W Rybniku mieli z niego ubaw. Początek 2016 roku, powrót na boisko Bartosza Slisza przeciągał się. Kontuzja pleców to był problem dla nastolatka. Każdy skręt tułowia to sporo bólu. Był nie do zniesienia, dlatego miesiącami ograniczał się tylko do truchtania obok trenujących kolegów.
A oni śmiali się, że z Bartka to będzie prędzej maratończyk niż piłkarz. Bo tyle kręcił kółek na stadionie. Były docinki, dużo żartów. W nim się gotowało. A w głowie myśli: "ja wam, diabły, dopiero pokażę". I pokazał. Wrócił dopiero na kwietniowy mecz ze Zniczem Pruszków i od razu strzelił gola na wagę remisu.
Rekord, "szóstka" i "odkurzacz"
- Tak wywalczył sobie miejsce w składzie. Bez aklimatyzacji, czasu, żeby dostosować się do seniorskiego grania - wspomina Roland Buchała, trener ROW-u Rybnik, który włączał Slisza do pierwszej drużyny. W wieku 20 lat pomocnik bije rekord PKO Ekstraklasy. Został najdroższej sprzedanym piłkarzem wewnątrz ligi. Po 51 meczach w pierwszym zespole Zagłębia Lubin przenosi się do Legii Warszawa za 1,5 mln euro.
ZOBACZ WIDEO: Menadżer Kamila Grosickiego zdradza kulisy transferu. Potwierdził, że były dwie inne ciekawe oferty
Oba wydarzenia dzielą prawie cztery lata. Ale zaczęło się, kiedy był jeszcze dzieckiem. Bartosz (rocznik 1999) rywalizował na podwórku ze starszym bratem Kamilem. W Rybniku wspominają, że już wtedy nie schodził, dopóki nie wygrał. Młodego Slisza w końcu wypatrzył Buchała, który po zakończeniu kariery zaczął trenować graczy z rocznika 1998. Skorzystał z okazji i dobrał do zespołu Bartosza jako jednego z najbardziej utalentowanych chłopaków z młodszej drużyny.
- Na tle starszaków wyglądał rewelacyjnie. Zawsze na pozycji "6". Robił za wszystkich czarną robotę i dokładał gole ze stałych fragmentów gry i strzałów z dystansu. Kiedy pierwszy zespół objął Dietmar Brehmer, wziął mnie jako asystenta. Mogłem wprowadzać piłkarzy z akademii. Szybko się dogadaliśmy i od razu szykowaliśmy wejście Bartka - wspomina Buchała.
Po dwóch rundach w Rybniku Slisza wypatrzyły większe kluby. Pod koniec 2016 roku wyleciał na testy do Virtusa Entella, już w styczniu sprawdziło go także duńskie Nordjaeland. Tak nabierał doświadczenia i poznawał wielki świat. Z ROW-u wyciągnęło go dopiero Zagłębie. Był luty 2017 roku. Rok później zadebiutował u Mariusza Lewandowskiego. Na stałe do pierwszego składu wciągnął go Ben van Dael. Grał u niego od deski do deski. I tak jak w Rybniku - dużo biegał i często odbierał piłki. W pewnym momencie Holender nazywał go "odkurzaczem".
- Zawsze rywalizował. Problem był tylko, gdy łapał urazy i za wszelką cenę chciał najszybciej wracać do grania. Regularnie kontaktujemy się ze sobą. Do teraz ma ważną cechę - ostatni schodzi z boiska. Jak mu powiedziałem, że musi poćwiczyć podania w poprzek boiska, to potem po każdym treningu zatrzymywał mnie i dorzucał piłki. Biegałem za nimi po godzinach, ale to była przyjemność. Pracuś, pracuś, pracuś - powtarza Buchała.
"Zrozumiał wiele rzeczy"
Niewiele zmieniło się u nowego trenera, Martina Seveli. Slisz nadal grał od deski do deski. Tyle że był już sprawdzonym ligowcem i młodzieżowym reprezentantem Polski. Na mundialu U-20 miał pewne miejsce w zespole Jacka Magiery. Zagrał we wszystkich meczach na turnieju, Biało-Czerwoni odpadli w 1/8 finału.
Wtedy też przytrafił się kryzys, gdy po pierwszym meczu z Kolumbią (0:2), został skrytykowany w mediach. - To nie było uzasadnione. Miał dobre statystyki i wykonał swoje zadania. Trudno sobie z tym radził. To był pierwszy szok, kiedy czytał komentarze i zderzył się z rzeczywistością. To normalne. Rozmawialiśmy, wytłumaczyłem, że musi być gruboskórny. Ten czas pomógł mu zrozumieć wiele rzeczy - opowiada Magiera.
W jego zespole Slisz rozegrał dotąd 14 meczów. Reprezentacja to szkoła życia. - Podczas zgrupowania musieliśmy wyjaśnić sobie pewne rzeczy. Sprawa zostaje między nami. Bartek był jednym z tych, którzy najlepiej zareagowali z grupy, która dostała reprymendę. Słucha, wyciąga wnioski i to jest najistotniejsze w przypadku młodych ludzi - mówi selekcjoner kadry do lat 20.
- Skromny, pokorny, czasem wyciszony. To nie standuper, który rzuca kawałami i rozbawia towarzystwo. On wychodzi na boisko i tam robi swoje - kontynuuje Magiera.
Rekordowy transfer do Legii to kolejny moment w karierze. Slisz od razu będzie musiał podjąć rywalizację ze sprawdzonymi u Vukovicia Andre Martinsem i Domagojem Antoliciem. Wszystko na oczach dużo większej liczby kibiców. Presja będzie dużo większa niż w Lubinie.
- Rozmawialiśmy w środę. Życzyłem mu odwagi, bo to klucz do zwycięstwa, rozwoju. Ona musi być w boisku i działaniach poza nim, poparta rozsądkiem. Przed nim wyzwanie, ale jestem przekonany, że poradzi sobie - twierdzi Magiera.
Czytaj też:
Andre Martins: Naważniejsze są czas i przestrzeń
Górnik - Pogoń: niespodzianka w Zabrzu, gospodarze nie dali szans