Bundesliga od kuchni. "Klimat nie sprzyja. Wciąż nie ma pewności, że uda się skończyć sezon"

PAP/EPA / ANDREAS GEBERT / Na zdjęciu: piłkarze Bayernu Monachium
PAP/EPA / ANDREAS GEBERT / Na zdjęciu: piłkarze Bayernu Monachium

- Z jednej strony panuje niemal idealny porządek, z drugiej jakikolwiek wybryk może zniweczyć wszystko i znów zatrzymać sezon - mówi nam Paweł Rybak, operator kamery pracujący na meczach Bundesligi.

W tym artykule dowiesz się o:

Niemcy odmrozili swój futbol jako pierwsi z wielkich w Europie i zdążyli już rozegrać dwie pełne kolejki. - Na razie wszyscy respektują wytyczne DFL. Można powiedzieć, że każda osoba w jakikolwiek sposób zaangażowana w ten projekt jak najlepiej dba o swój stołek, mając świadomość, że ciągłość rozgrywek daje jej pracę - stwierdził w rozmowie z WP SportoweFakty operator kamery, zatrudniany przez firmę realizującą transmisje z meczów.

Paweł Rybak pracował już na trzech spotkaniach po odmrożeniu. - W pierwszej kolejce byłem na starciu 2. Bundesligi VfL Bochum - 1.FC Heidenheim, w drugiej natomiast obsługiwałem spotkania 1. Bundesligi: SC Paderborn - TSG 1899 Hoffenheim i Schalke 04 Gelsenkirchen - FC Augsburg - wyjaśnił.

Uchybień nie ma, ale pewności dogrania sezonu też nie

Niemcy podeszli do nowego reżimu sanitarnego z dużym szacunkiem, mimo to zdarzały się już przypadki złamania obostrzeń. - Słynna jest sprawa trenera FC Augsburg Heiko Herrlicha, który nie respektował zasad i musiał się udać na kwarantannę. Wcześniej wszelkie reguły pogwałcił Salomon Kalou z Herthy Berlin. Mimo że ogólnie niemal wszyscy skrupulatnie stosują się do zaleceń, czasem dochodzi do sytuacji, które nie powinny mieć miejsca - zaznaczył Rybak.

ZOBACZ WIDEO: Dosadna opinia na temat startu Bundesligi. "Fatalnie to wygląda"

Są też zdarzenia niezawinione. - Dynamo Drezno nadal nie rozegrało żadnego spotkania, bo ze względu na kilka przypadków zakażenia cała drużyna musiała odbyć kwarantannę. Później potwierdzono w tym klubie jeszcze jeden pozytywny wynik, ale tym razem na kwarantannę odesłano tylko tę jedną osobę. Trochę więc przymknięto oko i poluzowano reżim - dodał.

Wszystkie osoby związane z niemieckim futbolem muszą być czujne, bo klimat nie jest sprzyjający. - Władze krajowe liczą się z opinią ludzi, a w ankietach, które robiono przed wznowieniem rozgrywek ponad 60 proc. osób było przeciwnych powrotowi Bundesligi. Dlatego wszyscy dmuchają na zimne, wiedząc, że nawet jeden głupi wybryk może zniweczyć cały wysiłek. Dziś nie powiem z pełnym przekonaniem, że sezon zostanie dokończony. Każdy mecz jest odrębną historią. Jeśli zajdą poważne podejrzenia, że ktoś lekceważy wytyczne, może jeszcze dojść do ponownego przerwania rozgrywek - uważa Rybak.

Pod stadionami na razie spokój

Największe obawy przy wznawianiu rozgrywek dotyczyły ewentualnego gromadzenia się kibiców pod stadionami. Póki co takich zdarzeń nie ma. - Dbają o to zarówno ochroniarze klubowi, jak i policja. Pod żadnym z trzech obiektów, na których dotąd byłem, nie widziałem nawet pojedynczych kibiców. Nie dotarły do mnie również żadne sygnały, by pod jakimkolwiek stadionem działy się incydenty - oznajmił nasz rozmówca.

