- Jestem Holendrem, ale nie Mesjaszem - rozmowa z Robem Delahaije, nowym trenerem Odry Opole

Zaraz po konferencji prasowej nowy trener Odry Opole, Rob Delahaije, nie wiedział może za wiele o swoim zespole, ale tryskał optymizmem i chęcią do pracy. W rozmowie ze Sportowymi Faktami zadeklarował, że pierwsze tygodnie ma zamiar poświęcić na poznanie własnej drużyny oraz naukę naszego języka. - Następnym razem będziemy już rozmawiać po polsku - żartował po zakończeniu rozmowy.

W tym artykule dowiesz się o:

Panie trenerze, co zadecydowało o tym, że porzucił pan Maastrich i przeniósł się do Polski? Powodem mogła być przyjaźń z prezesem Vreulsem?

- Nie. Dla mnie to wielka szansa, aby prowadzić zespół jako pierwszy trener. Teraz pracuje w Polsce, ale mogłem to też robić w Niemczech czy Holandii. Oczywiście Guido ( Vreuls, prezes Odry ? dop. red.) miał również wpływ na moją decyzję i na to, że tutaj jestem.

W Maastricht był pan uważany za legendę klubu. Nie boi się pan, że odchodząc z klubu, z którym był pan związany przez tyle lat zaryzykował tą sławę? Gdyby nie udało się z Odrą, po powrocie ta renoma może nie być już tak duża.

- Od 25 lat jestem związany z MVV, przez 10 lat byłem jego zawodnikiem i przez taką decyzję nie mogę stracić tego tytułu. Nie obawiam się tego.

W jaki sposób będzie się pan porozumiewał z zespołem? Klub będzie musiał zatrudnić tłumacza?

- Kilku zawodników mówi po angielsku, kilku po niemiecku, a Łukasz Kubik zna język holenderski. Myślę, że kilka pierwszych odpraw przeprowadzę po holendersku, a następnie Łukasz albo prezes przetłumaczy moje słowa zawodnikom. W ten sposób można łatwo nauczyć się najważniejszych słów związanych z piłką. Ma to olbrzymie znaczenie i dlatego na samym początku zaznaczyłem, że będę chciał się ich nauczyć jak najszybciej. Mam nadzieję, że będę w stanie zrobić to w pierwsze trzy tygodnie. Może nie wszystkich, ale tych najbardziej potrzebnych.

Widział pan dwa mecze z udziałem swoich nowych podopiecznych. Co może pan powiedzieć o zespole?

- Tak, widziałem ich w wygranym 3:1 meczu z Wisłą Płock. Wtedy zagrali dobry mecz, ale zawsze jest dobrze, kiedy wygrywasz. Poza tym niewiele wiem o zespole. Dlatego przez pierwsze trzy tygodnie mam zamiar skupiać się głównie na obserwowaniu drużyny. Chcę zobaczyć, jakich zawodników mam, jaka jest ich mentalność. Także po tym czasie będę mógł powiedzieć coś więcej o piłkarzach.

Miał pan już okazję by z nimi porozmawiać?

- Tak, dzisiaj o 9 miałem spotkanie z zespołem, ale oczywiście nie mogłem do nich powiedzieć nic po polsku (śmiech).

Użył pan może któregoś ze słynnych w Polsce powiedzeń Leo Beenhakkera, np. "little by little - krok po kroku"?

- On też tak mówi? Cóż, mówiłem o tym, ale nie wiedziałem, że jest to kojarzone z jego osoba (śmiech).

Nie boi się pan presji i oczekiwań kibiców, którzy na pewno będą na pana patrzeć przez pryzmat Beenhakkera i jego sukcesy?

- Kibice z pewnością wiążą z moja osobą wielkie nadzieje, ponieważ obaj jesteśmy Holendrami. Ja nie jestem jednak Mesjaszem. Nazywam się Rob Delahaije, jestem trenerem i spróbuję razem z Tomaszem i Guido zbudować ten klub.

