La Liga. Kolos na glinianych nogach. Problemy gnębią Barcelonę

Getty Images / Alex Caparros / Na zdjęciu od lewej: Ivan Rakitić i Luis Suarez
Getty Images / Alex Caparros / Na zdjęciu od lewej: Ivan Rakitić i Luis Suarez

Dopiero pandemia koronawirusa uświadomiła kibicom, że FC Barcelona nie jest idealnie zarządzanym przedsiębiorstwem. Klub musi szukać oszczędności, a wielkie transfery stanęły pod dużym znakiem zapytania.

W tym artykule dowiesz się o:

Jedynym problemem dla Barcy były pensje piłkarzy, na które klub przeznacza ponad pół miliarda euro. W normalnych okolicznościach ekipa z Camp Nou nie miałaby problemów, aby wypłacić piłkarzom gotówkę. Dopiero kryzys ekonomiczny związany z pandemią koronawirusa, zapalił prezydentowi Josepowi Bartomeu czerwoną lampkę.

ZOBACZ WIDEO: Znany specjalista ostro o powrocie kibiców na stadiony. "Może nas czekać ogromny wzrost zachorowań"

FC Barcelona robi wszystko, aby załatać dziurę budżetową. Na czas pandemii pensje wszystkich pracowników i sportowców zostały zredukowane o 70 procent. To jednak nie koniec. Klub zaproponował, aby za dwa pierwsze tygodnie czerwca zapłacić zawodnikom połowę pensji.

Już informowaliśmy, że piłkarze są zaskoczeni takim obrotem spraw. Do ich spotkania z Josepem Bartomeu miało dojść już 23 maja. Wówczas to większość z nich miała wyrazić swoje niezadowolenie z postanowień prezesa. Nie dość, że musieli zrzec się ogromnych pieniędzy, to wciąż muszą "dokładać" się do klubowej skarbonki.

- Pandemia wstrzymała dochody. Zwłaszcza u największych: Barcelony, Realu i Atletico. Inne zespoły żyją z pieniędzy za prawa transmisyjne. Ale giganci potrzebują także swoich muzeów, turystów i wpływów z biletów. A to wszystko jest zamknięte. Będzie im niezwykle trudno, ale za rok lub półtora powinny wyzdrowieć - podkreśla Juan Jimenez Salvado, dziennikarz gazety "AS".

Szacuje się, że z powodu pandemii klub stracił około 140 mln euro. Pieniądze najłatwiej można zdobyć sprzedając kilku zawodników. Kadra Barcy nie jest szeroka, ale ma kilku zawodników, z którymi bez żalu można się pożegnać. Nikt w stolicy Katalonii nie będzie płakał po Juniorze Firpo, Philippe Coutinho czy Ousmane Dembele.

Problem w tym, że z powodu pandemii koronawirusa, ceny poleciały na łeb na szyję.
Dwaj ostatni kosztowali Barcelonę ponad 250 mln euro euro. Teraz nikt już nie zapłaci 100 mln euro za piłkarza, który nie potrafi udowodnić swojej wartości. Leczy kontuzje, lub rozgrywa bardzo słabe spotkania. Sam potencjał nie wystarczy, aby sprzedać "niechciany" produkt, nawet opakowany w złote pudełko.

Nie wszyscy chcą także opuszczać wielki klub, nawet kosztem braku regularnej gry. Kimś takim jest choćby Ivan Rakitić, u którego piłka nożna czasami schodzi na drugi plan. - Mam kontrakt, chcę tu być i grać. Dodatkowo moja żona i córki czują się dobrze w tym mieście - tłumaczy pomocnik.

Tylko Neymara żal

Barcelona miała iść na całość. Katalończycy chcieli zbudować wielki zespół i w 100 procentach wykorzystać ostatnie lata kariery Lionela Messiego. Blaugrana zamierzała wyciągnąć wnioski z błędów z ostatnich lat i nie kupować już zawodników drugoplanowych. Żaden piłkarz pokroju Martina Braithwaite'a miał w najbliższych latach nie trafić na Camp Nou.

Plany prezydenta Bartomeu sięgały nieba. Priorytetem transferowym klubu miał być Neymar, który w latach 2013-2017 występował już na Camp Nou. Brazylijczyk znakomicie współpracował z Messim. Koszty takiego transferu byłyby jednak ogromne.

"Duma Katalonii" negocjowała transfer 29-latka już zeszłego lata. Jednak mistrzowie Francji nie zgodzili się na ofertę w wysokości 130 mln euro plus włączenie do transakcji Ivana Rakiticia, Jeana-Claira Todibo i wypożyczenie Ousmane Dembele. Teraz łatwiej nie będzie, gdyż paryżanie nie chcą zejść z ceny, a możliwości finansowe Blaugrany są nieporównywalne mniejsze niż wcześniej. FC Barcelona wciąż widzi szanse na transfer, jednak o pozytywne zakończenie negocjacji będzie bardzo trudno.

Losy mistrzostwa La Ligi i zdobycia Champions League ponownie będą w rękach Leo Messiego. Bez porządnego wsparcia, Argentyńczyk nie zapewni jednak klubowi miejsca na szczycie. Najdobitniej pokazali to w przeszłości AS Roma oraz Liverpool, którzy wyrzucili Barce za burtę Ligi Mistrzów.

Pierwszy test dla Katalończyków nastąpi w sobotę. Podopieczni Quique Setiena zagrają na wyjeździe z Realem Mallorca. Początek meczu o godz. 22:00. Transmisja w Eleven Sports.

Zobacz także: Ogromne straty angielskich klubów. To już ponad pół miliarda funtów

Zobacz także: #DziałoSięWSporcie. Konkurs Deyny i Bońka. Dwóch dyrygentów na Meksyk

Komentarze (4)
avatar
zbych22
13.06.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie jest to tylko problem Barcelony ale całej bańki mydlanej,która zwie się piłką nożną. I najlepsze zarządzanie nie pomoże jeżeli nie ma dopływu kasy. Rozdmuchany cyrk finansowy nie utrzyma si Czytaj całość
avatar
Piotr Karol
13.06.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Im więcej ten klubik ma problemów, tym lepiej dla piłki nożnej. Może zostanie rozwiązany? Oby. Tego sobie i im życzę. 
KibicPogoni
13.06.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czym wy się przejmujecie?...nie jedna polska drużyna chciała by takie "problemy"