PKO Ekstraklasa. Dani Ramirez. Tramwajem do Poznania

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Dani Ramirez
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Dani Ramirez

Choć spędził przy al. Unii zaledwie półtora sezonu, kibice ŁKS-u żegnają go ze łzami w oczach. Nazywali go "El Mago" lub "Maestro". Teraz Dani Ramirez to jedna z najgłośniejszych postaci zimowego okienka transferowego w PKO Ekstraklasie.

Gdy latem 2017 roku przyjeżdżał do Polski, w jego piłkarskim CV znajdowały się takie kluby, jak ,  czy . Problem jednak w tym, że nie były to pierwsze drużyny, a drugie lub trzecie. Był o krok od tego, by w ogóle dać sobie spokój z piłką nożną, ale jednak wybrał  i . Lecz i tam trafił w złym miejscu i złym czasie.

Czujne oko dyrektora Przytuły

Zbiegły się ze sobą problemy sportowe i finansowe Stomilu, które nie pozwalały Daniemu pokazać tego, co potrafi najlepiej. Mimo tego skauci ŁKS-u Łódź, na czele z dyrektorem sportowym Krzysztofem Przytułą, zdecydowali się na sprowadzenie do go drużyny, która w sezonie 2018/2019 dopiero co awansowała na zaplecze PKO Ekstraklasy. Czy był to kot w worku? Trudno powiedzieć, bo - jak zapewniają w klubie - każdy piłkarz, który sprowadzany jest do Łódzkiego Klubu Sportowego, jest obserwowany przez co najmniej pół roku.

Trenerem zespołu został akurat Kazimierz Moskal, który pragnął, by drużyna grała przede wszystkim miło dla oka. Obojętnie, czy nazywano to stylem "krakowskim" czy wręcz "hiszpańskim". Początkowo zespół się tego uczył i przez pierwsze kilka tygodni nie było ani miło dla oka, ani skutecznie. Jednak w przełomowym, choć przegranym spotkaniu z Bytovią Bytów Ramirez popisał się dwiema asystami. Dwa tygodnie później w Niepołomicach strzelił gola i zaliczył decydujące podanie. Przykuwał uwagę coraz bardziej.

ZOBACZ WIDEO: Menadżer Kamila Grosickiego zdradza kulisy transferu. Potwierdził, że były dwie inne ciekawe oferty

Był cichym architektem bramkowych akcji biało-czerwono-białych. Przez cały sezon Fortuna I Ligi odnotował aż piętnaście asyst. A dziewięć razy sam trafiał do bramek rywali. To właśnie on dawał tę szczyptę magii, o którą Moskalowi chodziło. Dookoła miał tylko przecież tylko kolegów z Polski oraz po jednym Słowaku i Ukraińcu. A jednak cały zespół dostrajał się do "Maestro".

Przyszli koledzy

- Ostatni rok to co innego, był dla mnie idealny. Do tego zacząłem dobrze obecny sezon. Nawet jeśli teraz nam szło słabiej, to wygląda to całkiem nieźle. Różnica? Na pewno sposób gry drużyny, ale swoje robiło też to, że spędziłem już rok w Polsce, dojrzałem piłkarsko, dostosowałem się - mówił w sierpniu 2019 roku.

Czytaj też: Dani Ramirez: Wierzę, że wrócę do wielkiej gry

Choć jest obunożny, dużo większe zagrożenie stwarza, gdy ma piłkę przy lewej nodze. Moment nieuwagi i już nie ma go tam, gdzie był sekundę temu. To bez wątpienia był transferowy strzał w dziesiątkę. Po awansie do PKO Ekstraklasy włodarze klubu postanowili sprowadzić rodaka Daniego Ramireza, Pirulo, a także Portugalczyka Ricardo Guima celem nie tylko poprawienia gry na boisku, ale też lepszej integracji w zespole. Obaj najpierw zapytali Daniego, czy warto przyjechać do Łodzi, a on odpowiedział bez wątpienia, że tak.

Na treningu imponował nie tylko balansem ciała i techniką, ale i powtarzalnością. Potrafił w ten sam sposób oszukać obrońców oraz bramkarzy po pięć-sześć razy z rzędu. Podobnie sprawa miała się ze strzałami z dystansu. I choć na boisku nie jeden raz doprowadzał kolegów do furii, bo nie mogli za nim na dążyć, poza nim to uśmiechnięty i skromny chłopak.

Jedną z pierwszych rzeczy, którą mówi się przytaczając postać 27-letniego pomocnika urodzonego w Leganes, to fakt, że na treningi i mecze dojeżdżał w Łodzi... tramwajem. Nie dlatego, że nie było go stać. Jak sam mówił, oszczędzał na poważne cele, które pragnie zrealizować w ojczyźnie. A po drodze do pracy spotykał kibiców, którym z chęcią przybijał piątki i pozował do zdjęć. Zresztą jako jeden z niewielu piłkarzy "nowego" ŁKS-u - obok Jewhena Radionowa - doczekał się przyśpiewki na swoją cześć. Kibice go po prostu pokochali za to, jakim jest.

