśb DFL (Niemiecka Liga Piłkarska). Tym bardziej, że to właśnie nasi zachodni sąsiedzi jako pierwsi ruszyli z rozgrywkami po wymuszonej przerwie związanej z pandemią. Byli chwaleni za przygotowanie całego reżimu sanitarnego. Mimo to ministrowie wszystkich landów jednogłośnie uznali, że to za wcześnie, aby fani znów weszli na stadiony.
Niemieckie media biją na alarm, że zaczęto lekceważyć koronawirusa. "Co zadziwiające - w życiu publicznym niepokoju tego prawie się nie zauważa. Niemcy cieszą się latem i dawno minęły dni, kiedy nowe informacje z aktualną liczbą zakażonych i śmiertelnych ofiar wirusa w Niemczech biły rekordy oglądalności. Można odnieść wrażenie, że pandemia powędrowała dalej, a niebezpieczeństwo stało się przewidywalne. Utrudnia to kontrolowanie epidemii i zwiększa ryzyko, że to, co już osiągnięto, zostanie zaprzepaszczone" - napisała gazeta "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
W Niemczech odnotowano ponad 218 tys. przypadków zakażenia koronawirusem. Zmarło ponad 9 tys. osób, ale w ostatnich dniach znów widać wzrost zakażeń. Ponad 1000 przypadków to najgorsze liczby od maja. Mimo to w Berlinie ponad 20 tys. osób demonstrowało przeciwko decyzji rządu, który nie chce luzować obostrzeń.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski show. Co za sztuczka!
"Muszą się liczyć z poważnymi konsekwencjami"
Decyzja o niewpuszczaniu kibiców na stadiony powiększy tylko liczbę osób, które coraz mocniej krytykują działania rządu. W sobotę w Berlinie protestowało około 20 tysięcy osób. Domagali się odwołania wszelkich ograniczeń podjętych w związku z pandemią. Demonstranci nie przestrzegali jednak zasad higieny i dystansu społecznego. Zakończyło się to interwencją policji.
- Ci, którzy umyślnie zagrażają innym, muszą liczyć się z tym, że będzie to miało dla nich poważne konsekwencje. Nie możemy zagrozić dopiero zaczynającemu się ożywieniu, akceptując ponowny wzrost zakażeń - powiedział federalny minister gospodarki, Peter Altmaier, który domaga się jeszcze surowszych kar za łamanie obostrzeń.
Rząd nie chce dopuścić do sytuacji z przełomu marca i kwietnia, gdy dziennie notowano po 5-6 tysięcy nowych przypadków. Niedawno podano dane z drugiego kwartału. Wynika z nich, że według pierwszych szacunków Federalnego Urzędu Statystycznego w Wiesbaden produkt krajowy brutto (PKB) zmniejszył się aż o 10,1 proc. w porównaniu do poprzedniego kwartału.
Dlatego decyzja o niewpuszczaniu kibiców na trybuny wydaje się być "dmuchaniem na zimne". To zupełnie inna strategia niż chociażby ta w Polsce. U nas początkowo zezwolono na zapełnianie 25 proc. pojemności stadionu, a później - mimo wzrostu zakażeń - nawet na 50 proc. Niemcy obrali inną taktykę.
Federacja wszystko przygotowała
Niemiecka Liga Piłkarska przygotowała bardzo szczegółowy plan powrotu kibiców na stadiony. Podczas walnego zgromadzenia zadecydowano (chociaż nie jednogłośnie) o zakazie spożywania alkoholu i anulowaniu miejsc stojących do 31 października w przypadku powrotu fanów na trybuny. Do końca roku na stadionach nie pojawialiby się też kibice gości. Ponadto bilety miałyby być spersonalizowane, aby w przypadku zakażenia łatwo prześledzić możliwy łańcuch.
Nawet minister zdrowia na początku sierpnia ostrożnie pochwalił ustalenia DFL, ale zaznaczał, że "powrót kibiców na stadiony jest nadal kwestią kontrowersyjną z wieloma zainteresowanymi stronami i niepewnym wynikiem".
Ostatecznie, dość niespodziewanie, w poniedziałek ministrowie zdrowia landów uznali, że nie zgadzają się na powrót kibiców na stadiony.
Bundesliga wznowi sezon 19 września. Mistrz kraju - Bayern Monachium - w pierwszym meczu zagra na Allianz Arena z Schalke 04.
Zobacz także: Peru. Liga rusza w cieniu dramatu
Zobacz także: Bundesliga. Bayern Monachium zmienił kurs ws. Roberta Lewandowskiego