Częstochowianie, choć od początku spotkania zostali zdominowani przez rywali, potrafili wychodzić z kontratakami, co pozwoliło im otworzyć wynik spotkania w 22. minucie. Legionistom wcale nie grało się wygodnie.
- Trudne spotkanie, jeszcze trudniejsze niż można było się spodziewać - skomentował Aleksandar Vuković - Każdy mecz wyjazdowy jest bardzo ciężki, ale ten szczególnie, zwłaszcza w drugiej połowie. Pierwszą, mimo że przegrywaliśmy, kontrolowaliśmy dużo bardziej niż momentami drugą, w której było sporo chaosu. To otwierało możliwości na sytuacje mniej kontrolowane, bardziej przypadkowe - tłumaczył.
Raków Częstochowa Wojskowych się nie przestraszył i do końca wierzył w korzystny wynik. Ostatecznie go osiągnął. Zdecydowanie można mówić, że Czerwono-Niebiescy mają swój styl. Nie zrezygnowali z niego nawet w spotkaniu, w którym przyszło im zmierzyć się z wicemistrzem Polski.
ZOBACZ WIDEO: Nowy inwestor w Polonii Warszawa? "Ta sytuacja pokazuje, dlaczego wielki biznes nie wchodzi do polskiego futbolu"
- Nie mogę powiedzieć, że Raków nas zaskoczył. To drużyna, która gra w określony sposób i tak zagrała dziś. Sporo "szumu" po stałych fragmentach, bo to wysocy zawodnicy, stawiający mocno na rzuty wolne i rożne. My zawsze chcemy zwycięstwa, ale punkt też jest zdobyczą. Jeżeli w następnych meczach będziemy wygrywać, on też będzie mieć swoją wartość. Tak do tego podchodzę - powiedział szkoleniowiec Legii Warszawa.
Ekipa ze stolicy nie ustrzegła się błędów. Częstochowianie cierpliwie na nie czekali i starali się je wykorzystywać, by zagrażać bramce Radosława Majeckiego. Zdaniem Vukovicia, to było zrozumiałe podejście.
- W pierwszej połowie tych błędów mniej. Jeśli drużyna przeciwna jest w dziewiątkę ustawiona pod polem karnym i tylko czeka na błąd, to na pewno ten błąd zdarzyć. Za dużo było pod naszą bramką piłek, które padały łupem zawodników Rakowa i dochodziło do strzału. To jest do poprawy. Trzeba oddać rywalowi, że włożył duży wysiłek, by te sytuacje stwarzać - podkreślił trener Legii.
Na pomeczowej konferencji prasowej pierwszego trenera Rakowa Częstochowa Marka Papszuna zastępował jego asystent Goncalo Feio. Portugalczyk jednak zaznaczył, że pochwały należą się jego przełożonemu.
- Ja nie jestem pierwszym trenerem. Przed meczem zapowiadałem też, że gramy przede wszystkim po to, by wygrywać, a cała otoczka mediów, trybuny, telewizja jest fajna dla piłkarzy, kibiców, dziennikarzy. Dla nas to jest po prostu mecz. Każdy chcemy wygrać. My w ciągu tygodnia robimy wszystko, by się jak najlepiej przygotować. Przez 90 minut sport jest ich. To oni decydują o tym, co dzieje się na boisku. My staramy im się pomóc jak tylko możemy. Wszystko co dobre, to praca tych ludzi. A to, że dziś ja stałem tam, gdzie normalnie stoi trener Papszun - podkreślił.
Feio cieszył się, że jego zespół nie zraził się tym, że rywale zdominowali grę od początku. Raków wykazał się przede wszystkim cierpliwością.
- Legia nas przewyższała, ale u nas była dobra organizacja w grze obronnej. Mieliśmy też kilka sytuacji, groźnych stałych fragmentów. Potem byliśmy w stanie zniwelować różnicę. Dotąd Legia nas trochę zamykała. Później się wyrównało. Z całym szacunkiem do punktu, bo musimy go uszanować grając z najlepszym zespołem w kraju, ale jest niedosyt, bo było kilka świetnych sytuacji - powiedział II trener częstochowian.
Raków po 22 kolejkach zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy. Legia nadal jest liderem, choć Cracovia może zrównać się z nią punktami, jeśli w niedzielę pokona Lecha Poznań.
Czytaj też:
Pogoń - Śląsk. Karny śmiechu. Erik Exposito załamany
ŁKS Łódź - Wisła Płock. Kazimierz Moskal: Na remisach daleko nie zajedziemy