Gdy pojawił się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju, miał zdecydowanie trudniej. Rywale byli na niego przygotowani, więc niemal w każdym meczu wyznaczony był zawodnik, który "miał być jak bulterier, jak wściekły byk i jak Tommy Lee Jones w "Ściganym" i nie odstępować go na krok. A on mimo tego zdobył sześć bramek i dorzucił cztery asysty.

- Poziom jest wyższy, ale to nie jest diametralna różnica - mówił w grudniu pomocnik - Nasi przeciwnicy są szybsi i bardziej agresywni, ale tego tak wyraźnie nie widać. Różnica polega na tym, że to my wiele razy mieliśmy okazję, by wygrać nasze spotkania. Praktycznie za każdym razem, gdy graliśmy dobre mecze, przegrywaliśmy je - powiedział przed ostatnim meczem 2019 roku z Wisłą Kraków.

W Łodzi już za nim tęsknią

Tym samym stał się łakomym kąskiem transferowym. Historia jego transferu do Lecha Poznań - przynajmniej teoretycznie - sięga już września 2019 roku. Wtedy jednak temat ten funkcjonował jako plotka. Z mediów dowiedział się o nim również sam Ramirez, który na swoim profilu na Twitterze napisał, że "nie rozmawiał z nikim odnośnie opuszczania ŁKS-u" oraz "myśli tylko o swojej drużynie i pracy z nią".

Takiego kreatora ekipie Kolejorza brakuje, ale nie tylko ekipa z Poznania liczyła się w walce o Hiszpana. Wyraźne zainteresowanie wyrażała również Jagiellonia Białystok. Pozyskanie zawodnika miał utrudnić wyjazd ŁKS-u na zgrupowanie do Turcji. Łodzianie udali się tam na trzy tygodnie. W międzyczasie w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" dyrektor Przytuła powiedział, że "nie wyobraża sobie, by któryś z piłkarzy ŁKS-u opuścił zgrupowanie w Side". Cóż, ostatecznie słowa dotrzymał, bo Dani Ramirez trenował nawet jeszcze w Łodzi we wtorek, 4 lutego. Dzień później jednak zjawił się na testach medycznych w Poznaniu.

Nie ma wątpliwości, że odejście wychowanka Realu Madryt to ogromny cios dla ŁKS-u, który właśnie na Ramirezie opierał swoją grę w PKO Ekstraklasie. Z jednej strony czasem aż prosiło się, by w trakcie rundy jesiennej dać mu chwilę odpoczynku, by rozbudzić kreatywność wśród innych graczy. Z drugiej jednak aż strach pomyśleć, gdzie znajdowaliby się Rycerze Wiosny bez niego.

Migawka dla Ramireza

Kibice ŁKS-u żegnają go ze łzami w oczach, bo - choć spędził w klubie zaledwie kilkanaście miesięcy - swoją pozytywną energią zarażał wszystkich wokół. Nawet jeśli bardzo słabo porozumiewa się w języku angielskim czy polskim, odczuwał ogromne wsparcie od łódzkich sympatyków. I bardzo to doceniał. Jeden z internautów zaprojektował nawet specjalną migawkę (tak w Łodzi mówi się na bilet miesięczny komunikacji miejskiej) dla niego.

Na Daniego Ramireza spada teraz ogromna odpowiedzialność. Przechodzi do klubu, który wciąż jeszcze może bić się o medale mistrzostw Polski i - co za tym idzie - występy w eliminacjach do europejskich pucharów. Perspektywa większych zarobków i szansy na większe granie okazała się na tyle kusząca, by opuścić Łódź na rzecz Poznania. W profesjonalnej piłce to norma, ale dochodzi jeszcze czynnik emocjonalny.

ŁKS stanął też przed dylematem finansowym, bo w razie spadku z PKO Ekstraklasy, na Ramirezie nic by nie zarobił. W obecnej sytuacji pojawiły się pieniądze i... kolejny Hiszpan, Antonio Dominguez, który ma godnie zastąpić bardziej doświadczonego rodaka. Teraz do rozstrzygnięcia pozostają już tylko dwie kwestie: czy Dominguez lubi podróżować tramwajami i czy w Lechu Ramirez dostanie bilet miesięczny w prezencie od nowego klubu.

Komentarze (1)
avatar
Adaś Spot
7.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kopacz z 3 ligi hiszpańskiej w polskiej ekstralipie, co za poziom co za moc,