Łukasz Zwoliński zaczął wyjazdowy mecz Lechii Gdańsk z Jagiellonią Białystok na ławce rezerwowych, ale nie przeszkodziło mu to zostać jego bohaterem. Pojawił się na murawie tuż po przerwie, gdy jego drużyna przegrywała 0:1 i niemal natychmiast doprowadził do wyrównania, wykańczając zagranie Ze Gomesa ekwilibrystycznym strzałem z powietrza. Na kwadrans przed zakończeniem dał zaś prowadzenie, pewnie wykorzystując sytuację sam na sam z bramkarzem po długim podaniu od Tomasza Makowskiego.
Gole 27-latka sprawiły, że drużyna z Pomorza znacznie zbliżyła się do miejsc premiowanych grą w europejskich pucharach. Nadal liczy się też w walce nawet o wicemistrzostwo Polski. A sytuacja mogła potoczyć się zupełnie inaczej...
Mecz w Białymstoku zapowiadano jako starcie o pozostanie w grze o Europę. Oba zespoły dzielił zaledwie punkt w tabeli, ale nieco większy dystans od czołówki i kilka kolejek pozostających do końca sezonu narzucało większą presję. Z tą początkowo lepiej poradzili sobie gospodarze, którzy zdecydowanie korzystniej weszli w spotkanie. Byli bardzo aktywni, łatwo przerywali ataki gości i sami co chwilę niepokoili ich bramkarza. Kilkukrotnie zabrakło im jednak nieco dokładności i spokoju w polu karnym. Bardzo dobre sytuacje zaprzepaścili m.in. Przemysław Mystkowski i Maciej Makuszewski, przegrywając pojedynki z Dusanem Kuciakiem.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"
Jagiellonia długo optycznie rządziła na murawie. Najwięcej w jej ofensywie udzielał się Jesus Imaz, który w końcu wrócił do podstawowego składu. W 2. minucie minęło mu już 11 godzin bez gola w PKO Ekstraklasie, ale chwilę później czarna seria mogła odejść w zapomnienie. Po prostopadłym podaniu Jakova Puljicia trafił bowiem do siatki, lecz ten moment wcześniej zbyt długo zwlekał z podaniem i sędzia słusznie pokazał pozycję spaloną.
Hiszpan szukał gry, podchodził do rozegrania, sporo biegał między liniami obrony i ataku oraz starał się stwarzać zagrożenie pod bramką rywali. Sporo mu nie wychodziło, ale w końcu jego wysiłki nie poszły na marne. W ostatniej akcji pierwszej połowy tym razem to on zagrał do Chorwata, a ten pewnym strzałem głową otworzył wynik spotkania.
Lechia w pierwszych 45 minutach zupełnie nie miała pomysłu na atak i zagrożenie ograniczyła praktycznie tylko do stałych fragmentów gry. Nawet one nie przynosiły wiele pożytku, a na uwagę zasłużył jedynie strzał obok słupka autorstwa Jarosława Kubickiego. Ponadto niezłą okazję miał jeszcze Jaroslav Mihalik, ale w ostatniej chwili zdążył go zablokować Zoran Arsenić. I tego byłoby praktycznie na tyle...
Niewiele zapowiadało, że gdańszczanom zaświeci słońce w tym meczu. Trener Piotr Stokowiec zareagował jednak w przerwie dwoma świetnymi zmianami, a na boisku pojawili się Kenny Saief i Zwoliński. Obaj uaktywnili swoją drużynę, a na dodatek wprowadzili sporo zamieszania w dotąd pewnie grającej obronie białostoczan.
Po zmianie stron Jagiellonia nie poradziła sobie z odrodzoną Lechią. Jej piłkarze byli coraz wolniejsi, nie mogli przebić się pod pole karne rywala i z każdą minutą mieli coraz większe problemy. Mogli jednak uzyskać chociaż punkt, gdyby w ostatniej akcji spotkania Kristers Tobers nie zatrzymał strzału rezerwowego Tomasa Prikryla tuż przed linią bramkową. Minimalny rykoszet naprowadził jednak piłkę wprost na jego głowę i niemal trzy tysiące ludzi wracało ze stadionu w smutnym nastroju.
Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk 1:2 (1:0)
1:0 - Jakov Puljić 45+3'
1:1 - Łukasz Zwoliński 47'
1:2 - Łukasz Zwoliński 74'
Składy:
Jagiellonia Białystok:
Damian Węglarz - Andrej Kadlec (78' Tomas Prikryl), Bogdan Tiru, Zoran Arsenić, Jakub Wójcicki - Martin Pospisil, Taras Romanczuk - Maciej Makuszewski, Jesus Imaz (72' Ariel Borysiuk), Przemysław Mystkowski (75' Bartłomiej Wdowik) - Jakov Puljić.
Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak - Karol Fila, Michał Nalepa, Kristers Tobers, Rafał Pietrzak - Tomasz Makowski, Maciej Gajos (46' Łukasz Zwoliński), Jarosław Kubicki - Jaroslav Mihalik (46' Kenny Saief), Flavio Paixao, Ze Gomes (69' Conrado).
Żółte kartki: Taras Romanczuk.
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).
Widzów: 2866.