Jaką rolę w klubie, który ma pan przeorganizować widzi pan dla Andrzeja Prawdy? Pozostanie dyrektorem sportowym?

- Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, ale myślę, że w ciągu kilku dni powinniśmy wyjaśnić tą kwestię. Prezes mówił mi, że Andrzej świetnie orientuje się na rynku polskich piłkarzy. Na pewno z tego skorzystam, ale nie wiem jeszcze w jakiej formie.

Co będzie z Ireneuszem Harasem? Pozostanie jako pana asystent? W jaki sposób będzie się pan z nim porozumiewał?

- Na pewno zostaje. Przed konferencją rozmawiałem nawet z Andrzejem i Irkiem. Mój asystent nie posługuje się wprawdzie żadnym językiem obcym, ale za to Andrzej zna angielski.

Ma pan już jakieś przemyślenia, jakich piłkarzy i na jakie pozycje należy ściągnąć do klubu?

- Przepraszam, ale tego nie mogę powiedzieć.

Czy wśród potencjalnych wzmocnień mogą być Holendrzy?

- Mogą. Mogą być też Niemcy, mogą Belgowie. Ostatnio miałem nawet telefon z Brazylii, od zawodnika grającego kiedyś w MVV, a później w Feyenoordzie - Leonardo - który powiedział: "Trenerze, jeżeli mnie potrzebujesz to przyjadę".

Myśli pan, że tacy zawodnicy są w zasięgu Odry? Znane są przecież jej problemy finansowe.

- O tym muszę właśnie porozmawiać z Guido. To jest sprawa na pierwsze tygodnie. Wtedy zobaczymy, czego potrzebujemy i jakie mamy możliwości finansowe.

Jak pod pana wodzą będzie grać Odra? Będzie to typowe, holenderskie 4-3-3?

- To trudne pytanie, bo najpierw, tak jak mówiłem, będę musiał obserwować swoich piłkarzy. Po tym zdecyduje, jak będziemy grać - czy będzie to 4-3-3 czy 4-4-2. Dostosuję system do umiejętności i predyspozycji piłkarzy, jakimi będę dysponował.

Nie boi się pan tego, że będzie jedynym zagranicznym trenerem w II lidze? Na pewno będzie pan szczególnie obserwowany.

- Nie, bo nie po to tutaj przyjechałem. Myślałem o tym przed podjęciem decyzji i mam tego świadomość.

Czego opolanie mogą oczekiwać w ciągu najbliższych sześciu miesięcy od Odry pod wodzą Robbiego Delahaije?

- Nie mogę obiecać zbyt wiele, bo mam za mało informacji o zespole. Proszę dać mi dwa lub trzy tygodnie na zapoznanie się z drużyną. Wtedy będę mógł w pełni odpowiedzieć na to pytanie.

W taki razie co będzie dla pana osobiście najważniejsze - wypracowanie przez Odrę własnego stylu gry, poprawa szkolenia młodzieży czy może coś innego?

- Po pierwsze, chciałbym wprowadzić więcej dyscypliny do zespołu. Nie chodzi o jakiś wielki rygor, ale o jej poprawę. Na pewno przyniesie to korzyści dla zespołu. Po dwóch, trzech tygodniach będę wiedział więcej ? co mam, czego potrzebujemy. Z tego wyciągniemy wnioski i zdecydujemy jak będziemy grać. Oczywiście moglibyśmy ustalić, że gramy ofensywnie, ale jeżeli nie nauczymy się przy tym bronić to będziemy przegrywać wszystkie mecze. Tak samo, kiedy tylko się bronisz i nie umiesz atakować. Wtedy nigdy nie strzelisz bramki i nie wygrasz. Muszę zobaczyć, co potrafią piłkarze i to będzie moje główne zajęcie na najbliższe tygodnie. Zaczynamy już jutro.

Komentarze (0)