Koronawirus sparaliżował niemal wszystkie dziedziny życia w każdym zakątku globu, a liczba osób zakażonych SARS-CoV-2 na świecie przekroczyła już milion. Futbol zatrzymał się w połowie marca. Najpierw stanęła liga włoska, a potem zawieszano kolejne rozgrywki. Pandemia zmusiła UEFA do podjęcia bezprecedensowej decyzji o przełożeniu mistrzostw Europy o rok.
Bohaterami tych czasów są lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, inni pracownicy służby zdrowia i diagności laboratoryjni, którzy stoją w pierwszej linii frontu z pandemią. Także farmaceuci, kasjerzy, kurierzy, piekarze, masarze i wszyscy, którzy pracują, by zamortyzować społeczeństwu brutalne zderzenie z nową rzeczywistością.
Piłka nożna, która jest częścią szeroko rozumianej branży rozrywkowej, zeszła na drugi plan. I, jak każda gałąź gospodarki, może boleśnie odczuć skutki kilkutygodniowego paraliżu. Nie wiadomo, czy pandemia nie wywróci świata futbolu do góry nogami i po opanowaniu zarazy nie obudzimy się w nowej rzeczywistości, w której piłka nożna nie będzie już przepompowana pieniędzmi.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Kuba i Lewy w pierwszej linii
W tych trudnych momentach piłkarze potrafią pokazać wielkie serca i zatroszczyć się o tych, którzy znaleźli się w potrzebie. Jako pierwszy, co nie jest żadnym zaskoczeniem, na pomoc ruszył znany z działalności charytatywnej Jakub Błaszczykowski. - Walka z pandemią koronawirusa ma ogromny wpływ na życie nas wszystkich. Przed nami jeden z najważniejszych sprawdzianów z empatii oraz odpowiedzialności - powiedział 19 marca i przekazał na walkę ze skutkami epidemii 400 tys. zł.
W jego przypadku to znaczący gest, bo "Kuba" od stycznia ubiegłego roku gra w Wiśle Kraków za darmo. Po powrocie na Reymonta 22 podpisał z klubem kontrakt z najniższym dopuszczalnym przez PZPN wynagrodzeniem w wysokości 500 zł miesięcznie, które i tak przeznacza na cele charytatywne.
Dzień później dołączyli do niego Anna i Robert Lewandowscy, którzy przeznaczyli na walkę z koronawirusem milion euro. Cztery miliony złotych zostały podzielone na 21 jednoimiennych szpitali zakaźnych, które powstały w Polsce w czasie epidemii. Więcej TUTAJ. Pozostałą kwotę, ponad pół miliona złotych, przeznaczono na inne cele związane z walką z epidemią.
"Wszyscy jesteśmy świadomi trudności sytuacji, jaka nas otacza. Dziś wszyscy gramy w jednej drużynie. Bądźmy silni w tej walce i bądźmy jednomyślni. Jeśli możemy w sposób bezpieczny komuś pomóc, to róbmy to" - zaapelował kapitan reprezentacji Polski. Lewandowski wywołał efekt domina na piłkarskim Olimpie. Dopiero po nim do portfela sięgnęli Pep Guardiola, Lionel Messi czy Cristiano Ronaldo. W pojedynczym geście, żaden z nich nie okazał się jednak hojniejszy od Polaka.
Posiłki dla szpitali
Na swój sposób pomaga też Arkadiusz Milik. Pracownicy jego restauracji Food and Ball z Katowic przygotowują posiłki dla śląskich szpitali. Odwiedzają dwa, trzy szpitale dziennie, głównie w Katowicach, choć ostatnio także w Tychach i Chorzowie. Od początku akcji przygotowali już kilkaset posiłków.
- Raz dziennie wyruszamy z jedzeniem, zostawiamy je w kilku placówkach i nie wnikamy, jak zostaną rozdzielane. Pomagamy też seniorom. To nie pierwsza taka akcja, w którą się angażujemy - mówił nam menedżer restauracji Krzysztof Ciemiera, dodając: - Dostajemy przemiłe wiadomości z podziękowaniem za pamięć i o tym, że obiady są pyszne. Nam to tylko sprawia przyjemność. Więcej TUTAJ.
O pomocy restauracji Milika informowały największe media w Europie jak "Daily Mail" czy "La Gazzetta dello Sport". Ciemiera: - Nikt z restauracji nie spodziewał się takiego rozgłosu. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem, że nasza pomoc odbiła się takim echem. Jesteśmy zdania, że pomagać lokalnie, to pomagać globalnie.
