Radosław Majewski będzie trenował ze Zniczem Pruszków. "Jestem naładowany"

Getty Images / Matt King / Na zdjęciu: Radosław Majewski
Getty Images / Matt King / Na zdjęciu: Radosław Majewski

- Nie chcę kończyć kariery kontuzją. Jestem naładowany. Widzę ten moment, gdy wchodzę do drużyny i działam - mówi Radosław Majewski, który wraca po kontuzji i będzie trenował gościnnie ze Zniczem Pruszków.

Minęło sześć miesięcy odkąd Radosław Majewski przestał grać w piłkę. Po brutalnym faulu kolegi z zespołu podczas treningu, piłkarz Western Sydney Wanderers doznał poważnej kontuzji kolana. Po pół roku powoli szykuje się do powrotu, chce trenować gościnie ze Zniczem Pruszków, zespołem z II ligi. Majewski jest wychowankiem tego klubu. - Do zajęć w klinice chciałbym dołożyć coś dodatkowego: strzały, podania, bieganie, może "dziadka". Żeby poczuć boisko. Do tej pory grałem jedynie w siatkonogę na sztucznej trawie - opowiada nam były reprezentant Polski.

Piłkarz czeka na wyniki badań i oficjalną zgodę na treningi w Zniczu. - Od marca rehabilituję się w Warszawie, to głównie ćwiczenia motoryczne, siłowe, wzmacniające. Już kilka tygodni temu dostałem zielone światło od swojej kliniki na lekkie zajęcia z drużyną, ale muszę mieć komplet badań, żeby nie było żadnych wątpliwości. Jeżeli wyniki będą dobre, pakuję się i jestem na porannym treningu Znicza - opowiada zawodnik.

Nie chce kończyć

Majewski czeka na wyjaśnienie kwestii jego kontraktu z australijskim klubem. Umowa zawodnika z Western Sydney Wanderers w teorii już się skończyła, ale z powodu pandemii koronawirusa tamtejsze rozgrywki zostały wstrzymane, a kontrakty piłkarzy przedłużone do końca sierpnia. Majewski próbuje ustalić, czy jego też to dotyczy.

ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"

- Jest małe zamieszanie, nie wiem czy obejmuje mnie obecnie tylko ubezpieczenie z klubu czy jeszcze kontrakt. Nikt z Australii się ze mną nie kontaktował, dlatego działa mój menadżer. Wiem, że zawodnicy wracają do wspólnych treningów 15 czerwca, a 15 lipca wznawiają rozgrywki. Jeżeli dostanę wiadomość, że mam wrócić do Australii, bo trenerzy chcą mnie zobaczyć po urazie, to oczywiście - stawiam się. Czekam na jasną deklarację klubu, co dalej - komentuje piłkarz.

Majewski zagrał dla Western Sydney Wanderers tylko trzy razy, później w czasie treningu Dylan McGowan zerwał mu więzadła w kolanie po chamskim faulu. Kontrakt naszego zawodnika obowiązywał przez jeden sezon, a jego przedłużenie było uzależnione od liczby występów. Majewski początkowo czuł dużą frustrację, w myślach życzył McGowanowi śmierci. W okresie kontuzji zastanawiał się nad różnymi rozwiązaniami. Czy kończyć karierę, czym zająć się po piłce. Obserwował, jak goi się kolano i doszedł do wniosku, że nie chce zrywać z futbolem z powodu kontuzji.

- Miałem myśli, że jeżeli kolano będzie bolało, to może nie ma sensu się męczyć. To było jednak dwa miesiące temu. Przez ten czas zauważyłem, że jak dobrze poukładasz sobie w głowie, trzymasz reżim, formę, to wiek nie ma znaczenia. Mam 33 lata i jestem naładowany. Widzę ten moment, gdy wchodzę do drużyny i działam. Dążę do tego, by wrócić na boisko, rozważnie, ale szybko. Nie chcę kończyć kariery kontuzją - komentuje.

Piłkarz dostał ostatnio kilka zapytań z różnych klubów. Nie wyklucza powrotu do Polski. W kraju grał niedawno w Lechu Poznań i Pogoni Szczecin, wcześniej w Zniczu, Groclinie Grodzisk i Polonii Warszawa. Kojarzony jest głównie z występów w Nottingham Forest.

- Zależy mi na konkretach, a nie sondowaniu, czy bym chciał, lub "pomyślimy". Myślę, że jeszcze kilku rywali będę w stanie "zakręcić" - puszcza oko pomocnik.

Hołd dla Piotra Rockiego

Piłkarz niebawem otwiera restaurację w Pruszkowie. - Koronawirus trochę to opóźnił, ale ostatnio kupowaliśmy z żoną sztućce, więc już niebawem będzie można tam zjeść, czuję to - uśmiecha się Majewski.

Pandemia dała mu się lekko we znaki. - W klinice muszę trenować w masce, zmieniam ją co pół godziny, jest dosłownie zalana wodą - opowiada. - W klubie mieliśmy zamrożone pensje, czekamy na płatności za ostatnie miesiące. Mam też boisko pod balonem w Pruszkowie, w marcu było zamknięte. Generalnie jednak nie narzekam, nie skończyło się najgorzej. Przede wszystkim zyskałem trochę czasu, leczyłem się w momencie, gdy inni i tak nie grali - mówi zawodnik.

- W teorii mógłbym już wznowić zajęcia z drużyną, ale chcę jeszcze trochę odczekać, wejść w trening ze spokojną głowa. Noga jeszcze nie wygląda tak, jak przed urazem, ale wszystko idzie w dobrą stronę - dodaje.

Majewski kilka dni temu był na pogrzebie Piotra Rockiego. Obaj grali razem w Groclinie Grodzisk, Rocki wprowadzał go do drużyny, poza boiskiem spędzali dużo czasu. - Pamiętam, jak założyliśmy się, kto pierwszy wbiegnie na Pałac Kultury. Na stypie powspominaliśmy podobne anegdoty. Piotrek znał mojego tatę, oddałem mu hołd, był mi bliski - kończy Majewski.

Kazimierz Piszczek: Marzyłem, by Łukasz grał choć w drugiej lidze. Bundesliga była abstrakcją

Maciej Nuckowski: W Grecji jest bezpiecznie. Polacy, nie bójcie się, przyjeżdżajcie

Komentarze (1)
avatar
Pan Jot
9.06.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Takiego co potrafi trenować ze zniczem to ze świecą szukać.