Premier League. Kłopoty klubu Artura Boruca

Getty Images / Michael Steele / Na zdjęciu: Sol Bamba i Andrew Surman
Getty Images / Michael Steele / Na zdjęciu: Sol Bamba i Andrew Surman

Nie z takich kłopotów wyciągał już Bournemouth Eddie Howe. Przecież w przeszłości, gdy w 2009 r. zespół skutecznie bronił się przed spadkiem z League Two, trener uratował klub przed bankructwem i stoczeniem się w futbolową, półamatorską otchłań.

A potem? A potem, wraz z podopiecznymi, przemierzył Eddie Howe piłkarski szlak bojowy z czwartego poziomu rozgrywek - przez League One i Championship - aż do Premier League. I trwa w niej klub z Dean Court już piąty sezon z rzędu, choć powszechnie sądzono, że ta przygoda zakończy się po roku. Dziś jednak, by marzyć o pozostaniu w ekstraklasie, jego The Cherries muszą przeciwstawić się ustępującemu mistrzowi Anglii, i to w dodatku na jego stadionie.

A nie ma w Premier League drugiej takiej pary, jak Bournemouth i Manchester City, w której jeden zespół przegrałby z drugim wszystkie dziewięć meczów. W tym czasie The Citzens strzelili rywalom aż 28 goli, a stracili zaledwie 4. I naprawdę nie ma przesłanek świadczących o tym, że w tym dziesiątym spotkaniu obu rywali mógłby paść inny wynik, niż korzystny wyłącznie dla gospodarzy. Bardziej prawdopodobny jest pogrom, niż wymarzony przez gości remis.

Bournemouth ma jeden z najmniejszych budżetów w Premier League, który w dużym stopniu (w 88 procentach) uzależniony jest od pieniędzy z praw telewizyjnych. I jeszcze koronawirus uderzył w klub z dużą siłą. Wprawdzie Howe jako pierwszy z menedżerów ekstraklasy zgodził się na znaczną obniżkę wynagrodzenia, a piłkarzom zamrożono część pensji, ale bez zwolnień wśród pracowników administracyjnych i tak się nie obędzie. Bez względu na to, czy The Cherries utrzymają się w Premier League, czy też nie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Mario Balotelli znów zaskoczył swoich fanów! Zupełnie nowa fryzura

W tej sytuacji zawodnikom trudno skoncentrować się na walce o uniknięcie spadku. Zwłaszcza, że jeden z najlepszych podopiecznych Howe'a, szkocki skrzydłowy Ryan Fraser, w obawie o kontuzję (latem planuje transfer) odmówił przedłużenia kontraktu, więc w czerwcu i lipcu musi sobie Bournemouth radzić bez niego.

Problemy piętrzą się też w defensywie, bo na operacyjny stół lub do gabinetu fizjoterapeuty trafiają kolejni obrońcy - Charlie Daniels, Simon Francis, Chris Mepham, Adam Smith, Nathan Ake...

Zatem bramkarzowi Bournemouth nie grozi dziś na Etihad Stadium bezrobocie. Wręcz przeciwnie, 22-letni Aaron Ramsdale, najmłodszy z występujących regularnie w Premier League golkiperów, już wie, że w pracy nie będzie się nudzić, że najskuteczniejszy w Premier League zespół wytoczy przeciwko niemu najcięższe działa. Bo nawet bez kontuzjowanego Sergio Aguero atakuje Manchester City swoich rywali nie okazując im odrobiny litości. A u siebie nie dość, że strzela dużo goli, to sam ich nie traci (w ostatnich pięciu meczach nie stracił ani jednej). Wprawdzie przed przewidywaną w środowy wieczór kanonadą mógłby zluzować Ramsdale'a w bramce znacznie bardziej doświadczony od niego Artur Boruc, ale menedżer Howe jak posadził na ławce rezerwowych 40-letniego Polaka na początku sezonu, tak nie pozwala mu się już z niej podnieść.

RAFAŁ NAHORNY

(dziennikarz Canal+Sport)

Oglądaj Premier League w Canal+:

Zobacz takżePremier League. Mourinho, derby Londynu i Arkadiusz Milik

Zobacz takżeZłoty But: kurczy się przewaga Roberta Lewandowskiego

Komentarze (0)