Bartłomiej Drągowski z Fiorentiny natomiast po cichu dorzucił się do klubowej zbiórki na rzecz florenckich szpitali. Klub w kilka dni zebrał pół miliona euro, a dowiedzieliśmy się tego dopiero od prezydenta Violi, który publicznie pochwali Drągowskiego i kilku innych swoich piłkarzy.
Zginęli dla życia
Na ciekawą inicjatywę wpadł Wojciech Pawłowski. Bramkarz II-ligowego Widzewa Łódź postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym i zorganizował charytatywną rozgrywkę w Counter Strike: Global Offensive.
Do gry "Giniemy dla życia" zaprosił 9 innych piłkarzy, w tym reprezentantów Polski Krystiana Bielika, Bartosza Kapustkę, Mateusza Klicha i Dawida Kownackiego. Zagrali z nim też znani z boisk ekstraklasy Paweł Bochniewicz, Mateusz Matras, Jakub Piotrowski i Łukasz Zwoliński.
- Wojtek wyszedł z bardzo ciekawą inicjatywą, dlatego zgodziłem się wziąć w tym udział. Chodzi o to, żeby wesprzeć polską służbę zdrowia i zarazem trafić do młodych ludzi, przypominając im, żeby zostali w domach - mówił nam Kapustka. Więcej TUTAJ.
W ich ślady poszedł Kamil Grabara. Kapitan młodzieżowej reprezentacji Polski też przeprowadza charytatywne streamy.
Wpadajcie dzisiaj o godzinie 19, na https://t.co/AVGNZTlZRx będziemy zbierać pieniądze na ogólnopolska zbiórkę dla szpitali. Może będą jakieś dymy Dla tych którzy nie chcą oglądać mojej facjaty, wy tez możecie coś wpłacić, nawet teraz- https://t.co/UR1QQmcQ60 pic.twitter.com/FncVrms8g6
— Kamil Grabara (@Kamil_Grabara1) April 1, 2020
Poświęcenie dla najmniejszych
Reprezentanci Polski pomagają nie tylko polskiej służbie zdrowia, ale też zachowują się przyzwoicie wobec swoich pracodawców. Pozbawione przychodów kluby muszą zaciskać pasa, a konieczność przeprowadzenia redukcji spotkała się ze zrozumieniem piłkarzy. Dzięki temu uratują przed bezrobociem pracowników niższego szczebla.
Robert Lewandowski i inni gracze Bayernu Monachium zgodzili się na 20-proc. obniżkę wynagrodzenia. W przypadku "Lewego" mowa o ok. dwóch milionach złotych miesięcznie. Na jeszcze większe ustępstwa przystali zawodnicy Juventusu Turyn. Wojciech Szczęsny zrezygnował z pensji za marzec, kwiecień, maj i czerwiec - łącznie to ok. 10 mln zł.
Rafał Gikiewicz z Unionu Berlin jako jeden z pierwszych zadeklarował, że zrzeknie się części wynagrodzenia, a potem na podobny gest zdobyła się cała drużyna beniaminka Bundesligi. Także kierownictwo Leeds United porozumiało się z zespołem, w tym z Mateuszem Klichem, w sprawie zamrożenia pensji na czas przerwy w rozgrywkach.
Dzięki temu, że "Lewy", Szczęsny, Gikiewicz czy Klich zrezygnowali ze swoich uposażeń, ich kluby będą miały środki na utrzymanie szeregowych pracowników. Inni reprezentanci Polski też czują odpowiedzialność za swoich pracodawców i są gotowi na podobne ustępstwa.
- Jako pracownik muszę patrzeć przez pryzmat mojego pracodawcy i dostosować się do możliwych rozwiązań, by w przyszłości mieć do czego wrócić. Jestem gotowy na ucięcie nawet sto procent wynagrodzenia. Na wszystko się zgodzę - przyznał Łukasz Fabiański w sport.pl.
- To nie byłoby problemem, jeśliby nam nie płacili za okres, gdy nie możemy wykonywać zawodu. Większy kłopot mają osoby, które zarabiają mniej od nas - to z kolei słowa Macieja Rybusa dla "Przeglądu Sportowego".
Także Jerzy Brzęczek i jego współpracownicy zgodzili się na redukcję wynagrodzenia. Od kwietnia do lipca włącznie będą pobierać tylko połowę pensji. - Decyzję podjęliśmy wspólnie, rozumiemy jaka jest sytuacja, że ludzie tracą firmy i pracę. Nikt nie widział w tym problemu - przyznał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Radosław Gilewicz, asystent selekcjonera.