PKO Ekstraklasa. Paweł Brożek nie do złamania! Nie ma zamiaru kończyć kariery

WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Paweł Brożek
WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Paweł Brożek

Pogłoski o przyspieszonym końcu kariery Pawła Brożka okazały się przesadzone. - Media przedwcześnie odesłały go na emeryturę - mówi trener Wisły Artur Skowronek. Niewykluczone, że weteran pomoże Białej Gwieździe jeszcze w tym sezonie.

Gdy 2 czerwca na treningu 13-krotnego mistrza Polski Paweł Brożek doznał złamania kości promieniowej, wydawało się, że pechowy, niepiłkarski uraz przyspieszy jego decyzję o zakończeniu kariery. Sugerował to nawet pozostający w bardzo dobrych relacjach z wiślakiem Bartosz Karcz z "Dziennika Polskiego/Gazety Krakowskiej".

Tymczasem Brożek zaskoczył wszystkich raz jeszcze i rozpoczął walkę o błyskawiczny powrót do gry. 4 czerwca przeszedł zabieg zespolenia pękniętej kości, a w poniedziałek, niespełna dwa tygodnie po odniesieniu kontuzji, znów wybiegnie na boisko podczas treningu.

- To prawda, że media przedwcześnie odesłały Pawła na emeryturę - mówi trener Artur Skowronek. Paweł przechodzi rehabilitację i bardzo fajnie to postępuje. Zabieg był udany, kuracja antybiotykowa kończy się w tym tygodniu. Od poniedziałku zacznie trening motoryczny. To spowoduje, że nadrobi zaległości, które miał przez tę przerwę. Piłkarsko pomoże drużynie - zapewnia trener Artur Skowronek.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: perfekcyjnie wykonał rzut wolny. Bramkarz bohaterem!

Pomnik za życia

Brożek już teraz ma przy Reymonta 22 status legendy, a fakt, że jako 37-letni weteran, którego kontuzje nigdy nie oszczędzały, robi wszystko, by pomóc klubowi w walce o utrzymanie, sprawia, że pracuje na pomnik za życia. Tym bardziej, że Wisła walczy teraz nie tylko o ligowy byt, ale o przetrwanie, bo spadek byłby równoznaczny z jej upadkiem.

Już kilka razy żegnał się z Wisłą i zawsze wracał. Po powrocie z nieudanej emigracji (2011-2013) przez trzy sezony był czołowym snajperem Ekstraklasy. Potem zaczęły nękać go urazy, aż przyszła wiosna 2018 roku, po której Manuel Junco i Joan Carrillo wypchnęli go z klubu, uznając Brożka za zbędnego.

To wtedy pożegnał się z Białą Gwiazdą w sposób godny legendy. W domowym meczu z Lechem Poznań (1:1), ostatnim przed własną publicznością w tamtym sezonie, Carrillo symbolicznie wpuścił go na boisko na końcówkę, a ten w ostatniej sekundzie pożegnalnego występu przy Reymonta 22 uratował Wiśle remis.

- Trudno mi cokolwiek powiedzieć. To dla mnie jeden z najpiękniejszych momentów w Wiśle. Zapamiętam to do końca życia. Chcę podziękować kibicom za to pożegnanie. Cały dzień miałem niespokojny. Nie byłem sobą. Wiedziałem, że najgorsze, czyli konferencję prasową, mam już za sobą. Mało brakowało - zwłaszcza przed wejściem na boisko - żeby łzy popłynęły, ale wytrzymałem. To był piękny wieczór - mówił wtedy. Więcej TUTAJ.

Na pomoc Wiśle

Jako wolny zawodnik nie narzekał na brak ofert. Chciał go Piast, z którym sięgnąłby po swoje ósme mistrzostwo Polski, a w Pogoni widział go Kosta Runjaić. Miał też oferty z zagranicy, ale ze względu na rodzinę nie chciał opuszczać Krakowa. Zamierzał to wykorzystać milioner Wojciech Kwiecień, który montuje w V-ligowej Wieczystej dream team, ale Brożek nie dał się skusić.

A kilka tygodni później przy Reymonta 22 nie było już Junki i Carrillo, których zastąpili Arkadiusz Głowacki i Maciej Stolarczyk. Koledzy długo namawiali Brożka na powrót. Tak długo, aż w końcu uległ. Wrócił, choć wiedział, że klub ma olbrzymie problemy. Zawodnicy nie dostawali pensji i nie było widoków na to, że dostaną. Nie mógł jednak stać z boku, gdy Wisła była w potrzebie.

- Na początku odmawiałem, bo uznałem, że nadszedł nowy etap. Jednak po kolejnych rozmowach z trenerem i dyrektorem sportowym zmieniłem zdanie. Wiedzą, ile znaczy dla mnie Wisła i obaj to wykorzystali. Czuję się odpowiedzialny za Wisłę. Jest w trudnej sytuacji, a ja po prostu chcę jej pomóc - mówił weszlo.com.

