Życie Radosława Majdana w ostatnim czasie zmieniło się całkowicie. Nie dość, że od jakiegoś czasu jest uznawany za jednego z najlepszych polskich piłkarskich ekspertów telewizyjnych, co wymaga sporego nakładu pracy, to jeszcze został ojcem. Co prawda ma już doświadczenie w zajmowaniu się dziećmi, bo przecież jego żona, Małgorzata Rozenek, ma dwóch synów z poprzedniego małżeństwa. Ale chłopcy mają już 14 i 10 lat. A zajmowanie się kilkutygodniowym dzieckiem to zupełnie inna historia.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Ile godzin liczy obecnie doba Radka Majdana?
Radosław Majdan: Nie jest tak źle. Zawsze dzieliłem czas na zawodowy i prywatny. Mam to szczęście, że bardzo lubiłem grać, teraz bardzo lubię występować w roli eksperta, więc specjalnie mnie to nie męczy.
Ale doszła rola ojca.
To prawda, Henia trzeba regularnie karmić, jak ma porę karmienia o 23, to na kolejne trzeba wstać o 2 w nocy i potem trochę trudno mi usnąć. Więc generalnie nie śpię za dużo w nocy i jestem niewyspany. Ale mogę zapewnić, że uśmiech dziecka działa lepiej niż najmocniejsza kawa. Miłość dziecka wynagradza wszystko, to spełnienie moich marzeń.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w takiej roli kolegi Roberta Lewandowskiego z Bayernu jeszcze nie widziałeś. Poszło mu świetnie
To nowe przeżycie, bo gdy zaczęliście się spotykać z żoną, jej młodszy syn miał 3 lata.
Tak, ten początkowy okres związany z wychowaniem noworodka mnie ominął i teraz to nadrabiam, przeżywam ten czas, oglądam pierwszy uśmiech, komunikujemy się poprzez gesty. Musiałem się bardzo dużo nauczyć. Wspólne kąpanie, karmienie trzymając dziecko pod odpowiednim kątem, noszenie go. Muszę powiedzieć, że to wcale nie było takie łatwe, na początku byłem bardzo spięty, bałem się, że coś mogę zrobić, przecież to taka mała istota... Potrzebowałem kilku dni, żeby tego się nauczyć. No i oczywiście uprzedzam pytanie o przewijanie. Nie mam z tym problemu, umiem i lubię, więc każdy dzień jest naprawdę niesamowity. Daje nową energię do pracy. Ale faktem jest, że musiałem ograniczyć oglądanie meczów, choć to też bardziej ze względów zawodowych.
Z czego musiał pan zrezygnować?
Ograniczyłem topowe ligi zachodnie. Teraz analizuję i komentuję Ekstraklasę, więc oglądam wszystkie mecze, jestem też na bieżąco z kadrą narodową i oczywiście Ligą Mistrzów.
Ma pan swojego faworyta w tym sezonie?
Myślę, że jest kilku głównych kandydatów. Na pewno ten, kto wygra w parze Real Madryt – Manchester City, będzie walczył o tytuł, ale musi wcześniej pokonać... Bayern Monachium.
O ile Bayern dojdzie do półfinału.
Mają bardzo mocną ekipę, w meczu z Chelsea pokazali siłę, zmietli rywala. Potem po pandemii widać było, że utrzymują formę, są bardzo mocni. Jedyne czego się obawiam, to że zakończyli sezon najwcześniej ze wszystkich topowych lig. Pytanie, na ile będą w stanie wrócić do wysokiej formy. Poza tym zespół idzie w bardzo dobrym kierunku, wielką formę odzyskał Manuel Neuer, światową klasę pokazuje Alphonso Davies, który może być wybitnym zawodnikiem. I oczywiście Robert, który jest w niesamowitej formie.
Ale Złotej Piłki nie dostanie.
Moim zdaniem decyzja o odwołaniu plebiscytu to duży błąd. Nie powiem, że skandal, bo to może byłoby zbyt duże słowo. Ale na pewno zła decyzja.
Redaktor naczelny "France Football" pisał o wyrównywaniu szans.
Ale co to oznacza wyrównywanie szans? Przecież Leo Messi, Cristiano Ronaldo, Robert Lewandowski i zdecydowanie Karim Benzema, a więc zawodnicy, którzy mają największe szanse, wciąż są w grze. Podobnie Premier League. Gra. Można wyrównywać szanse poprzez zlikwidowanie klasyfikacji Złotego Buta, ale jeśli chodzi o Złotą Piłkę nie ma o tym mowy. Z największych lig rozgrywki zakończyła tylko liga francuska. A kiedy ostatnio zawodnik z ligi francuskiej zdobył Złotą Piłkę?
Jean Pierre Papin, ewentualnie George Weah. Lata 90.
