Nie wiemy, ile czasu potrwa przerwa w rozgrywkach, ale można dziś założyć, że tego sezonu nie uda się dokończyć. Nie wiemy też, co będzie dalej. Dziś wszyscy zakładają, że następny ruszy zgodnie z planem, a przecież jak mawiał Woody Allen: "Jeśli chcesz rozśmieszyć pana Boga, powiedz mu o swoich planach". Nie przyjmujemy do wiadomości, że sprawa może się ciągnąć dłużej. Albo że ewentualnie po wygaszeniu, po wakacjach, może nastąpić nawrót pandemii. A prawda jest taka, że kreślimy scenariusze nie mając pojęcia, co wydarzy się w najbliższej przyszłości. Ale kreślić je musimy.
Gdybyśmy założyli, że od przyszłego sezonu rozgrywki ruszą normalnie, to przecież trzeba też brać pod uwagę, że jeszcze jesienią wiele osób będzie unikało trybun, żeby nie kusić losu. Szykują się ogromne straty dla klubów. O ile dla największych klubów przychody z dnia meczowego to coraz mniej istotny składnik budżetu, o tyle dla klubów średnich i małych to wciąż bardzo ważna składowa. A w Polsce są tylko kluby średnie i małe.
Dziś wszyscy zastanawiają się więc, "skąd brać pieniądze". Większość kosztów klubów to kontrakty piłkarzy. Cezary Kulesza, właściciel Jagiellonii Białystok, w rozmowie z nami mówi, że to 60 procent jego kosztów, ale nie jest tajemnicą, że dla wielu klubów to nawet 80-90 procent.
ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Zbigniew Boniek o zarażeniu Bartosza Bereszyńskiego. "Przechodzi to tak, jak bardzo lekką grypę"
Kulesza, kandydat na prezesa PZPN, mówi: - Priorytetem jest dla mnie utrzymanie klubu, ale żebyśmy mogli wyjść z tej sytuacji, potrzebuję wsparcia przede wszystkim zawodników. Koszty ich wynagrodzeń to około 60 proc. kosztów klubu. Najważniejsze, by oni zrozumieli, że jeśli dziś nie zejdą z umów, to za kilka miesięcy nie będą mieli pracy. Oni to muszą zrozumieć, zacisnąć pasa, współpracować. Ile powinni zejść? Liczy się każdy procent. Ja sam rozmawiałem na ten temat z kapitanem drużyny, Tarasem Romańczukiem, teraz czekam na odpowiedź. Minęło kilka dni, zawodnicy wciąż się nie odezwali.
W niektórych klubach PKO Ekstraklasy już to wiedzą, choćby zawodnicy Wisły Kraków zapowiadają cięcia, piłkarze Śląska Wrocław zgodzili się na zamrożenie znacznej części dochodów. Co z kolejnymi?
Dziś sytuacja wygląda tak, że kluby nie rozgrywają meczów, a więc nie dostają pieniędzy od nadawcy czyli Canal+. A płacić muszą, bo zawodnicy mają kontrakty. 2-3 miesiące płacenia kontraktów bez wpływów i kluby zaczną bankrutować.
Kulesza ma rację. Dziś przetrwanie klubów zależy od różnych czynników. Najważniejszym są zawodnicy. Część z nich wyjedzie za granicę, bo już wiadomo, że kluby z Beneluksu oraz z Włoch szukają nad Wisłą wzmocnień, gdyż przypuszczalnie na naszym rynku będzie bardzo tanio.
Ale wyjedzie może kilkunastu, a reszta? Musi sobie zdać sprawę, że jeśli na 2-3 miesiące nie zejdzie drastycznie z wysokich kontraktów, za pół roku będzie oglądało się każdą złotówkę. Dziś średni zawodnik ligowy zarabia na poziomie 30-40 tysięcy. To w stosunku do reszty społeczeństwa potężna kwota. Nie mam zamiaru nikomu wypominać, każdy doszedł tam, gdzie jest, ciężką pracą, to są najlepsi z najlepszych, jakich mamy.
Ale też zawodnicy zarabiają na tyle dobrze, że jeśli dziś zejdą z kontraktów o 50 procent, albo jeśli to będzie konieczne i więcej, przynajmniej na dwa, trzy miesiące - kluby przetrwają, a oni będą mieli większe szanse na podpisanie dobrej umowy w tym albo innym klubie. Jeśli nie zejdą dziś z wynagrodzeń, nie mogą wykluczyć, że umowa którą mają, jest ostatnią poważną w ich karierze.
Nie chodzi o zwykłych ludzi, którzy żyją od pierwszego do pierwszego, ale o naprawdę uprzywilejowaną grupę, która ma z czego żyć, ma oszczędności, poza tymi którzy prowadzą żywot utracjusza.