Niemcy obawiali się, że tego spokoju może nie być. - W trakcie pierwszej kolejki, czyli tydzień temu, trwały demonstracje przeciwko obostrzeniom, pod które podłączali się nawet neofaszyści. Istniały obawy, że część demonstrantów może przejść w pobliże stadionów, bo tam trafiliby na kamery telewizyjne i mogliby liczyć na rozgłos. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło - dodał Rybak.

Trzy strefy i precyzyjne zasady

Organizacja spotkań na szczeblu centralnym w Niemczech oparta jest na podziale każdego stadionu na trzy strefy. - Pierwsza obejmuje murawę, druga to trybuny, a trzecia pozostałą część stadionu i tereny do niego przyległe. Na terenie imprezy może przebywać do 300 osób, a kilkadziesiąt z nich stoi pod bramami i pilnuje tam porządku - wyjaśnił.

Uproszczono też procedury na samym obiekcie - tak, by wszystkie osoby obsługujące mecze mogły go jak najszybciej opuścić. - Przed epidemią musiałem być na swoim stanowisku z kamerą już trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Teraz ten czas skrócono do dwóch godzin. Po spotkaniu zawsze mieliśmy odprawę, na której omawialiśmy ewentualne uchybienia. Obecnie tych odpraw nie ma, kontaktujemy się wyłącznie na wideokonferencjach - relacjonuje Rybak.

- Na stadionach nie podaje się kateringu. Jeśli ktokolwiek chce coś zjeść, może to zrobić, ale tylko jeśli przyniesie własny posiłek. Czasem pojawia się problem, gdy trzeba skorzystać z toalety. W takich sytuacjach możemy opuścić stanowisko, tyle że dojście i powrót zajmują nawet piętnaście minut. Powód jest taki, że cały zespół telewizyjny ma do dyspozycji tylko jedną toaletę na stadionie. Najlepiej więc wstrzymać się ze spożywaniem dużej ilości napojów i poczekać z załatwianiem swoich potrzeb do końca pracy.

Jednym z najważniejszych obowiązków jest zakrywanie twarzy. - Wszyscy tego pilnują, a maseczkę trzeba założyć od razu po wejściu na stadion. Wcześniej wypełnia się jeszcze ankietę zdrowotną i przechodzi pomiar temperatury. Nasza grupa nie przechodziła takiej samej izolacji sanitarnej jak piłkarze. Nie mieliśmy też testów na obecność koronawirusa. W tej kwestii wszystko odbywa się na zasadzie wzajemnego zaufania - wyjaśnił Rybak.

Tematu powrotu kibiców nie ma

W Polsce prezes PZPN Zbigniew Boniek wysłał do premiera Mateusza Morawieckiego specjalny list, w którym proponuje rozwiązania mające na celu wpuszczenie niewielkiej grupy kibiców na trybuny. Niemcy póki co w ogóle o tym nie myślą.

- Ten temat aktualnie nie istnieje. Pojawiały się prognozy, że mecze mogą być rozgrywane przy pustych trybunach nawet do końca roku kalendarzowego. Spodziewam się jednak, że aż tak długo obecny stan nie potrwa i dojdzie do złagodzenia. Mówi się przecież o otwarciu kin czy teatrów, więc jeśli ludzie będą wpuszczani do budynków, to tym bardziej mogliby się pojawiać na przestrzeniach otwartych - powiedział Rybak.

Na razie na trybunach są tylko dziennikarze. - Stamtąd przeprowadzają wywiady z piłkarzami. Zachowywany jest duży, kilkumetrowy dystans, bo mikrofon działa na wysięgniku. Zawodnik podchodzi w pobliże barierki oddzielającej boisko od trybun, a z drugiej strony pracują operator kamery i dziennikarz - zakończył.

Czytaj także:
Nowe zasady w klubach odczują nie tylko piłkarze i trenerzy. Hotele zamienią się w sterylne twierdze
Szymon Mierzyński: PZPN chciał być jak król Salomon, teraz ustawi się kolejka pokrzywdzonych (KOMENTARZ)

Komentarze (0)