No właśnie. I teraz też szansa, że ktoś z Ligue 1 wygra Złota Piłkę, była żadna. Z holenderskiej również. Czy gdyby np. zawieszono tylko rozgrywki ligi albańskiej albo białoruskiej "France Football" wstrzymałby plebiscyt? Nie sądzę. A piłkarz z ligi francuskiej ma taką samą szansę wygrać plebiscyt jak zawodnicy z tamtych lig. Bo w pierwsze miejsce dla Neymara nie wierzę. To decyzja nieracjonalna. Dlatego uważam, że FIFA powinna przyznać nagrodę, która zastąpiłaby "Złotą Piłkę".
Wierzy pan, że Robert Lewandowski by wygrał?
Myślę, że na pewno byłby jednym z najpoważniejszych kandydatów. Ma fantastyczny sezon, utrzymuje się na topie od lat, jest liderem jednej z najlepszych drużyn w Europie. Jednak musimy pamiętać, że kluczowa jest postawa w Lidze Mistrzów w tym ostatnim okresie, w fazie pucharowej. A te rozgrywki jeszcze nie zostały zakończone.
Wydaje się, że Chelsea nie stanowi przeszkody, ale potem Napoli albo Barcelona.
Napoli może pokusić się o sensację, fajna agresywna ekipa. A przecież mówimy o jednym meczu, więc wiele może się zdarzyć. Barcelona ma średni okres, nie przekonuje mnie Setien, który z tego co słyszę za bardzo jest wpatrzony w piłkarzy i nie jest w stanie zapanować na grupą, co przenosi się na boisko. Po restarcie nie wrócili do poziomu, którego się byśmy spodziewali, oczekiwali. Na pewno ogranie Barcelony i Messiego działałoby bardzo na wyobraźnię i bardzo zwiększało pozycję Roberta w europejskiej piłce. Poza Bayernem, Realem i Manchesterem City wśród kandydatów do tytułu widzę też PSG.
O ile ogra Atalantę.
To piękna i romantyczna historia, do tego świetna ofensywna piłka, ale w tej parze stawiam zdecydowanie na PSG, wydaje się, że są zbyt silni. W Paryżu są ogromne inwestycje, presja, oczekiwania. Tyle lat pompowania pieniędzy w klub kiedyś musi się zwrócić.
Patrzymy sobie na tę Ligę Mistrzów jak na ciastko przez szybę. Myśli pan, że to już jest ten czas, żebyśmy znowu w niej zagrali?
Oczywiście nie mówię, że nie, bo przy odrobinie szczęścia to się może udać, ale niech polski klub zagra najpierw w Lidze Europy. Bądźmy realistami.
Przez trzy lata nawet to było dla nas nieosiągalne.
To prawda, ale w poprzednim sezonie było blisko, naprawdę niewiele zabrakło, by Legia wyeliminowała Glasgow Rangers. A teraz klub z Warszawy jest mocniejszy. Gdyby zagrał z Rangersami dzisiejszym składem, awansowałby, tak sądzę. Podoba mi się kierunek, w którym poszła Legia. Kiedyś podobnie robił Bogusław Cupiał i to dobrze działało. Mam na myśli ściąganie wyróżniających się zawodników ligowych. Oczywiście poza tymi, którzy jadą na Zachód, bo co tu dużo mówić, nie jesteśmy dziś w stanie rywalizować finansowo z klubami z Europy Zachodniej.
Polska Ekstraklasa jest dziś około 30. miejsca w klasyfikacji UEFA. Nisko.
Ale czy to odzwierciedla naszą realną siłę? Nie jestem przekonany. Teraz Ekstraklasa była transmitowana do 16 krajów w Europie i np. jeden ze znanych niemieckich dziennikarzy powiedział, że "to jest naprawdę niezłe, da się oglądać". Nasi zawodnicy są nieźli motorycznie, dobrze przygotowani technicznie. Wiadomo, że to nie jest najwyższy poziom, ale może za dużo porównujemy do tych topowych klubów, do Ligi Mistrzów. Jak pan obejrzy mecze z końcówki Premier League czy drugiej połowy Serie A, to wcale nie są to porywające widowiska, często taktyka góruje nad fantazją. Za ostra jest ta krytyka.
A jednak nie potrafimy wejść do europejskich pucharów.
Tak, to boli, wydaje się, że mamy większe możliwości niż Słowacy czy Czesi, a jednak oni potrafią wejść i zagrać. Myślę, że jest wiele powodów. Np. szybka wyprzedaż wyróżniających się zawodników i łatanie dziur. Teraz z ligi odeszli Gytkjaer i Angulo, może odejść kilku młodych zawodników jak Jóźwiak i Karbownik. Nie jest łatwo od razu kogoś wkomponować na ich miejsce. Inna sprawa to specyfika przygotowań. Trenerzy muszą balansować, żeby zespół był nieźle przygotowany i na początek pucharowych zmagań, i na długą rundę w lidze, a to wcale nie jest takie proste. Myślę, że gdybyśmy zaczynali rozgrywki pucharowe jak kiedyś, we wrześniu, te wyniki wcale nie byłyby takie złe.
ZOBACZ Dwa lata Jerzego Brzęczka. Majdan i Lubański chwalą selekcjonera