Problem dotyczy zwłaszcza polskich zawodników. Musimy sobie zdać sprawę z sytuacji, jaka panuje w polskiej piłce. Na czym polega nasza tragedia, dlaczego wiele innych krajów łatwiej wyjdzie z kryzysu, a dla nas będzie on szczególnie dotkliwy? Szkolenie to słowo klucz. Od wielu lat Polski Związek Piłki Nożnej udaje, że temat szkolenia młodzieży go nie dotyczy. Kluby powoli zaczęły się orientować i stawiać na szkolenie, ale po pierwsze jest sporo za późno, po drugie, poza Legią i Lechem, to wciąż nie jest ta jakość, ponieważ nie jest to zjawisko masowe.
My, jako piłkarski naród, myśleliśmy, że jakoś to będzie, nie inwestowaliśmy w przyszłość, nasze kluby grały co sezon o przetrwanie. Dziś przyjdzie nam za to zapłacić. Oby nie za dużo, ale wiele wskazuje na to, że czeka nas zapaść. Nie mamy zasobów naturalnych, nie mamy kogo sprzedawać, nie mamy z czego czerpać. Mamy bardzo słabych piłkarzy. Wciąż czytam o mitycznych talentach w niższych ligach, które na pewno są, ale nikt ich nie znalazł, bo kluby nie szukają. Gdzieś tam może jest piłkarska Atlantyda w 4 lidze, ale my nie możemy liczyć na cud.
Co więc zrobią kluby? Będą szukały najtańszych rozwiązań. Nie z pazerności, ale po to by utrzymać się na powierzchni. Będą cięły wydatki na wynagrodzenia, żeby wrócić do równowagi. I zaczną zatrudniać tańszych piłkarzy. Będą to zawodnicy ze wschodu, z Ukrainy, Białorusi, jeszcze więcej Słowaków, jeszcze więcej zawodników z krajów bałkańskich a może i bałtyckich. Polscy zawodnicy i tak muszą liczyć się z tym, że takich umów jakie mają przez jakiś czas nie podpiszą. Ale też mogą mieć miejsca pracy albo ich nie mieć.
To nie jest żaden scenariusz science-fiction, to realny obraz przyszłości i to bardzo bliskiej. Piłkarze muszą mieć świadomość, że upadek klubów to przede wszystkim ich problem.
Ale to nie wszystko. Druga sprawa to umowa z nadawcą. Wielu z nas, zwykłych zjadaczy chleba, zapłaciło za możliwość oglądania telewizji. Ja np. płacę Canal+ 150 złotych miesięcznie, a więc najdroższy pakiet, tylko i wyłącznie po to, żeby mieć dostęp do Ekstraklasy.
I co teraz? Zapłaciłem za możliwość oglądania, pośrednik a więc Canal+ wziął pieniądze, a towaru nie mam. Kasa miała trafić do klubów, ale nie trafiła. Nadawca może rozłożyć ręce, ale jednak powinien w jakimś zakresie porozumieć się z klubami, bo jednak na odbiorcach zarobił. Trudno by było, żeby były dwie ofiary i jeden zwycięzca. Lepiej, żeby każdy wziął na siebie część zobowiązań. Canal+ również musi sobie zdawać sprawę z tego, że brak solidarności ze strony stacji może oznaczać dla niej dużo większe kłopoty. Np. kluby, które będą czuły się pokrzywdzone, w kolejnym sezonie niekoniecznie muszą chętnie współpracować z dziennikarzami. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku, warto, żeby każdy zdawał sobie z tego sprawę.
Zawodnicy i telewizja to dwa z trzech filarów, które mogą dziś podtrzymać polską piłkę zawodową. Trzecim jest PZPN. Wszyscy liczą na pomoc związku, ale trzeba zdać sobie sprawę, że on nie jest od tego, żeby rozdawać pieniądze. Bo dlaczego miałby dać Legii Warszawa, a nie Żyrardowiance czy Mazurowi Karczew? Choć nie ma wątpliwości, że bez pożyczek wiele klubów padnie i tu rola związku jest kluczowa.
Dariusz Mioduski, właściciel Legii, rzucił pomysł, że PZPN mógłby pożyczyć klubom pieniądze na niskim procencie na wiele lat. Z kolei PZPN może też wykorzystać tę sytuację, by zmusić kluby do stawiania na polskich zawodników, np. pożyczyć ale pod warunkiem, że kluby jakąś część dochodów będą przeznaczały na szkolenie, skauting, że będą miały w kadrach iluś Polaków, że tylko jakąś część pieniędzy będą wydawały na wynagrodzenia zawodników zagranicznych itd. Wiele jest możliwych rozwiązań, które sprawią, że możemy jeszcze wyjść z tego silniejsi w myśl zasady co nas nie zabije to nas wzmocni.
Polska piłka, zarówno kluby jak i PZPN, aż do teraz żyły "po polsku", czyli z dnia na dzień, zobaczymy, co się wydarzy i jakoś to będzie. Może nadchodzący kryzys jest szansą, żeby wyjść z tego schematu? Oczywiście to myślenie życzeniowe, ale przecież w końcu musimy zmądrzeć, dlaczego nie teraz...