Gdy na przełomie 2018 i 2019 roku Wisła znalazła się w potężnym kryzysie i jej przyszłość wisiała na włosku, tylko on i Marcin Wasilewski nie złożyli wezwania do zapłaty. Kiedy w styczniu Jakub Błaszczykowski, Tomasz Jażdżyński i Jarosław Królewski pożyczyli Wiśle 4 mln zł na spłatę części zaległości, nie wystawił ręki po pieniądze, choć od powrotu nie dostał z klubu ani złotówki.

- Na moim koncie nic nie drgnęło, ale nie martwi mnie to. Spokojnie czekam, nie składałem wezwania do zapłaty. Jeśli pieniądze mają być, to będą. Jestem za tym, żeby najpierw załatwić najpilniejsze sprawy - mówił.

Trzecia młodość

Pech chciał, że w czasie przygotowań zmagał się z urazem łydki, a tuż przed startem rundy wiosennej doznał urazu barku, który wyeliminował go z gry na dwa miesiące. Gdy wrócił, wydawało się, że rozgrywa swoje ostatnie mecze w Ekstraklasie. Przygotowania do kolejnego sezonu rozpoczął bez kontraktu. Chciał sprawdzić, czy jeszcze się nadaje.

- Postanowiliśmy z tym poczekać do okresu przygotowawczego, by zobaczyć, jak mój organizm zachowa się podczas najcięższych obciążeń. Jak widać, zachował się dobrze, bo przepracowałem ten okres bez kontuzji. Byłem obecny na każdym treningu, dlatego postanowiłem przedłużyć karierę o kolejne 10 miesięcy - tłumaczył TVP Sport.

I to był strzał w "10", bo jesienią Brożek przeżył trzecią młodość. Między 5. a 9. kolejką zdobył aż 7 bramek, trafiając w każdym z tych spotkań - takiej serii nie miał nigdy wcześniej, a mowa przecież o 8. najskuteczniejszym piłkarzu w historii polskiej ligi, dwukrotnym królu strzelców Ekstraklasy (2008, 2009), autorze 149 goli.

Gdy wrócił, przyznał, że jedno pożegnanie z wielką pompą mu wystarczy. - Tym razem chciałbym odejść po cichu. Dziękuję kibicom za to, co się wydarzyło rok temu, ale nie wiem, czy jest sens kogoś żegnać dwa razy - stwierdził. Równocześnie zastrzegł, że mimo świadomości upływającego czasu, nie ma zamiaru rozstawać się z boiskiem: - Wiem, że mój czas mija, ale bardzo trudno jest się rozstać z tym, co się kocha, z tym, co się robiło przez większość swojego życia.

Po rekordy

Teraz nie pozwoli na to, by za niego zadecydował nieszczęśliwy upadek na treningu. Sezon PKO Ekstraklasy ma trwać do 19 lipca, więc Brożek może wystąpi w czterech, pięciu ostatnich kolejkach. Nie musi nic nikomu udowadniać, ale może pomóc Wiśle i pobić klubowy rekord - prześcignięcie Kazimierza Kmiecika było w ostatnich sezonach jego wielką motywacją.

- Jeśli piłkarz mówi, że nie dba o statystyki, to kłamie. Patrzę, patrzę na trenera Kmiecika. Niech się zacznie bać... - mówił jesienią. Kmiecik jest najlepszym strzelcem Wisły w lidze (153) i we wszystkich rozgrywkach (176). W tej pierwszej kategorii Brożkowi brakuje do niego 8 trafień, a w drugiej ledwie 5. Oba rekordy ma na wyciągnięcie stopy.

Sam Kmiecik nie miał nic przeciwko temu, by młodszy kolega pobił jego osiągnięcia. - Jak Paweł będzie strzelał, a Wisła będzie wygrywała, to lepiej dla klubu i dla wszystkich. Dla mnie też - mówił nam przed restartem sezonu srebrny medalista MŚ 1974. Więcej TUTAJ.

***

37-letni Brożek to jeden z najznakomitszych piłkarzy w historii Wisły Kraków. Jest z nią związany, z krótkimi przerwami, od 1998 roku, i jest jej najbardziej utytułowanym piłkarzem. Zdobył z nią 7 mistrzostw, 2 Puchary Polski i Puchar Ligi. W pierwszej drużynie zadebiutował we wrześniu 2000 roku jako 17-latek. Potem zagrał dla Białej Gwiazdy jeszcze 415 razy - to drugi wynik w historii po Arkadiuszu Głowackim (461). Strzelił dla niej łącznie 171 goli.

Komentarze (1)
avatar
JAROLAWA
15.06.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
TYLKO SIĘ CIESZYĆ I GRATULOWAĆ DOBREJ DECYZJI. BO TAK WŁAŚNIE MYŚLAŁEM I TU OSTATNIO NAPISAŁEM.