Z ogromną radością przyjąłem więc konkretne plany wznowienia rozgrywek ekstraklasy, które pod koniec tygodnia ujawniali członkowie sztabu kryzysowego. Niesie on ze sobą jeszcze sporo wątpliwości i wymaga dopracowania wielu kwestii. Najważniejsze jednak, że prace trwają, ktoś coś robi, komuś zależy, ktoś śledzi rozwiązania w innych ligach i stara się przełożyć je na polski grunt. Najgorsza byłaby stagnacja i rezygnacja.
Oczywiście nie można popadać w hurraoptymizm. Można mówić sobie, że oto wraca granie, więc ruszajmy, jakoś to będzie, problemy rozwiążemy gdy się pojawią. I przeć kurczowo do pierwszego wyznaczonego terminu (27 kwietnia - wznowienie treningów w klubach, na początek indywidualnych, stopniowo zwiększając grupę; 10 maja - powrót treningów całej drużyny, z normalnym kontaktem fizycznym; 29 maja lub 6 czerwca - wznowienie rozgrywek), by skończyć "choćby na drzwiach od stodoły".
Podobają mi się rozwiązania kwestii bezpieczeństwa, które w rozmowie z WP SportoweFakty ujawnił prof. Krzysztof Pawlaczyk, szef sztabu medycznego Lecha Poznań. Są to m.in.:
- lista 50 osób z każdego klubu (zawodnicy plus sztaby), zaangażowanych w dokończenie rozgrywek i regularne badanie ich,
- izolacja we wstępnej fazie treningów indywidualnych, na które zawodnik przyjeżdża już przebrany, a po zajęciach wraca bezpośrednio do domu,
- treningi w większych grupach po kolejnych testach. Dodajmy, kosztownych testach komercyjnych, za które zapłaci PZPN w ramach swego wsparcia,
- 14-dniowa kwarantanna cudzoziemców, którzy wrócą do klubu,
- organizacja samych spotkań przy pustych trybunach i minimalnej licznie osób na stadionie, bez stewardów czy nawet chłopców do podawania piłek (np. Bundesliga dopuszcza czterech).
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Trudna sytuacja finansowa polskich klubów. Wznowienie rozgrywek rozwiąże sporo problemów
Na pewno potrzeba dopracowania jeszcze wielu konkretów. Przede wszystkim brakuje odpowiedzi na kluczowe pytanie: jak reagować, gdy zarażenie wirusem zostanie zdiagnozowane u któregoś piłkarza, grupy zawodników lub sztabu trenerskiego?
Czy to wstrzymuje cały projekt powrotu rozgrywek? Ciężko traktować zarażenie jak zwykłą kontuzję, która eliminuje zawodnika. Co z całą resztą? Jak liczna będzie musiała być kadra, by mogła być dopuszczona do gry? W Bundeslidze przewidują, że 13 zawodników z pola oraz dwóch bramkarzy. W Premier League kadry będzie wolno wzmocnić pięcioma niezgłoszonymi do rozgrywek zawodnikami z akademii.
Obecna koncepcja, w przeciwieństwie do tej, z jaką wyszedł właściciel Rakowa Częstochowa Michał Świerczewski, nie zakłada skoszarowania zawodników i sztabów w zamkniętych ośrodkach niczym podczas wielkiego turnieju. Po przeprowadzeniu testów każda z wytypowanych przez klub 50 osób będzie zobligowana do unikania wszelkich ryzykownych kontaktów z innymi ludźmi. Ale będzie się to opierać wyłącznie na zaufaniu. Nikt przecież nie będzie kontrolował, co zawodnik robi w czasie wolnym. Wiadomo, że w takich wypadkach czynnik ludzki jest tym, któremu zawieść najłatwiej.
Pytanie też, co z rodzinami zawodników? Żeby ograniczyć zagrożenie do minimum, powinny zostać objęte kwarantanną na jedenaście kolejek. Takie rozwiązanie planowane jest w La Liga, ale ciężko uwierzyć w jego powodzenie. Co z pracującymi żonami członków sztabu czy sędziów i ich dziećmi, gdy już zostaną przywrócone zajęcia w szkołach?
Przede wszystkim jednak te, nawet najbardziej trafne pomysły, muszą być skonsultowane i zaakceptowane przez kluby. A pierwsze reakcje przedstawicieli drużyn ekstraklasy na wywiady członków grupy roboczej sugerowały, że wcale tak nie jest. Ostatnia rzecz, jakiej środowisko piłkarskie potrzebuje w chwili zmagania z pandemią, to utrata wspólnego frontu, utonięcie w sporach i walkach o detale.
Powodów do sporów na horyzoncie widnieje mnóstwo. Pierwszy z brzegu to choćby kontrowersyjny pomysł współwłaściciela Wisły Kraków Jarosława Królewskiego, by ostatnia transza z tytułu praw telewizyjnych została podzielona ze względu na oglądalność każdego zespołu.